To wszystko jednak wcale nie wyczerpuje tematu książek, bo są jeszcze inne. Jako pierwszy na pomysł tworzenia takich fabuł wpadł popularny scenarzysta komiksowy i pisarz Peter David. Wziął kilka epizodycznych postaci z TNG, dołożył do nich kilka kolejnych stworzonych przez siebie, ale jakoś nawiązujących do różnych odcinków, i zapełnił nimi zupełnie nowy statek federacji. Tak oto w 1997 r. pojawiła się pierwsza powieść nowego cyklu - Star Trek: New Frontier. Ta autorska seria Davida do dziś ma już ponad 20 tomów (wliczając komiks i e-booki) i jest jedną z najlepszych fabuł Star Treka, jakie kiedykolwiek powstały. David to świetny rzemieślnik (oprócz tego napisał sporo powieści Star Trek, w tym uznawaną często za najlepszą ze wszystkich Imzadi, a także Babylon 5, beletryzacje filmów czy setki popularnych komiksów Marvela i DC), który wie, jak prowadzić opowieść, ale także jak współpracować z innymi pisarzami, więc jego seria brała też udział w crossoverach literackich z innymi seriami Star Treka i przez lata zdobyła status kultowej.
Źródło: mat. prasowe
I zainspirowała innych. Powstały kolejne osobne opowieści rozgrywające się w uniwersum Star Trek, ale nienawiązujące bezpośrednio do seriali i filmów – o Klingonach, o wcześniejszych bądź późniejszych przygodach poszczególnych postaci, o zupełnie innych statkach i bazach czy czasach, które pomijane były na ekranie. Trzeba jeszcze wspomnieć o uhonorowaniu fanfików, czyli nieautoryzowanych, pisanych przez fanów setkach opowiadań rozgrywających się w świecie Star Trek. Od 1998 r. wiele z nich pojawiło się w kolejnych tomach antologii Strange New Worlds, której kolejne tomy dowodziły wielkiej wyobraźni i talentu wielu domorosłych pisarzy. Przy okazji - w ogóle nie wspominam tu o dziesiątkach książkowych pozycji niefabularnych. Wszelkiego rodzaju przewodnikach, opisach, albumach czy wspomnieniach twórców... Jak widać, literacki świat Star Treka to wielka książkowa przygoda (której, że jeszcze raz powtórzę, nie mieliśmy praktycznie szansy poznać po polsku). Równie wielka i ciekawa jest rzeczywistość komiksowa. Tu sytuacja momentami była jeszcze bardziej skomplikowana. Zaczęło się nawet wcześniej niż przy książkach – pierwszy komiksowy wydawca, Gold Key, ruszył z tworzeniem nowych przygód USS Enterprise już w 1967 r. i wyprodukował w sumie 61 zeszytów. Nie śpieszył się z tym (zeszło mu do 1978 r.), a wiele z tych historii strasznie dziś trąci myszką, ale z drugiej strony to naprawdę klimat oryginalnego serialu.
źródło: davescomicheroes.blogspot.com
W 1979 r. licencję przejął Marvel, ale mógł tylko pociągnąć fabułę pierwszego filmu (nie miał zgody na nawiązywanie do odcinków serialu sprzed lat). Do 1981 r. wyszło 18 zeszytów. Pomińmy stripy gazetowe oraz fotokomiksy i przejdźmy od razu do DC. Ci wystartowali w 1984 r. z kontynuacją fabuły drugiego filmu kinowego, ale kiedy pojawił się film trzeci i okazało się, że tamte komiksy tracą sens, porzucono fabułę i zaczęto jeszcze raz - od miejsca, w którym kończył się trzeci film. Komiksy w tamtych czasach były naprawdę młodszym, biedniejszym bratem kina, nikt się nimi nie przejmował i one za wszelką cenę starały się dostosować do fabuły z ekranu. Historia z restartem opowieści po filmie kinowym jeszcze się potem powtórzyła, ale i tak era DC w komiksach Star Trek to były dobre czasy, dobre opowieści, a z czasem fajne dwie serie, kiedy w 1988 r. uruchomiono również komiksy z postaciami z The Next Generation. Co ciekawe, kiedy pojawił się następny serial, Deep Space Nine, prawa do komiksów sprzedano zupełnie innemu wydawnictwu – Malibu. I te komiksy również były godne uwagi. Zarówno główna seria, jak i kilka miniserii czy pojedynczych tytułów, które czasem współtworzyli scenarzyści czy aktorzy znani z serialu. Malibu miało również wydawać komiksy z serialu Voyager, ale to nigdy nie nastąpiło... Bo oto wrócił Marvel i w 1996 r. przejął całą licencję. Na bogato odpalił kilka serii - również takich mocno odległych od znanych seriali: jedna była kontynuacją pierwszego, niewykorzystanego pilota serialu z 1966 r., inna opowiadała o kadetach uczących się w Akademii Gwiezdnej Floty.
Źródło: davescomicheroes.blogspot.com
Sił i pomysłów wystarczyło na półtora roku. Następnie wszystko skasowano, niektóre tytuły wręcz w środku historii. Następnym wydawcą, który zmierzył się z licencją, był Wildstorm (czyli znowu część DC). W latach 1999-2002 powstało sporo miniserii i pojedynczych albumów, przy których pracowali naprawdę wybitni komiksowi twórcy. Zresztą nie tylko komiksowi – do tworzenia fabuł zaproszono kilku popularnych pisarzy. Gdy trzyletnia umowa wygasła, nie przedłużano jej. I tak (nie licząc małego mangowego epizodu z wyd. Tokyopop) dochodzimy do bieżącego wydawcy komiksów Star Trek. To IDW – wydawnictwo, które licencję ma w swych rękach już od dekady i świetnie się z nią obchodzi. Po wielu miniseriach, które rozwijały uniwersum Star Treka we wszystkich możliwych kierunkach, dziś IDW stawia głównie na współpracę z kinem – zarówno ich główna seria, opowiadająca o przygodach nowej wersji załogi Kirka, jak i powstające we współpracy z filmowymi scenarzystami komiksy dopowiadające wstecz i na boki fabuły kinowych Star Treków to duży sukces. Korzystając z dorobku poprzedników, IDW wydaje też sporo wznowień poprzednich serii innych wydawców. Postawili także na crossovery. Z pierwszym dużym mieliśmy do czynienia jeszcze za czasów Marvela. Wtedy to załoga Enterprise napotkała na swej drodze na X-Men. Dziś lista tego rodzaju krzyżówek jest naprawdę imponująca: Doctor Who, Green Lantern, Planet of the Apes, Legion of Super-Heroes. Kto wie, co dalej?
Źródło - mat. prasowe
W kinach właśnie oglądać możemy kolejny film. Jak wpłynie on na książki i komiksy? Zobaczymy lada miesiąc. Szkoda tylko, że nie w Polsce.
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj