The Boys najbliżej właśnie do Watchmen, jeśli chodzi o poziom odarcia ze złudzeń i dekonstrukcji mitu herosów. I tak jak film Zacka Snydera powstał o jakieś 10 lat za wcześnie, tak serial Amazona trafia na idealny dla niego czas, doskonały grunt, stanowiąc odtrutkę dla każdego zmęczonego lekkimi superbohaterami lub poszukującego w tym świecie jakiejkolwiek dozy realizmu, brudu, brutalności i innych dobrodziejstw kategorii R. Jest w serialu taka scena, w której Ojczyznosław i Królowa Maeve lecą uratować samolot pasażerski porwany przez terrorystów i jest to moment, który wywołuje ciarki na plecach i przywołuje echa najmocniejszych fragmentów Watchmen. Być może gdyby powstał dziś, wyświetlany byłby na festiwalach filmowych, podobnie jak Joker, zarobiłby znacznie więcej i zyskał szerszą widownię. Może nawet walczyłby o nagrody. Niestety, wyprzedził swój czas, a w roku 2009 daleko nam było do zmęczenia superbohaterstwem, dlatego The Boys jest chwalone zarówno przez krytyków i widzów, dostało też zamówienie na kolejny sezon. Pokazuje też, że współczesny widz jest w stanie przełknąć dowolną dawkę hardkoru, pod warunkiem, że dostanie humor – jakikolwiek humor, a The Boys operuje bardzo czarnym humorem. Nie jest go też wcale tak dużo, wbrew pozorom to dość poważny serial, ale jego bohaterowie przerzucają się fantastycznymi docinkami i dużą ilością sarkazmu, nie przeginając w stronę żartów co minutę ani w stronę grobowej powagi – balans pomiędzy mrokiem a humorem jest w tej produkcji wzorowy. Nie dajcie się jednak zwieść. Momentami bywa naprawdę strasznie. Zastanawialiście się kiedykolwiek nad starą komiksową debatą o tym, czy Superman mógłby zapłodnić Lois Lane? The Boys zaspokoi waszą ciekawość, ale po fakcie możecie się poczuć nieswojo. Niektórzy, oglądając serial Amazona, mogą doznać pewnego rodzaju olśnienia i pomyśleć sobie: „rany, tu jest wszystko, czego od zawsze brakowało mi w tych wszystkich filmach Marvela i DC”. Niektórzy z nas lubią fikcję, bajki i opowieści z założenia nierealne. Inni czują się bardziej komfortowo, widząc w filmie świat bliższy temu, który otacza ich na co dzień - prawdziwość, konsekwencje, prawa fizyki. Na tym polu więcej grzechów ma Marvel, ale i DC nie pozostaje bez winy, choć się starało. The Boys nie boi się prawdy - dosadnej, brzydkiej, często smutnej, ale jednak prawdy. Pokazuje dokładnie, jak działa nasz świat, na zasadzie koneksji, wielkich pieniędzy, kłamstw, reklamy i seksu. Jest taka scena w pierwszym tomie komiksu, w której Ojczyznosław oprowadza po kwaterze Siódemki nową członkinię zespołu, Gwiezdną. Gwiezdna całe życie chciała być prawdziwą superbohaterką grającą w dużej lidze, teraz w końcu przeszła pomyślnie casting i jej marzenia się spełniły. Uradowana opowiada o tym Ojczyznosławowi, który w pewnym momencie ściąga spodnie do kostek i mówi „Ssij”. Zszokowana Gwiezdna widzi wchodzących do pomieszczenia dwóch innych bohaterów, krzyczy o pomoc, ale gdy oni wychodzą z cienia, również nie mają spodni. Ojczyznosław z uśmiechem pyta przerażoną dziewczynę, jak bardzo chce dołączyć do Siódemki. Po przewróceniu kartki, widzimy Gwiezdną wymiotującą do toalety. W serialu ta scena została nieco złagodzona, ale wydźwięk pozostał ten sam, będąc szczególnie głośnym w czasach #metoo i wypływających informacji o molestowaniu seksualnym w Hollywood. Sprowadzając herosów do naszego poziomu, przesłanie The Boys jest mocne i aktualne. Czy można wierzyć, że gdyby Avengers istnieli naprawdę, Czarna Wdowa nie spotkałaby się z molestowaniem lub choćby próbą molestowania w grupie złożonej z playboya milionera, nordyckiego boga piorunów, super przystojnego prawiczka i gościa, który robi się zielony, wielki i wręcz pierwotny? Można oczywiście w to wierzyć, pozostając w sferze filmowej fikcji, ucieczki do świata fantazji, która jest wyidealizowana. Pozostając natomiast na brutalnej planecie Ziemia, należy z całą mocą założyć, że byłoby to możliwe. W takiej właśnie formie funkcjonuje The Boys. Stosuje przesadę, nagina zasady i wyciąga widza z jego strefy komfortu, by poprzez szok zwrócić jego uwagę i zmusić go do rozważań. To mroczne lustro, w którym możemy spojrzeć na superbohaterów w nowym świetle i dostrzec w nich złoczyńców. Na podobnej zasadzie opiera się popularny komiks i gra komputerowa InJustice: Gods Among Us, w której Superman staje się naprawdę zły po traumatycznym przeżyciu śmierci żony i dziecka. W obu dziełach nie chodzi o to, by zniszczyć postrzeganie superbohaterów, hiperbola, którą zastosowałem w poprzednim akapicie, była celowa. Idzie o to, by nie idealizować, dostrzec wady i możliwości zejścia na złą drogę nawet rycerzy w lśniących zbrojach. Ale przede wszystkim, by nacieszyć się odmienną koncepcją niż standardowa rozrywka typu "dobrzy goście ratują świat przed złymi gośćmi". Takich filmów i seriali mamy już na pęczki w gatunku herosów i najwyższy czas, by ktoś zaczął wprowadzać w nim zmiany. Czy The Boys będzie zwiastunem tej odnowy? Nie zrozummy się źle, nie ma niczego złego w byciu fanem superbohaterów dowolnej stajni, nawet w najbardziej fantastycznej i bajkowej formie, The Boys jednak wkłada kij w to mrowisko, zadając pytanie, czy to jedyne, co chcemy oglądać? Czy jest na tej zapchanej scenie miejsce dla rebeliantów, odmieńców, wulgarnych, kontrowersyjnych brutalistów? Czy jesteśmy jako widzowie zacietrzewieni i chcemy oglądać do końca świata już tylko Avengers i Spider-Mana?  Czy też jesteśmy otwarci na coś nowego, innego? Sukces serialu może być tym powiewem świeżości, który ośmieli innych twórców i da im wiarę, że wciąż istnieje rynek na treści mocniejsze niż kolorowa i wesoła familijna nawalanka. Wykorzystując słowa Thanosa, balans jest tym, do czego powinniśmy dążyć, i potrzeba nam więcej takich treści jak The Boys. Zdrowie chłopaków!
Strony:
  • 1
  • 2 (current)
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj