Lata 80. i 90. to okres szczególnego prosperity filmowych parodii. Kino zaczęło oferować nowy rodzaj śmiechu: autoironiczny. Niesłabnącą popularnością cieszyli się, m.in. Mel Brooks, który już w latach 70. nie oszczędzał kinematografii, czy też Leslie Nielsen, który od końca lat 80. i przez całe lata 90. z niesłabnącym wdziękiem wyśmiewał w swoich filmach ikonografię nie tylko wielkich hitów tamtych czasów, jak Ścigany czy Szklana Pułapka, ale też całego kina policyjnego jako takiego.

Pierwszy z panów, czyli niepozorny jegomość z Nowego Jorku, to prawdziwy człowiek orkiestra. Nie tylko reżyserował, ale i pisał scenariusze do swoich filmów, często również w nich występując. Zawsze grając postacie, o których pamięta się najdłużej. Brooks, jako człowiek obdarzony niezwykle ironicznym poczuciem humoru, nie znał żadnych świętości. Ma na swoim koncie chociażby Płonące siodła, będące prześmiewczą wizją najbardziej amerykańskiego gatunku filmowego, czyli westernu, czy też Kosmiczne jaja, w których "ośmielił się" wziąć na warsztat hit lat 80. i jeden z pierwszych prawdziwych blockbusterów, czyli Gwiezdne wojny George'a Lucasa. W kolejnych latach postanowił jeszcze pozbawić Robin Hooda jego męskiego uroku romantycznego bohatera, kręcąc Facetów w rajtuzach, po to by w 1995 roku ostatecznie zakończyć swoją karierę reżyserską filmem Dracula - wampiry bez zębów, gdzie też spotkał się z inną wielką ikoną komedii, czyli Lesliem Nielsenem.

W końcu nadszedł rok 1997. Podczas gdy platynowłosy aktor rozśmieszał w najlepsze, dwóch panów - David Michael Latt i David Rimawi - postanowiło założyć własną firmę dystrybucyjną, The Asylum. Studio początkowo skupiało się na produkcji filmów (głównie horrorów) przeznaczonych bezpośrednio na rynek DVD. Niewielka firma stawiająca dopiero pierwsze kroki w biznesie nie mogła równać się z takim potentatem jak chociażby Lions Gate Entertainment, który na swoim koncie miał takie hity jak American Psycho czy serię Piła.

Przez osiem lat firma radziła sobie jak mogła, metodą małych kroków budując swoją nietypową renomę. Szczęście do odważnych właścicieli uśmiechnęło się dopiero w 2005 roku, kiedy to studio wyprodukowało niskobudżetową adaptację "Wojny Światów" H. G. Wellesa. Tak się złożyło, że w tym samym roku na ten sam pomysł wpadł nie kto inny, jak sam Steven Spielberg, który również postanowił przenieść na ekrany kin powieść angielskiego prozaika. O pomyłkę nie było trudno, o czym już wkrótce mogliśmy się przekonać. Wielu widzów wzięło obraz nieznanej wytwórni za film kultowego reżysera, a Blockbuster Inc., czyli największa amerykańska sieć wypożyczalni wideo, zamówiła 100 tysięcy kopii filmu The Asylum, przyczyniając się poniekąd tym samym do jego nieoczekiwanego sukcesu, który to podpowiedział duetowi producentów, w jakim kierunku powinni pokierować swoją firmą.

Wytwórnia tym samym w końcu znalazła pomysł na siebie, dzięki któremu mogła wypłynąć na powierzchnię. O The Asylum zaczynało się robić coraz głośniej wraz z kolejnymi filmami, które wykazywały uderzające podobieństwo do filmów goszczących na ekranach multipleksów lub też dopiero mających tam zagościć. Sytuacja ta miała miejsce chociażby w przypadku premiery filmu Transformers w reżyserii Michaela Baya. Wytwórnia duetu Latt-Rimawi uprzedziła znanego amerykańskiego twórcę efektownych widowisk, wypuszczając dwa dni wcześniej na rynek DVD film..."Transmorphers".

Praktyka ta miała na stałe zagościć w strategii marketingowej wytwórni, która bez żadnych kompleksów kopiowała pomysły wielkich wytwórni, nagrywając swoje wersje wysokobudżetowych hitów. Tym samym na dzień dzisiejszy The Asylum ma na swoim koncie przeróbki takich filmów jak chociażby Jestem legendą ("Ostatni żywy człowiek"), High School Musical ("Sunday School Musical"), Paranormal Activity ("Paranormal Entity"), Thor ("Thor Wszechmogący"), Hobbit ("Era Hobbitów") czy też hitu ostatnich wakacji zatytułowanego Pacific Rim ("Atlantic Rim").

Amerykańska prasa szybko ochrzciła filmy nietypowej wytwórni mianem mockbuster, będącym trawestacją słowa blockbuster. Kluczowe dla zrozumienia estetyki i idei filmów wytwórni zdaje się być słowo mock, które w języku polskim oznacza tyle co drwić, przedrzeźniać, szydzić czy po prostu żartować.

Ten cel zdaje się przyświecać wszystkim dziełom The Asylum, chociaż nikt głośno tego nie mówi. W przeciwieństwie do parodii Mela Brooksa czy filmów Lesliego Nielsena nie ma tutaj jasno wyrażonej ironii i umowności. Filmy te zdają się być kręcone całkowicie na serio, a element komizmu wynika z ich skrajnej niedoskonałości technicznej czy zwykłej niedorzeczności fabularnej. Kręcone w ekspresowym tempie i za marne grosze (szczególnie w porównaniu z budżetami filmów, do których nawiązują), wpisują się w kanon kina klasy B, nie tracąc przy tym jednak nic na swojej popularności. Można wręcz pokusić się o wniosek, iż właściciele wytwórni zdołali przekuć swoje wady w zaletę. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć nieoczekiwaną popularność filmu Sharknado, czyli ostatniego hitu The Asylum? Dzieło to z grobową powagą i odpowiednią dla amerykańskiego kina katastroficznego dozą patosu opowiada o huraganie niszczącym Los Angeles, który sprowadza na miasto trzy ogromne trąby powietrzne... wypełnione żądnymi ludzkiej krwi rekinami. Historia okazała się na tyle dużym sukcesem, iż z amerykańskiej telewizji trafiła do kin, a już na dniach premierę będzie miał sequel tej jedynej w swoim rodzaju historii.

Filmy wytwórni The Asylum proponują widzom kulturę postmodernistyczną nowej kategorii. Typową dla kultury śmieciowej, która zdominowana jest przez prostą rozrywkę nastawioną na bombardowanie widza jak najbardziej wyrazistymi bodźcami. Tym razem jednak twórcy postawili na przewrotność: czerpiąc dosłowną inspirację z dokonań popkultury, nie dekodują jej na nowo. Parodia nie sprowadza się przez to do zawartości dzieła, a samego faktu jego powstania. Mockbustery są wyraziste dzięki swoim brakom, przez co przekornie przykuwają uwagę. Atakują widza nie swoim wizualnym rozbuchaniem, co jego brakiem. Tym samym przy całej swojej niedoskonałości i niedorzeczności zadają kłam twierdzeniu, że dzisiaj nie da się widza już niczym zaskoczyć. Stali widzowie i fani firmy, która dała światu Rekinado, niech zadadzą sobie teraz pytanie, ile to już razy powtarzali sobie, iż "gorzej być nie może". Zastanawiając się nad tym aż do momentu premiery nowego filmu The Asylum...

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj