Teodor Szacki zadebiutował w „Uwikłaniu” Miłoszewskiego jako typowy warszawski prokurator, cyniczny, acz skuteczny. Białowłosy introwertyk, człowiek prawa i czynu, który czasem jednak miewa wątpliwości, czy aby kodeks to ostateczny wyznacznik wszystkich rozwiązań (komu się skojarzyło z wiedźminem Geraltem, ręce w górę!). Przyzwyczailiśmy się już, że w kryminałach główną rolę odgrywa albo policjant, albo detektyw (tajny, prywatny, jakkolwiek by to nie nazwać) – więc tym bardziej to, że Szacki jest akurat prokuratorem, zyskuje na znaczeniu. Miłoszewski już od pierwszego tomu podkreśla, że w Polsce to właśnie prokurator prowadzi śledztwo. To on, nie policja, wykonuje główne czynności śledcze – od przesłuchiwania świadków po wizyty w kostnicy i asystowanie przy sekcji zwłok, nie mówiąc o stertach raportów i całym tym biurokratycznym koszmarze. Oczywiście wszystko w odpowiednim prokuratorskim entourage'u. Prokurator Szacki w kwestii odzieżowej jest pedantem, i to do bólu – acz w tym szaleństwie jest metoda. Starannie dobrany garnitur staje się tutaj kostiumem superbohatera: szykowna marynarka, nienagannie zapięta koszula, odpowiedni krawat, elegancja jak należy. Co prawda esbek podczas spotkania w kawiarni osadza Szackiego w miejscu komentarzem: „Elegancja zaczyna się od 10 tysięcy, pan jest schludny” – ale mniejsza o te złośliwości. Prokurator bowiem to nie byle urzędas. To zbrojne ramię wymiaru sprawiedliwości, nieustraszone… a przynajmniej skutecznie upierdliwe. Prywatnie Szacki też potrafi być nieznośny – a poświadczyć o tym mogą wszystkie kobiety jego życia, od małżonki, przez kolejne kochanki (Szacki realizuje schemat „co miasto i sprawa, to nowa partnerka”), aż po córkę, która potrzebę nastoletniego buntu wyładowuje właśnie na rodzicielu. Rysa na nieskazitelnym wizerunku superbohatera? Cóż, każdy ma swoje słabości… [video-browser playlist="651714" suggest=""] Szacki na ekranie Całkiem szybko doczekaliśmy się ekranizacji prozy Miłoszewskiego – „Uwikłanie” Jacka Bromskiego, dość luźna adaptacja pierwszej powieści o Szackim, trafiło do kin w 2011 roku (trzy lata po premierze książki). Genderowe i geograficzne zmiany (zamiast Szackiego – Szacka, czyli Maja Ostaszewska; zamiast Warszawy – malowniczy Kraków), mówiąc oględnie, nie wyszły filmowi na dobre. Fabularnie reżyser postawił przede wszystkim na motyw rozliczeniowy: na pierwszy plan zamiast kluczowej w powieści terapii ustawień wysuwają się wątki esbeckie. Jeśli chodzi o zmiany w kreacji bohaterów… poprzestańmy na tym, że po prostu szkoda, iż z pełnego charyzmy, stuprocentowego faceta Szacki stał się krzykliwą panią prokurator bez cienia polotu. Miłoszewski zresztą otwarcie przyznawał, że z filmowym „Uwikłaniem” nie miał prawie nic wspólnego. Ot, sprzedał prawa, sprawa zamknięta. W przypadku ekranizacji „Ziarna prawdy” miał już więcej do powiedzenia – razem z Borysem Lankoszem czynnie pracował przy scenariuszu. W jednym z wywiadów przyznał, że jeśli film okaże się dobry, to będzie dowód na to, że współpraca filmowców z pisarzami jednak ma sens. Przynajmniej obydwaj panowie trzymali się literackiego pierwowzoru: rzecz dzieje się w Sandomierzu, a w rolę Szackiego wcielił się Robert Więckiewicz (skądinąd zaaprobowany przez Miłoszewskiego). Tym razem zaś drugie dno sprawy kryminalnej zapewnia cała gama spięć na linii polsko-żydowskiej i pełne wyrzutu historie sięgające czasów Holocaustu. [video-browser playlist="651716" suggest=""] Koniec i kropka? Co dalej z prokuratorem Szackim, tym książkowym? Miłoszewski stanowczo zapowiedział, że kończy z kryminałami – coraz bardziej zaczęły mu przeszkadzać eskalacja przemocy i prześciganie się w tym, „kto wymyśli bardziej odrażającą zbrodnię” (prawdą jest, że w „Gniewie”, ostatniej części historii Szackiego, czyny i krzywdy są mocne). Czy to jednocześnie koniec Szackiego? Szackiego-prokuratora, to na pewno. Czy Szackiego w ogóle? To już jest do przedyskutowania. Nie mówiąc o tym, że na kilku spotkaniach autorskich podczas trasy promocyjnej „Gniewu” Miłoszewski wspominał, iż być może napisze oraz rzuci na pożarcie internautom jakieś opowiadanie, które "domknie" otwarte zakończenie trylogii. Na razie to tylko dająca nadzieję obietnica, a czy będzie (i kim będzie) nowy Szacki – czas pokaże. Chwilowo jego miłośnikom pozostaje Szacki w wersji filmowej, w osobie Więckiewicza. Nie jest co prawda białowłosy, ale tym razem przynajmniej jest mężczyzną.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj