Z okazji polskiej premiery serialu Crossing Lines w stacji AXN William Fichnter opowiada nam o swoim bohaterze Carlu Hickmanie i o swoim doświadczeniu z pracy w serialach.
JOANNA KRAIŃSKA: 10 lat temu seriale telewizyjne były małym rynkiem, a teraz są stawiane na równi z produkcjami filmowymi. Dlaczego to się zmieniło?
WILLIAM FICHTNER: 20 lat temu, kiedy zaczynałem swoją karierę w NYC jako aktor, grałem w teatrze. Nie dało się z tego wyżyć, więc młodzi aktorzy grali w soap-operach, bo inaczej umarliby z głodu. Teraz dużo się zmieniło. W czasach, kiedy byłem dzieckiem, były tylko 3 stacje telewizyjne, teraz są ich setki. Kiedy HBO wypuściło Rodzinę Soprano – zaczął się boom na seriale. Zaczęły powstawać większe produkcje z lepszymi scenariuszami. Kiedyś nowy, dopiero co wyemitowany serial zbierał publiczność powoli, z odcinka na odcinek. Teraz, kiedy pierwszy odcinek twojego serialu nie zbierze wystarczającej publiczności, jest zdejmowany z anteny. Dzisiaj kręci się rzeczy, które 20 lat temu nikomu nie przyszły by do głowy.
Czy seriale mają lub będą miały wpływ na produkcje kinowe?
Pamiętam, jak w 2001 roku rozmawiałem z kimś o tym, że Disney zrobił w ciągu roku 54 filmy - teraz jest ich pewnie około 14. Pierwsze skrzypce gra telewizja. Gwiazdy filmowe robią kariery również na serialach. Tyle rzeczy się dzieje w telewizji! Kiedyś telewizja była drugoplanowym torem wypromowania się; teraz jest stawiana na równi z filmem.
Jak się pracuje na planie serialu?
Grałem w kilku serialach; jest to strasznie ciężka i wykańczająca robota - dużo godzin na planie, dużo odcinków. Serial Crossing Lines jest w tym kontekście przyjemnym doświadczeniem, ponieważ nakręciliśmy go dość szybko, więc nie zdążyłem się znudzić i zmęczyć. To mocny serial.
Wiadomo było to już po przeczytaniu scenariusza? Jaki jest główny bohater?
Lubię role złożone, niełatwe. Carl Hickman to doświadczony przez życie facet. Dobry facet, ale z problemami. To czyni go interesującym. Jest niesprawny fizycznie i emocjonalnie, dlatego jego postać ma kilka wymiarów. W jego życiu dużo się wydarzyło. Razem z reżyserem Edem Bernero długo dyskutowaliśmy o jego przeszłości, o tym, dlaczego jest taki, jaki jest, o jego historii. Wtedy zrozumiałem, dlaczego i jak znalazł się w takim, a nie innym momencie swojego życia. Ale z drugiej strony – wszystko w życiu dzieje się po coś i Hickman ma swoją robotę do wykonania. Myślę, że z sukcesem i zrozumiale opowiadamy jego historię przez te 10 odcinków.
[image-browser playlist="588513" suggest=""]
Jak się kręci i gra w Europie? Czym to się różni od kręcenia w Stanach?
W zeszłą zimę pracowałem nad westernem Jeździec znikąd i kręciliśmy we wszystkich legendarnych miejscach w Stanach. Wyglądało to tak: 2 tygodnie zdjęć - tydzień w domu - 2 tygodnie zdjęć - tydzień w domu i tak dalej. Wiedziałem więc, że jeśli zdecyduję się na udział w Crossing Lines, będzie inaczej. Podjęliśmy tę decyzję razem z żoną - albo jedziemy wszyscy, albo nikt. Pojechaliśmy wszyscy. Nawet mój syn dostał się na rok studiów na uniwersytecie w Pradze.
Będąc wysportowanym człowiekiem chyba trudno sobie poradzić z "niepełnosprawnością" głównego bohatera?
Chodzi o znalezienie złotego środka, nie można przesadzić ani w jedną, ani w drugą stronę, bo bohater straci na wiarygodności. To jest granie bardziej emocjonalnie niż fizyczne. Kiedy gram Carla, to ręka mi przypomina, co bohater może, a czego nie.
Będzie drugi sezon?
Nie myślę o tym. Na razie skupiamy się na tym, czy sezon pierwszy będzie miał publiczność. To dopiero początek, musimy zobaczyć, jakie są mocne i słabe strony naszej produkcji. Pierwszy i drugi odcinek były świetne, ale to odcinki numer osiem i dziewięć są bliskie doskonałości.
Słyszałam, że William Fichtner nie od zawsze miał być aktorem.
W koledżu studiowałem prawo karne. Przed samym ukończeniem, po 4 latach, okazało się, że muszę wziąć udział w jakichś nadprogramowych, dodatkowych zajęciach związanych ze sztuką. Z naprawdę dużą niechęcią poszedłem na te zajęcia teatralne – chciałem przecież zostać agentem FBI, a nie aktorem. Okazało się, że były cudowne i świetnie się tam bawiłem. No i przede wszystkim - byłem w tym dobry. W kilka tygodni po ukończeniu studiów zdałem sobie sprawę, że właśnie to chcę w życiu robić. Sprzedałem swojego pickupa i niewiele myśląc wsiadłem w autobus do Nowego Jorku.
I co? Od razu trafiła się tam praca jako aktor?
Nie miałem żadnego doświadczenia jako aktor. Wszyscy albo byli po studiach, albo chociaż grali w liceum w szkolnym teatrze. Kiedy jechałem do Nowego Jorku, dostałem od mojej ówczesnej dziewczyny, Rosie, książkę "Jak być dobrym aktorem?" i - można się śmiać - dużo się z niej dowiedziałem. Na przykład, że na casting muszę mieć przygotowane dwa dialogi i tym podobne. Mieszkałem z moją ciocią w Queens i pracowałem jako ochroniarz w NY Hilton. Pierwsze 3-4 lata nawet nie chodziłem na castingi, bo nie widziałem w tym sensu. Chodziłem na kursy aktorskie. Miałem 36 lat, kiedy wystąpiłem w pierwszym filmie! Jestem pewnie jedyną osobą na świecie, która zrobiła to tak późno. Kilka razy też zdarzyło się tak, że na dzień przed rozpoczęciem zdjęć wycinali moją postać ze scenariusza.