Niedawno miałem okazję być na warsztatach z profilowania kryminalnego, na których prowadzący zajęcia powiedział, że kiedyś spotkał się na jednym z forum z sytuacją, że ludzie zaczęli wymieniać Hannibala Lectera jako jednego z najbardziej znanych seryjnych morderców w historii świata. Jak wszyscy wiemy, jest to postać fikcyjna, stworzona przez pisarza Thomasa Harrisa (już za kilka dni do sprzedaży trafi jego nowa książka, Cari Mora). Jednak granica fikcji w postrzeganiu tej postaci literackiej, filmowej i telewizyjnej mocno zatarła się przez lata. To świadczy tylko o tym, jak mocno Hannibal Lecter wrył się w świadomość odbiorców, jak i w samą sferę popkultury, w której zajął bardzo mocną pozycję wśród największych czarnych charakterów wszech czasów. Jednak Lecter - nieważne, czy był kreacją Harrisa, czy rolą Hopkinsa - bardzo mocno wpłynął na sposób postrzegania niektórych tematów przez twórców filmowych, telewizyjnych i literackich. W poniższym tekście przedstawię Wam, na które konkretnie dziedziny popkultury wpływ miał ten inteligentny morderca-kanibal. Przede wszystkim postać Lectera i kolejne jego książkowe i ekranowe wyczyny udowodniły, że zwyrodnialec, psychopata i manipulator może być ciekawym dla odbiorców obiektem, który przeraża, jednak przy okazji również bardzo fascynuje. Nie od dziś wiadomo, że mrok zawsze pociąga bardziej od tej jasnej strony i to właśnie Lecter wydaje się być kwintesencją tej definicji. Thomas Harris i później Jonathan Demme wykazali się niebywałą odwagą, aby to z członka społeczeństwa, którego normalnie na co dzień unikalibyśmy jak ognia, zrobić postać, która będzie wzbudzać ciekawość. W pewnym momencie nawet, o zgrozo, zaczynamy powoli rozumieć sposób jego myślenia i motywacje, które nim kierują. To był tak naprawdę kamień milowy dla innych twórców, którzy zobaczyli, że seryjny morderca niekoniecznie musi być dodatkiem do głównego protagonisty dzieła, a może stać się postacią, która przejmie dla siebie całą historię. To doskonale widać w twórczości skandynawskich pisarzy kryminałów. Świetnym przykładem jest tutaj Jo Nesbo, który w swojej popularnej serii książek o inspektorze Harrym Hole dał nam wielu pełnokrwistych maniaków, którzy tak naprawdę definiowali jego bohatera i silnie wpływali na przebieg jego drogi życiowej. Najlepszym przykładem jest tutaj oczywiście Bałwan, seryjny zabójca z powieści Pierwszy śnieg, który mocno odcisnął się na całej historii Harry'ego i rezonował na nią jeszcze w dalszej części opowieści o genialnym detektywie z problemami. Innym świetnym przykładem jest Edward Hinde z serii książek Michaela Hjortha i Hansa Rosenfeldta o Sebastianie Bergmanie. W tym wypadku seryjny morderca jest tak naprawdę mrocznym odbiciem głównego protagonisty, w taki sposób, że w pewnym momencie wydaje się, że panowie spokojnie mogliby się zamienić miejscami, ponieważ reprezentują te same podwaliny mentalne z pewnymi różnicami środowiskowymi. Innym przykładem jest uczynienie z seryjnego mordercy głównego bohatera powieści. Tutaj do perfekcji sztukę te opanował nasz polski pisarz Adrian Bednarek w swojej serii o zabójcy Kubie Sobańskim. Twórca spowodował, że pomimo wszelkich okropności, jakie czyni w powieściach jego postać, to i tak lubimy tego młodego prawnika, a nawet łapiemy się, że trzymamy za niego kciuki, aby nie został schwytany przez organy ścigania. Te wszystkie wymienione przeze mnie przykłady są pewnym pokłosiem odwagi, z jaką twórcy Lectera wprowadzili go na salony popkultury. To samo ma miejsce, jeśli chodzi o film i telewizję. Przez wiele lat twórcy nie chcieli epatować seryjnymi mordercami jako pełnoprawnymi uczestnikami ekranowego spektaklu. Wcześniej mieliśmy do czynienia z pojedynczymi zrywami między innymi w postaci Normana Batesa, którego do światowej popkultury przepchnął genialny Alfred Hitchcock. Jednak to po Milczeniu owiec z 1991 roku na masową skalę twórcy filmowi i telewizyjni zaczęli używać seryjnych morderców jako kreatorów historii, a nie jako jej nieznaczący składnik, który przemyka gdzieś w tle jako punkt dla wykazania się protagonisty. Z czasem zabójcy stali się dla telewizji takimi samymi bohaterami jak policjanci, superbohaterowie czy dzielni wojownicy. Dexter Morgan przecież stał się swoistym przykładem mordercy z sąsiedztwa, który zawsze ma czas, żeby pogadać i zjeść stek z kochającą siostrą, rozdaje pączki swoim kolegom w policji, jest uprzejmy dla sąsiadów, a po godzinach pozbywa się wszelkich szumowin z ulic Miami. Tutaj widzowie tak naprawdę w pewnym momencie odpuszczają winy Dexterowi z jednego prostego powodu - ponieważ skupia się w swoim modus operandi na ludziach, którzy są bestiami w ludzkiej skórze i wyrządzają krzywdę niewinnym. Przez to Morgan staje się tak naprawdę godnym reprezentantem społeczeństwa z krwawą profesją. W Mentaliście nastąpiło natomiast zupełnie inne podejście do postaci seryjnego mordercy. Wokół Red Johna twórcy seriali zbudowali prawdziwy kult, który decydował tak naprawdę o atrakcyjności produkcji i trzymał widza cały czas w napięciu, sprawiając, że chcemy oglądać kolejne odcinki i dowiedzieć się, kto kryje się za maską tego bestialskiego manipulatora. O tym jak mocno postać Red Johna wryła się w świadomość widzów niech świadczy spadek poziomu serialu, gdy rozwiązało się kto jest mordercą. Twórcy już po prostu nie mogli przeskoczyć poziomu, który sobie postawili, a napięcie i euforia u widzów po prostu się ulotniły. Hannibal Lecter z czasem powrócił w wielkim stylu do świadomości widzów w serialu, w którym w rolę inteligentnego kanibala brawurowo wcielił się Mads Mikkelsen. Jego kreacja była genialna, na pewno w pojedynku Hopkins-Mikkelsen stawiam remis, być może nawet ze wskazaniem na tego drugiego. Serial został skasowany po trzech sezonach (jednak gdyby to nie była otwarta telewizja a platforma streamingowa lub sieć kablowa to stawiam, że produkcja byłaby emitowana do dzisiaj), ale postać Lectera umocniła się w panteonie złoczyńców popkultury. Ta swoboda, z jaką twórcy filmowi, telewizyjni czy literaccy podeszli do tematu seryjnych morderców, w pewnym stopniu przełożyła się również na ogromny wzrost popularności opowieści o antybohaterach, których w ostatnich latach dostaliśmy sporo. Sztandarowym przykładem są tutaj dwa seriale, mianowicie kultowe Breaking Bad i Rodzina Soprano. Etos antybohatera, który graniczy z psychologicznym fundamentem złoczyńcy bardzo mocno przebijał się właśnie w tych produkcjach. Granica między czystym mrokiem i bestialstwem a altruizmem i mocno ugruntowanym systemem moralnym została całkowicie zatarta w tych ikonicznych serialach. Jednak to właśnie mieszanka dobra i zła, gdzie te dwie sfery działały ze sobą w idealnej symbiozie sprawiała, że zaczynaliśmy kibicować Tony'emu Soprano i jego gangsterskiej rodzince oraz Walterowi i jego wspólnikom w zbrodni. Fascynowała nas ta ciemna strona, która sprawiała, że dokonywali szokujących czynów, ale również ujmował nas sposób, w jaki ci antybohaterowie próbowali chronić swoje rodziny i troszczyć się o nie. Ten archetyp antybohatera możemy również dostrzec w takich produkcjach jak Ozark, Bękarty wojny czy Leon zawodowiec oraz powieści Hipoteza Zła Donato Carrisiego. Osoby te czyniły zło, aby czynić dobro, dlatego zamiast naszego strachu mają naszą sympatię i aprobatę, po prostu nas fascynują. Tego typu postacie występowały przez lata w popkulturze o czym świadczą  choćby Travis Bickle i Michael Corleone, jednak to właśnie Hannibal Lecter stał się swoistym efektem motyla dla wejścia tego elementu zła na ogromną skalę do popkultury. Same produkcje o Lecterze przyczyniły się również do wejścia do popkultury nowego rodzaju protagonisty, mianowicie chodzi mi tutaj o postać profilera/specjalisty od behawiorystyki. Ta grupa bohaterów stała się prawdziwą ikoną popkultury, jeśli chodzi o motyw wykorzystywania ich w produkcjach o tematyce kryminalnej. Do dzisiaj otrzymujemy zalew projektów, gdzie to specjaliści od myślenia seryjnych morderców grają pierwsze skrzypce. Ta pogoń za mrokiem w postaci seryjnych morderców i obserwowanie, jak śledczy starają się wejść do umysłu mordercy i wyjaśnić jego motywację, jest czymś naprawdę interesującym, wręcz znajduje się na jakimś metafizycznym poziomie. W dzisiejszych czasach, gdzie prym w popkulturze wiodą superbohaterowie i nadnaturalne postacie, ten typ protagonisty przyjmuje się nadal doskonale i znalazł swoje miejsce, w którym na stałe zadomowił się w annałach popkulturowego świata i nadal będą świetnie oddziaływać na widza. Bo naprawdę ciężko znudzić się widzowi, gdy obserwujemy, jak Elizabeth Keen z serialu Czarna lista współpracuje z Redem Reddingtonem, tropiąc kolejnych zbrodniarzy. Siedzimy pełni napięcia na brzegu kanapy, gdy Will Graham z produkcji Hannibal wczuwa się w umysł nowego mordercy lub śledzimy zaciekawionym wzrokiem jak Holden Ford z Mindhuntera przesłuchuje kolejną bestię w ludzkiej skórze. Co ciekawe, ten ostatni przykład doskonale obrazuje jak historia Lectera w popkulturze zatoczyła koło. David Fincher stworzył bowiem serial Netflixa w oparciu o wspomnienia wybitnego profilera FBI, Johna Douglasa, który z kolei był inspiracją dla Thomasa Harrisa, twórcy postaci Hannibala, gdy ten kreował jego przeciwników, Jacka Crowforda i wspomnianego już przeze mnie Willa Grahama. To świadczy, że korzenie do jakich sięga mit Lectera w świadomości odbiorców i twórców siedzą naprawdę głęboko. A to zapewne jeszcze nie koniec.
fot. materiały prasowe
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj