Śródziemie to kraina, w której toczyła się akcja kilkudziesięciu gier wideo wydawanych od lat 80. poprzedniego stulecia. Choć Peter Jackson nie jest pierwszą osobą, która wzięła na filmowy warsztat dzieła Tolkiena, to jednak filmowych adaptacji dzieł brytyjskiego pisarza nie ma zbyt wiele. Co innego jest z grami wideo. To medium zaserwowało odbiorcom znacznie więcej tytułów niż X muza.

Epoka ośmiu i szesnastu bitów

"The Hobbit " - 1982

Historia tolkienowskich gier rozpoczęła się ponad trzydzieści lat temu na ośmiobitowych maszynach typu ZX Spectrum, Commodore 64 czy Amstrad. Gra "The Hobbit" była klasyczną tekstową przygodówką z prymitywną grafiką i ręcznie wpisywanymi komendami. Jak widać na poniższym filmie, można było ją ukończyć w siedem minut!

[video-browser playlist="636836" suggest=""]

"The Lord of the Rings Game One" - 1985

Ten sam developer (Beam Software) trzy lata później wydał kolejna grę osadzoną w Śródziemiu. "Lord of the Rings Game One" jednak wydaje się być kopią poprzedniczki. To nadal tekstówka wydana na ośmiobitowcach, w której poprawiono co nieco grafikę. Podtytuł sugerował, że zgodnie z książkowym oryginałem należało spodziewać się kolejnych części - i tak się stało.

[video-browser playlist="636838" suggest=""]

"Shadows of Mordor: Game Two of Lord of the Rings" - 1987

Kolejna tekstówka ukazała się dwa lata później. Można o niej tylko powiedzieć, że jest to kontynuacja poprzedniczek – zmienił się jedynie wyświetlany na ekranie tekst, by pokryć wydarzenia znane z „Dwóch wież”. Trylogia jednak musiała się zakończyć, więc nieuchronnie zbliżało się wydanie trzeciej części, pod tytułem:

"Crack of Doom" - 1989

Trzecia już tekstowa przygoda zamyka trylogię "Władcy Pierścieni" w sposób znany z poprzedniczek. Właściwe to fakt wydawania tego rodzaju gier w takich ilościach zapewne dziwi, ale tego typu produkcje w tamtym okresie były bardzo popularne. Poza tym "Władca Pierścieni" wciąż bardziej kojarzył się z literaturą niż Peterem Jacksonem, może więc dlatego nie decydowano się na produkcje platformowe czy gry akcji. Może twórcy gier nie chcieli dokonać jakiegoś rodzaju blamażu, skazy na dziele Tolkiena, nie dysponując odpowiednią techniką?

W tym zamieszaniu nie można zapomnieć o pewnym wyjątku od tekstówek, a mianowicie:

"War in Middle Earth" - 1988

Właściciele komputerów osobistych zostali uraczeni tytułem z animowanymi postaciami oraz zmieniającą się perspektywą (mapa, na której gracz dowodził armią lub też kierował poczynaniami drużyny hobbitów).

[video-browser playlist="636840" suggest=""]

Wraz z zakończeniem lat 80. zakończyła się również epoka Śródziemia na komputerach ośmiobitowych. Już w 1990 roku ukazał się kolejny tolkienowski tytuł, jednakże ugościły go wyłącznie Amiga i PC.

"J.R.R Tolkien’s Lord of the Rings Vol1" - 1990

Skok jakościowy, jeśli chodzi o grafikę i muzykę, był widoczny na pierwszy rzut oka, a gra zyskała nowy wymiar, wchodząc również w kamasze gatunku RPG. Wydarzenia naturalnie obejmowały pierwszą część książkowej trylogii, a "Vol 1" w tytule ponownie zwiastowało kolejne części gry. W tym jednak przypadku siły ciemności pokrzyżowały plany wydania wszystkich trzech, bo po wydanym w 1992 "J.R.R Tolkien’s Lord of the Rings Vol2: The Two Towers" z niewyjaśnionych przyczyn król już nie powrócił.

Lata 90., a co za tym idzie - szesnastobitowe zabawki, jeszcze dwukrotnie gościły tolkienowskie klimaty.

W 1991 wydano "Riders of Rohan", czerpiące garściami z gry "War in the Middle Earth" z 1988 roku. Również i tutaj mamy do czynienia z mieszanką strategii i gry akcji. Różnicą jest fabuła, która w głównej mierze skupiała się na walce Rohirrimów z wojskami Isengardu, czyli przede wszystkim na wydarzeniach z „Dwóch wież”. Zawężono również pole działań z całego Śródziemia do równin Rohanu i ulepszono grafikę.

Rok 1994 przyniósł za sobą grę o wykorzystanym już wcześniej tytule - "J.R.R Tolkien’s Lord of the Rings Vol 1.", wydaną wyłącznie na konsolę SNES. Nie była to jednak reprodukcja swojej imienniczki. Była to gra RPG z widokiem z góry, zgodnie z numeracją w tytule trzymająca się fabularnie „Drużyny Pierścienia”. Wyszczególnienie, iż jest to część pierwsza, również sugeruje chęć wydania kontynuacji, ale plany wydawnicze okazały się być dla Tolkiena okrutne niczym rozwścieczony Sauron.

Cień Petera Jacksona

W świecie ludzi siedzących po naszej stronie ekranu minęło osiem lat. W kinach tryumfy zaczął święcić Peter Jackson z pierwszą częścią „Władcy Pierścieni”, a na rynku gier pojawiła się dość ciekawa sytuacja. Firma Vivendi posiadała bowiem prawa do growych adaptacji książek Tolkiena, a Electronic Arts nabyło od Warnera prawa do produkowania gier na licencji filmu Petera Jacksona. W efekcie jedna firma mogła tworzyć gry, w których nie mogła wykorzystać choćby najmniejszego elementu znanego z filmów, a drugiej prawa autorskie nie pozwalały wyjść poza ciasne ramy postaci i wydarzeń sportretowanych przez pana Jacksona.  W 2002 roku wspomniane Vivendi wypuściło zatem na rynek produkcję niebazującą na filmowym Śródziemiu – "The Lord of the Rings: The Fellowship of the Ring". Tytuł ten był grą akcji, w której prowadziliśmy trzech bohaterów – Aragorna, Frodo i Gandalfa, a postacie te różniły się między sobą umiejętnościami i statystykami. Ciekawostką wprowadzoną do gry jest niewątpliwie licznik „czystości” występujący podczas grania Frodem. Licznik ten ograniczał czas, w którym nasza postać mogła korzystać z potęgi pierścienia. Gra ukazała się na blaszaki, PS2, Xboxa i GBA.

W tym samym roku Elektronicy zaprezentowali swoją „tolkienowską” grę, która tytularnie była bezpośrednią kontynuacją dzieła wydanego przez Vivendi, ale bazowała już na licencji filmowej. "The Lord of the Rings: The Two Towers" była hack and slashem i - jak już wspominałem - z racji tego, że Vivendi wciąż posiadało prawa do adaptacji książek, wszystkie wydarzenia i postacie, które nie były sportretowane w filmie Petera Jacksona, nie mogły być wykorzystane w grze. Tak więc „druga” część trylogii znacząco różniła się od pierwszej wykonaniem i wyglądem. Zwieńczenie trylogii, czyli "The Lord of the Rings: The Return of the King", wydane zostało rok później i przechodziło te same prawne przeboje. Trzecia część zatem była bezpośrednią kontynuacją dzieła EA - z wyglądu, gameplayu i wykonania. Należy dodać jednak, że zwiększono liczbę grywalnych postaci i dodano tryby kooperacyjne.

Licząc zatem od początku, była to trzecia growa adaptacja pełnej trylogii Tolkiena, jak na razie ostatnia. Od tego bowiem momentu twórcy gier zaczęli poszukiwać fabularnych odnóg i próbowali inaczej patrzeć na wydarzenia opisane przez Tolkiena. Wydarzenia z książek przestawały stanowić jedynie szablon do odbijania wydarzeń w grze, zaczęły natomiast być tłem, niekiedy nawet bardzo oddalonym od wydarzeń na ekranie.

W tym samym (2003) roku za sprawą Sierry na sklepowych półkach ukazał się pierwszy RTS osadzony w Śródziemiu, a mianowicie "Lord of the Rings: The War of the Ring". Wojna o pierścień przypominała bardzo "Warcrafta III" i to nie tylko z wyglądu – również dysponowała systemem bohaterów kręcących się pomiędzy jednostkami liniowymi. Wielbiciele Tolkiena mogli również przeprowadzić kampanię, obierając stronę Czarnego Pana, piorąc tyłki elfom, ludziom, krasnoludom i ich poplecznikom.

[video-browser playlist="636842" suggest=""]

Ten sam rok przyniósł kolejną adaptację literacką w postaci gry o prostym tytule "The Hobbit". O grze nie ma się co specjalnie rozpisywać, gdyż Sierra zaserwowała graczom średnio przyjętą rąbankę o cukierkowej grafice.

W 2004 roku Electronic Arts zaproponowało graczom "The Lord of the Rings: The Third Age", będące rasowym RPG. Jako kapitan straży Gondoru wyruszamy w podróż po Śródziemiu, spotykamy się z kanonicznymi postaciami oraz jesteśmy rzucani w wir znanych wydarzeń. Nie one jednak stanowią główne elementy produkcji, są jedynie miłymi dodatkami na fabularnej trasie. Gra została ciepło przyjęta przez graczy i krytykę na ówczesnych konsolach stacjonarnych, powodując decyzję o szybkim wydaniu portu na wciąż popularnego Game Boya Advance.

To nie był ostatni tytuł 2004 roku - chyba najciekawsza propozycja nadeszła pod sam jego koniec. "Lord of the Rings: Battle of Middle-Earth" było strategią czasu rzeczywistego działającą na silniku SAGE, znanym z "Command & Conquer Generals". Serca fanów filmu Jacksona zabiły mocniej, gdy ukazała się lista osób udzielających głosów postaciom, a wśród nich byli Ian McKellen, Andy Serkis, John Rhys-Davis czy Christopher Lee. Niesamowicie smakowitym kąskiem były również cutscenki wyedytowane z oryginalnego filmu.

Poza wydanym w listopadzie "Lord of the Rings: Tactics" (wyłącznie na PSP) 2005 rok okazał się czasem tolkienowskiej posuchy. Wspomniana gra była turową strategią, jakich na rynku wiele dzierżących człon "Tactics" w tytule, a dopiero rok później Tolkien znów w znaczący sposób pojawił się w świecie gier.

Oczekiwana kontynuacja "The Battle for Middle Earth" pojawiła się właśnie w 2006. Wykonanie "The Battle for Middle Earth II" przypominało poprzedniczkę – druga część powstała na tym samym silniku. Gra oferowała kampanię dla wojsk Mordoru, jak również zawierała scenariusz dla sił dobra. W tej strategii czasu rzeczywistego znów można było usłyszeć filmowe gwiazdy – Hugo Weaving udzielił  głosu występującemu w grze jako narrator Elrondowi. Drugi "TBFME" zebrał bardzo dobre recenzje, więc dodatek był kwestią czasu. Pod koniec tego samego roku światło dzienne ujrzał "The Lord of the Rings: The Battle for Middle-earth II: The Rise of the Witch-King". Poza nad wyraz okazałym tytułem (wg. "Księgi rekordów Guinnessa" jest to najdłuższy tytuł wydanego dodatku do gry na świecie) ten expansion set charakteryzował się fabułą, która zabierała gracza do czasów zniszczenia królestwa Arnoru i losów tytułowego króla.

2007 – Pierścienie trafiają do krainy Online

"Lord of the Rings Online: Shadows of Angmar" jest pierwszym z wielu tytułów (a może powinienem rzec podstawką do wielu DLC-ków) rozgrywanych w sieciowych okolicznościach tolkienowskich przygód. Wydarzenia zostały podane za pomocą rozdziałów kolejnych ksiąg, a zaliczenie takiego questa przesuwało fabułę dalej. Czas gry umiejscowiono mniej więcej w momencie uformowania się Drużyny Pierścienia i jej wyruszenia w drogę z Rivendell. Kolejne dodatki, wydawane w rocznych odstępach ("Mines of Moria", "Siege of Mirkwood", "Rise of Isengard", "Riders of Rohan", "Helms Deep"), poza dokładaniem naturalnych w takich grach przedmiotów i podnoszeniem limitu levelowania bohatera dodawały kolejne regiony, które można było zwiedzać, a nawet umiejętności (jazda i walka konna w "Riders of Rohan"). Gracz mógł wykreować swoją postać na członka wyłącznie czterech ras (ludzie, krasnoludy, elfy i hobbici), dobierać wygodne dla siebie klasy i umiejętności, wybudować sobie dom, a nawet stworzyć własną drużynę wraz z innymi graczami. MMORPG we „władcopierściennym” przypadku zostało podane nad wyraz dobrze, dowodem czego jest niewątpliwie fakt, że gra nie podzieliła losu wielu sieciowych tytułów wyłączanych na przestrzeni ostatnich lat, a serwery "LotRO" wciąż pracują.

Nie zapędzajmy się jednak za daleko, bo pomiędzy wydawanymi dodatkami do "Lord of the Rings Online" pojawiały się też inne tytuły. W 2009 roku do sklepów trafiło "Lord of the Rings: Conquest". Ta gra wymieszała pomysłowość z niestety kiepskim wykonaniem. Pomysłowość ujawniała się w scenariuszach dostępnych w kampanii dla jednego gracza. Grając po stronie ciemności, robiliśmy wszystko, aby nie dopuścić do zniszczenia Jedynego Pierścienia. Kampania sił dobra pozwalała na alternatywne podejście do znanych z kanonu wydarzeń (wyprawa Balina do Morii) czy też próbowała odpowiadać na pytania „co by było, gdyby...” (atak na Minas Morgul). Gra zebrała niestety szereg słabych ocen – „Podbojowi” wytykano nierówne walki, łatwość, z jaką kładło się największych przeciwników, i generalnie tępą rąbankę zamieniającą całość w hack’n’slasha.

[video-browser playlist="636844" suggest=""]

Tego problemu nie miała już wydana rok później gra "Lord of the Rings: Aragorn’s Quest". Tutaj nie obiecywano nic więcej poza rąbanką i w zasadzie taki produkt dostarczono. Fabuła podana została na zasadzie retrospekcji – wszystkie misje są opowieściami o przygodach Aragorna snutymi przez Sama, które ten opowiada swoim dzieciom podczas przygotowań do wielkiej uczty wydanej na cześć przybywających z Gondoru gości. Warto zaznaczyć, że jest to pierwsza gra wydana przez Warner Brothers Interactive Entertainment, które przejęło prawa do tolkienowskiej marki.

[video-browser playlist="636846" suggest=""]

Kolejnym wydanym tytułem była "Wojna na Północy". "Lord of the Rings: War in the North" to też rąbanka oferująca system kombosów oraz postacie dysponujące unikalnymi umiejętnościami. Prowadzimy tutaj całą drużynę – bohaterowie pozostający poza kontrolą gracza sterowani są przez system, a gracz może wydawać im proste polecenia, co przywodzi na myśl rozwiązania znane z serii "Mass Effect". Drużyna prowadzona przez gracza wyrusza na wyprawę mającą na celu wspomóc działania Drużyny Pierścienia poprzez angażowanie w walkę wrogów w innych punktach Śródziemia. Niestety to kolejna gra, która zebrała średnie oceny, ale warto w tym przypadku zauważyć, że podczas zabawy z tym tytułem ziemia spływała obficie krwią – jest to pierwsza produkcja z uniwersum "LotR", która otrzymała kategorię wiekową M.

[video-browser playlist="636848" suggest=""]

Rok 2012 przyniósł za sobą kolejne dwie gry oparte na tworach wyobraźni Tolkiena. "Guardians of Middle-Earth" to tytuł należący do gatunku MOBA - wydany został wyłącznie w formie cyfrowej na PS3 i Xboxa 360 (później dorzucono wersję PC). Gra jednak nie zapisała się w annałach elektronicznej rozrywki, sprawiała bowiem wiele problemów z połączeniem i sterowaniem. Znamienny niech będzie fakt, że została już wycofana ze sprzedaży, a serwery zamknięto.

Kolejny tytuł wprowadzał do Śródziemia rewolucję, gdyż stawiał wszystko w klockach. LEGO The Lord of The Rings przedstawił trylogię Tolkiena w charakterystyczny dla siebie sposób – z humorem i lekkością. Masa grywalnych postaci i zabawna kampania przyczyniły się do pozytywnych ocen tego tytułu. Zresztą osoby zaznajomione z serią "LEGO" wiedziały, czego można się spodziewać – i zdecydowanie się nie zawiodły.

[video-browser playlist="636850" suggest=""]

Jak się okazało, nie była to jedyna wycieczka klocków do Śródziemia (a może na odwrót?). W mijającym właśnie roku ukazało się jeszcze LEGO The Hobbit, choć w tym przypadku nie było już tak dobrze jak poprzednio. Gra wyraźnie odcinała kupony od wydanych wcześniej tytułów spod sztandaru LEGO i w zasadzie spełniała głównie funkcje promocyjne filmowego „Hobbita” zamiast być pełnoprawną produkcją. Fabuła kończyła się zgodnie z fabułą ostatniego (wtedy) wydanego filmu, pozostawiając wydarzenia z trzeciej części jako możliwe do dokupienia w formie DLC (naturalnie po premierze „Bitwy Pięciu Armii”). Zainteresowanych odsyłam do mojej recenzji.

Docieramy zatem do końca naszej listy tytułów „tolkienowskich” gier, ale zwieńczenie jest godne uwagi. Wydane również w bieżącym roku "Śródziemie: Cień Mordoru" zasłużenie zbiera należną mu chwałę i glorię. Studio Monolith odwaliło kawał świetnej roboty, tworząc pierwszego sandboxa w uniwersum Tolkiena. Wiele osób może zarzucić grze wtórność i kopiowanie pomysłów, ale nie można odmówić jej również innowacyjności i najzwyklejszej w świecie przyjemności płynącej z grania, której "Shadow of Mordor" dostarcza mnóstwo. Gra zebrała najlepsze elementy z serii "Assassin’s Creed" i "Batman: Arkham..." (system walki oraz poruszania się) i podlała je sosem w postaci systemu Nemesis, który w telegraficznym skrócie polega na odpowiednim zarządzaniu kadrą menadżerską orkowej hordy. Dodajmy do tego ciekawą i wciągającą fabułę oraz rewelacyjne postacie niezależne czy świetną (jak zawsze) kreację głosową Troya Bakera i mamy hit - nie tylko pośród innych „śródziemnych” gier.

Czy J.R.R. Tolkien zagrałby w którąkolwiek z powyższych produkcji? Śmiem wątpić, ale czy to jest najistotniejsze? Czy którakolwiek z wymienionych gier jest tym, czym książkowe odpowiedniki wśród literatury, a filmowe dzieła Petera Jacksona pośród dokonań kinematografii? Oczywiście, że nie. Ale ich liczba dowodzi, jak bogate uniwersum stworzył Tolkien. Jak ciekawy i obszerny setting stanowi Śródziemie, będące domem dla elektronicznych strategii, RPG, slasherów i ostatnio również sandboxów. Liczba produkowanych tytułów wskazuje na to, że uniwersum żyje i wciąż rozwija się, a grono fanów rośnie. Niech ostatecznym dowodem na to będzie fakt, że powyższa lista nie prezentuje olbrzymiej liczby gier na platformy przenośne, MUD-ów, tekstówek, a nawet parodii. Tolkien stanowi doskonałe wrota do świata fantasy nie tylko w literaturze, ale - jak widać - też w grach. Czy jest to zatem ten jedyny setting, by rządzić wszystkimi, czy raczej ten, by wszystkie odnaleźć i niekoniecznie w ciemności dać się uwieść magii?

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj