Kilka dni temu ukazała się książka Seriale. Do następnego odcinka. Rozmawiamy z autorką książki, Katarzyną Czajką-Kominiarczuk, znaną także jako Zwierz Popkulturalny.
W zeszłym tygodniu ukazała się nowa książka autorstwa Katarzyny Czajki-Kominiarczuk. Jak sam tytuł wskazuje - Seriale. Do następnego odcinka - tym razem pisarka i popularna blogerka skoncentrowała się na serialach.
GABRIELA NINA PIASECKA: Skąd zainteresowanie tematem seriali w Twoim życiu? I to znacznie wykraczające poza zwykłe oglądanie, skoro zdecydowałaś się napisać o nich książkę.KATARZYNA CZAJKA-KOMINIARCZUK: Od lat interesuję się szeroko pojętą popkulturą, publikuję analityczne teksty o filmach, zjawiskach internetowych i właśnie serialach. Potrzeba takiego pisania wzięła się u mnie początkowo z poczucia, że dziennikarze zajmujący się popkulturą w Polsce rzadko pogłębiają temat – zwłaszcza w kontekście kwestii mechanizmów ekonomicznych związanych z tym aspektem kultury. Takie były moje pierwsze motywacje 12 lat temu, kiedy zaczynałam pisać o popkulturze. Można powiedzieć, że źródłem tego zainteresowania była więc do pewnego stopnia frustracja.
Ile czasu zajmuje oglądanie seriali osobie, która sporą część swojej obecności w Internecie zbudowała na pisaniu o nich? I czy byłabyś w stanie określić, ile ich obejrzałaś w swoim życiu?
Mam wrażenie, że wiele osób wyobraża sobie mnie jako osobę, która nie robi nic innego, tylko ogląda seriale. W istocie najwięcej czasu osobie piszącej o serialach nie zajmuje nawet ich oglądanie, a ułożenie swoich przemyśleń, poszerzenie wiedzy, sprawdzenie, co napisali inni, by się do tego odnieść czy z tymi treściami skonfrontować. Samo oglądanie zajmuje mi pewnie jeden-dwa dni w tygodniu. Liczę, że oglądam rocznie koło 60-70 seriali, co daje jeden z kawałkiem tygodniowo.
Czy zdarza Ci się porzucić serial? Jeśli tak, to co najczęściej powoduje, że porzucasz rozpoczętą historię?
Oczywiście! Co roku robi się obecnie koło 500 seriali, więc nie ma sensu tracić czasu na produkcję, która nas nie wciąga, tylko nuży. I to chyba jest odpowiedź na drugą część pytania. Porzucam seriale, które mnie nie wciągają, są nudne, schematyczne, nie jestem w stanie wejść w ich świat. Skoro mam poświęcić serialowi kilka czy kilkanaście godzin, to musi mnie kupić w pierwszych odcinkach. Jeśli tego nie robi, to idę dalej, szukając czegoś, co całkowicie mnie pochłonie.
Często zdarza Ci się obejrzeć serial bardziej z kronikarskiego obowiązku niż z autentycznego zainteresowania?
Tak, zdarza mi się, że siadam do nowości, bo wiem, że wszyscy chcą o niej przeczytać, a ja sama nie mam przekonania, że to serial dla mnie. Ostatnio miałam tak z serialem na podstawie komiksów i animacji o wróżkach Winx. Minęłam się z tą historią w dzieciństwie i nie mam do niej emocjonalnego stosunku. Serial jest dla mnie dość nużący, ale walczę z materią, bo wiem, że część moich czytelniczek jest bardzo ciekawa, co myślę.
Twoja książka, tradycyjnie już, jest bardzo bogata w anegdoty i ciekawostki. Gdzie i w jaki sposób je wyszukujesz?
Chciałoby się powiedzieć – w Internecie, ale to nie takie proste. Pisząc książkę, zawsze zaczynam od czytania innych książek, od szukania w sieci tekstów, które wychodzą poza pierwszą stronę wyszukiwania w Google. Sporo rzeczy też po prostu wiem, z obserwacji, z czytania wywiadów z aktorami i twórcami, z komentarzy reżyserskich i autorskich. Staram się, żeby źródeł tych informacji było jak najwięcej. Choć oczywiście – bez Internetu pewnie nie dałoby się takiej ciekawej książki na ten temat napisać.
Gdybyś miała stworzyć serial idealny, co z pewnością byś w nim zawarła? Nie tylko w kwestii scenariusza, ale również aktorów czy showrunnerów.
To ciekawe, bo nigdy nie myślałam o sobie jako o twórczyni seriali. Jestem odbiorcą i wymagam od seriali bardzo dużo m.in. dlatego, że nie próbowałam ich nigdy robić. Myślę, że chętnie obejrzałabym mój wymarzony serial o Kościuszce. Niech go wyprodukuje HBO, niech Aidan Turner zagra główną rolę, a showrunnerem… kurczę, nie wiem, kto by się tu najlepiej sprawdził. No ale jak już dostanę na serio taką propozycję, to się będziemy zastanawiać.
Czy Twoim zdaniem można określić, jakie tytuły są kamieniami milowymi dla tej formy kultury? Które najbardziej wpłynęły na obecny kształt seriali?
Są takie tytuły, które zawsze przywołuje się w kontekście przełomowych momentów serialowej historii. Na pewno jednym z takich oczywistych tytułów w tym kontekście jest Rodzina Soprano, bo od jej sukcesu oddzielamy seriale jakościowe, nadawane przez telewizje kablowe, i te, które powstawały wcześniej (nie zawsze mniej znaczące, ale jednak zwykle o niższej jakości). Bliżej naszych czasów przełomowe okazało się House of Cards – nowy sposób dystrybucji pokazał, że czekanie tydzień na odcinek to zdecydowanie więcej, niż widz jest w stanie znieść. Dopisałabym do tej listy też Grę o Tron, bo to serial, który udowodnił, że dziś pod względem jakości produkcji serial telewizyjny może spokojnie konkurować z kinem.
W jakim kierunku mogą rozwinąć się seriale? Zarówno biorąc pod uwagę technologię, zmiany polityczno-społeczne czy nawet trwającą aktualnie pandemię?
Myślę, że pandemia nie zmieni seriali tak drastycznie, jak zrobiło to pojawienie się platform streamingowych. I to właśnie tu widzę źródło największych zmian. Obecnie trwa dzielenie streamingowego tortu między kolejne podmioty. Jest mnóstwo produkcji, każdy chce przebić konkurencję. Mniemam, że za kilka lat, kiedy już rynek się ustabilizuje i podzieli, produkcji będzie nieco mniej. Jakie będą? Formalnie może bardziej filmowe, ale podejrzewam, że interesująca nas tematyka nie zmieni się drastycznie. Ostatecznie najbardziej popularne tematy, jak seriale detektywistyczne czy medyczne, były obecne przez wszystkie epoki rozwoju telewizji, a potem streamingu.
Czy dzisiejsi widzowie różnią się od widowni sprzed dekady lub dwóch? I czy obecne konwenty ukierunkowane na seriale są znakiem zmian w odbiorcach? Możesz wskazać jakieś trendy?
Myślę, że dzisiejsi widzowie są bardzo emocjonalnie zaangażowani w oglądanie serialu, ale w krótszych intensywnych odstępach. Kochają Stranger Things, ale najmocniej przeżywają go miesiąc, dwa po premierze sezonu. Potem emocje przycichają. Gdzie im do fanów Nie z tego świata, którzy latami czekali co tydzień na kolejny odcinek. Tak więc fani się zmieniają, mniej w ich funkcjonowaniu takiego kombatanckiego nagrywania na kasetę i wymieniania się odcinkami. Same konwenty odbijają te dwa światy: są na nich zarówno widzowie, którzy spędzili ze swoim serialem całe życie, jak i ci, którzy dopiero do tej kultury wchodzą. Na pewno takie fanowskie oglądanie stało się dużo bliższe widzom głównego nurtu, niż było kiedyś.
Czasami o filmach z MCU mówi się jako o „filmowym serialu”. Na ile Twoim zdaniem taka nazwa jest trafna?
Można powiedzieć, że MCU to największy serial świata. Odcinki są rzadko, ale powiązania między filmami czynią z tego opowieść w odcinkach. Przy czym to nie jest aż taka nowość, zdarzało się to w historii kina wcześniej. Ludzie lubią opowieści w odcinkach – więc naturalnie ich do takich narracji ciągnie.
Sporo miejsca w swojej książce poświęcasz Netflixowi jako przedstawicielowi streamingu. Jak myślisz, czemu tak bardzo rozpala on wyobraźnię? Nie ma już posmaku nowości, a jednak to na niego najczęściej są zwrócone oczy osób zainteresowanych branżą streamingu filmów i seriali.
Po pierwsze jest największy. Po drugie – to na Netfliksie pojawiły się najbardziej rewolucjonizujące oglądanie pomysły, takie jak słynny algorytm, który podpowiada nam, co oglądać dalej, a także dystrybucja całego sezonu na raz. Skupiłam się na Netfliksie dlatego, że miałam w głowie, że po tę książkę sięgną zapewne nie tylko fani, ale też widzowie, którzy nie zagłębiali się bardziej w świat seriali. Dla nich Netflix to rozpoznawalna marka. Dlatego piszę o Netfliksie, ale właściwie przez tę platformę staram się jakoś wyjaśnić znaczenie streamingu.
Czy już wiesz, o czym będzie Twoja następna książka?
Tak. Tym razem wyjdę ze świata seriali i popkultury. Rozejrzę się wokół, szukając jakiejś nadziei. Ale nic więcej nie mogę zdradzić.