The Boys - doskonała odtrutka na MCU i DCEU. Superbohaterowie (nie)idealni
Serial The Boys z platformy Amazon Prime to dobra odtrutka na przekaz płynący z MCU i DCEU. Tak o superbohaterach nie opowiadano już od dawna.
Platforma streamingowa Amazon Prime ma od niedawna w swojej ofercie prawdziwą gratkę dla fanów brudniejszej wersji superbohaterów – serial The Boys, zrealizowany na podstawie komiksu kontrowersyjnego Gartha Ennisa, twórcy legendarnego Kaznodziei. Ennis jak zawsze nie bierze jeńców, a The Boys: Chłopaki to dzieło zdecydowanie przeznaczone dla dorosłego czytelnika, w dodatku takiego, którego nie rażą przeróżne dewiacje seksualne i łamanie wszelkich możliwych tematów tabu; to czysta jazda po bandzie i odczarowanie mitu superherosa jako jasnego, nieskazitelnego symbolu walki o prawdę, sprawiedliwość i amerykański styl życia. Serialowa adaptacja, co zrozumiałe, nie jest aż tak mocna, ale to nadal najbardziej wykręcona, dzika i brutalna wizja trykociarzy, jaką można zobaczyć na ekranie, taka, przy której DC w wersji Zacka Snydera wydaje się grzeczne i wcale-nie-mroczne, a Marvel wygląda jak bajka dla czterolatków. To w zasadzie przeniesienie na film tego niesławnego cytatu reżysera filmu Watchmen. Strażnicy, w którym mówił on, że jeżeli komuś wydaje się, że jego superbohaterowie w prawdziwym świecie nie kłamaliby, nie oszukiwali i nie dopuszczali się niecnych czynów, to żyje w p*********m śnie. To, za co na Snydera spadły gromy, jest motywem przewodnim The Boys, którego koncepcja jest prosta jak drut – gdyby superbohaterowie istnieli naprawdę, ale tak naprawdę, nie tak, jak pokazuje to Marvel czy DC, byliby tak samo zepsuci jak świat, w którym obecnie żyjemy.
Na pierwszy rzut oka widać, że serial jest mroczną satyrą, zainspirowaną współczesnymi filmami o tematyce superbohaterskiej – mamy tu odpowiednik Ligi Sprawiedliwości i Avengers, który nazywany jest Siódemką, a którego członkowie podejrzanie mocno przypominają z wyglądu bohaterów tej pierwszej drużyny w wersji DCEU. Kolejno więc, ich przywódca i główny antybohater, Ojczyznosław, to taki odpowiednik Supermana, dysponujący tymi samymi mocami co Człowiek ze stali. Królowa Maeve wygląda jak Wonder Woman, Głęboki to Aquaman, Pośpieszny to Flash i tak dalej. Haczyk polega na tym, że wszyscy oni są dokładnie tacy jak my, pełni problemów, do tego niczym współcześni celebryci lub politycy, zepsuci, cyniczni, apatyczni i nieodpowiadający za własne czyny. Na domiar złego stoi za nimi Vought, potężna korporacja, produkująca masowo filmy z ich udziałem, w których jawią się oni szaremu człowiekowi jako zbawcy świata, nieskazitelni herosi, kochani i podziwiani przez masy. PR-owa machina działa pełną parą, przykrywając wszelkie skandale i manipulując wizerunkiem członków Siódemki, którzy są superbohaterami tylko gdy skierowane są w ich stronę obiektywy kamer; poza nimi nie różnią się niczym od bogatych gwiazdeczek, którym przewróciło się w głowach od sławy i statusu. Obserwując ich, ciężko jest nie mieć wrażenia, że tak właśnie wyglądaliby nadludzie, gdyby istnieli poza fikcją filmową i komiksową. Władza absolutna deprawuje absolutnie, a najlepszym tego przykładem w The Boys jest Ojczyznosław.
Na pierwszy rzut oka to prawdziwy amerykański heros, z flagą USA zamiast peleryny, blond włosami, niebieskimi oczami i złotym uśmiechem. Tak naprawdę to stuprocentowy socjopata, zmęczony swoim zawodem, wypalony, którego w ryzach trzyma jedynie szefowa Vought, Madelyn Stillwell, zdająca sobie sprawę, że gdyby chciał, Ojczyznosław mógłby w kilka godzin dla kaprysu zamienić świat w płonące zgliszcza. Zarówno filmy Człowiek ze stali jak i Batman v Superman: Świt sprawiedliwości próbowały pokazać bardziej realistyczną, ludzką stronę Supermana, podjęły próbę odpowiedzi na pytanie, jak funkcjonowałby latający, niezniszczalny człowiek, potrafiący wzrokiem topić wieżowce, we współczesnym świecie. The Boys idzie o dziesięć kroków dalej, rzucając widzowi w twarz brudną, niepodkolorowaną prawdę o świecie, w którym żyjemy – jeśli Superman istniałby, wszystko to, co nas otacza, zepsuło by go na tyle, że nie różniłby się niczym od pełnych hipokryzji polityków lub celebrytów, którym wydaje się, że skoro mają pieniądze i status, mogą robić wszystko. Wyobraźcie sobie takiego Harveya Weinsteina lub Donalda Trumpa, tylko mogącego ciosem wysłać czołg na orbitę okołoziemską. To daje do myślenia.
Wszyscy ci sławni ludzie, o których wiemy jedynie tyle, ile możemy zobaczyć w telewizji informacyjnej, lub przeczytać na plotkarskim portalu, ze swoimi uśmiechami na pokaz; każdy z nich poza okiem wielkiego brata może dopuszczać się dowolnych deprawacji. Wiemy to, bo zdajemy sobie sprawę, że ludzie potrafią być źli, jednak nie dopuszczamy takiej myśli w stosunku do Batmanów, Iron Manów, Thorów i Supermanów – oni muszą być idealni. Tyle, że nie da się być idealnym w nieidealnym świecie, dlatego oglądając nasze ulubione filmy, dostajemy zakrzywioną rzeczywistość, swoistą bajkę, w której nie ma krwi, śmierć pokazywana jest umownie lub poza kamerą, a herosi nigdy nie mają wątpliwości i problemów życia codziennego. Są przerysowani celowo, aby wzbudzać naszą sympatię, żeby być inspiracją i nieść nadzieję. The Boys bierze to wszystko i podpala. Tu herosi operują na zasadach świata, który widzimy za oknem, są uzależnieni od narkotyków, dopuszczają się wszelkich seksualnych dewiacji, ratują ludzi tylko dla własnych korzyści, a wszelkie szkody, obrażenia i zgony wywołane ich działaniem są tuszowane, ofiary przekupywane, by podpisały klauzulę poufności, utrzymując medialny mit bohaterów. To serial, który uświadamia widzowi, że to, co widzi w świecie Avengers i Justice League, to czysta bajka. 35 ofiar ataku kosmitów na Nowy Jork? Wolne żarty, raczej 3500. Kapitan Ameryka uderzający żołnierzy tarczą z najtwardszego metalu świata? Sterta krwawych, połamanych trupów. Iron Man ciosem wysyłający terrorystę w powietrze? Jego pięść raczej przeszłaby na wylot. Superman palący wzrokiem ludzi? W The Boys to najbardziej krwawa scena sezonu, pokazująca jak faktycznie działałby taki laserowy promień z oczu. Cytat Zacka Snydera o traceniu dziewictwa z filmem Watchmen. Strażnicy nabiera w tym kontekście nowego sensu.
- 1 (current)
- 2
Źródło: Zdjęcie główne: Amazon