5 grudnia 1929 roku przeszedł do historii jako dzień narodzin Stanisława Barei. Nikomu wówczas nie mogło przejść przez myśl, że w przyszłości zmieni on na zawsze oblicze polskiej kinematografii.

Bareja, choć talent do kręcenia filmów miał nietuzinkowy, na filmówce nie miał łatwego życia. Studia rozpoczął w 1949 roku na wydziale reżyserii w PWSFTviT i zakończył je 1954 roku, lecz nie złożył egzaminu końcowego. Przedstawił swoją etiudę dopiero w 1958 roku, ale nie została ona przyjęta, a Barei nie zaliczono pracy. Tytuł magistra uzyskał dopiero 16 lat później!

Swój serialowy debiut zaliczył w 1964 roku przy produkcji "Barbara i Jan". Bareja napisał scenariusze trzech odcinków. Chociaż "Barbara i Jan" nie prezentowało jakiegoś niesamowitego poziomu i nie został klasykiem telewizji, zostanie na zawsze zapamiętany jako pierwszy polski serial telewizyjny. Rok później zajął się reżyserią kolejnego serialu pt. "Kapitan Sowa na tropie". Był to pierwszy polski serial kryminalny - opowiadał on o kapitanie milicji obywatelskiej rozwiązującym różne sprawy, od małych przestępstw po morderstwa. Od początku zatem Bareja brał udział w produkcjach, które budowały historię telewizji.

Zanim jednak kontynuował pracę z serialami telewizyjnymi, podbijał polskie kina. Wystarczy wspomnieć o takich produkcjach jak "Poszukiwany, Poszukiwana", "Brunet wieczorową porą" czy "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz?", a każdy widz przypomni sobie fantastyczny humor typowy dla tego reżysera. Nie możemy zapomnieć także o kultowym "Misiu", który ugruntował jego pozycję, a dziś jest uważany za jedną z najlepszych komedii wszech czasów.

Kilka lat po "Misiu" przyszedł czas na stworzenie klasyka polskiego serialu - "Alternatywy 4". Tutaj standardowo dla siebie reżyser obnażał typowe słabości człowieka, które między innymi płynęły z absurdalnej rzeczywistości PRL-u w jakiej żyli. To oczywiście spotykało się z dość dużą niechęcią władz, a widzów przyciągało jeszcze bardziej. Pomimo tego, serial do dziś bawi tak samo, prezentując ponadczasowy humor. Dzięki świetnej reżyserii Barei, Roman Wilhelmi ponownie stworzył niezapomnianą postać.

[image-browser playlist="610815" suggest=""]
W 1985 roku cenzorzy wciąż debatowali, w jakiej formie puścić w telewizji "Alternatywy 4", a Bareja, nie zasypując gruszek w popiele, rozpoczął pracę nad kolejnym serialem - tak powstali "Zmiennicy" (pod tytułem roboczym "Taksówkarz"). Przygody dwojga stołecznych taksówkarzy otoczył szeroką gamą postaci i wątków pobocznych, które doskonale portretowały ostatnie lata umierającego systemu w Polsce.

Stanisław Bareja tradycyjnie czekał bardzo długo na akceptację i emisję serialu, ale ostatecznie już tej chwili nie dotrwał... W czerwcu 1987 roku podczas wizyty w RFN doznał tragicznego wylewu i zmarł. Władze jednak, honorując wielkiego filmowca zdecydowały się jesienią tego też roku wyemitować "Zmienników" bez żadnych cięć i ingerencji. Po latach dowiadujemy się, że wycięto tylko jeden wątek dotyczący rejsowego samolotu linii LOT, tłumacząc, że przez świeże wspomnienie widzów o katastrofie lotniczej w Lasach Kabackich mogło być to źle odebrane. "Zmiennicy" pobili wówczas rekord oglądalności, przyciągając przed ekrany prawie 20 milionów widzów - dosłownie połowa kraju oglądała premierowy odcinek serialu. Coś niespotykanego!

Stanisław Bareja przez całą swoją karierę grał również epizodyczne role w swoich produkcjach. Można rzec, że wzorował się na legendarnym Alfredzie Hitchocku.

[image-browser playlist="610816" suggest=""]

Z karierą reżysera wiąże się jedna, zabawna ciekawostka, związana z terminem "Bareizm". W latach 60. w jednym z przemówień Kazimierz Kutz krytykował reżysera, używając tego neologizmu jako synonimu kiczu. Środowisko filmowe, a zwłaszcza polskie władze później korzystały z tego określenia, by atakować Bareję, zaznaczając niską jakość jego twórczości. Po latach to stwierdzenie, dzięki jakości obrazów Barei, nabrało pozytywnego akcentu. Filmowiec nie pozostał dłużny atakowi Kazimierza Kutza i w scenariuszu, niestety niezrealizowanego filmu "Złoto z nieba" odegrał się Kutzowi za "Bareizm":

– Pan podał inne nazwisko w samolocie, a teraz okazuje się, że w dodatku pisze się pan przez "te", "zet"?
– Dawniej pisaliśmy się Kloc przez "ce", ale potem mój brat został reżyserem i zmienił pisownię na Klotz!

Po śmierci Barei gatunek polskiej komedii nigdy już nie był taki sam. Przywołując Stanisława Anioła z "Alternatywy 4": - A tam to jest sprężyna. Schodzimy w dół, żeby się odbić. Dziś możemy wszyscy mieć jedynie nadzieję, że komedia w Polsce odbije się od dna.

Czytaj także:
"Alternatywy 4" - klasyka polskiego serialu

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj