Choć wiele osób uważa, że Glee z każdym kolejnym sezonem prezentuje coraz niższy poziom, zawsze warto przyjrzeć się wyłącznie musicalowej części serialu. W cyklu "The Glee Factor" redakcja Hatak.pl wciela się w jurorów i ocenia poszczególne występy. Dziś pod lupę bierzemy drugi odcinek nowego sezonu zatytułowany "Tina in the Sky with Diamonds".
"REVOLUTION"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: Bogu dzięki, że było to takie krótkie. Choć śpiewająca Tina jest w ogóle niepotrzebna, więc w sumie jestem na NIE.
Marcin Rączka: Zdecydowanie. Tina powinna wylecieć z obsady już dawno. Jedna z najbardziej irytujących bohaterek w całym serialu. A śpiewać nie potrafi zupełnie. NIE.
Marta Hołowaty: O nie, odcinek skupiony na Tinie, o nie, dlaczego oni robią to fanom The Beatles. Najgorzej napisana postać serialu zabiera się za tak świetną piosenkę. NIE.
Kasia Koczułap: Szkoda tej piosenki dla Tiny. Naprawdę szkoda. Nic dziwnego, że dostaje ona tak mało solowych wykonań. Praktycznie nie da się jej słuchać. NIE.
"GET BACK"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: W czasach pierwszego czy drugiego sezonu powiedziałbym, że takie sobie. Teraz wypada powiedzieć, że całkiem niezłe. W ogóle Rachel + Nowy Jork = TAK.
Marcin Rączka: Rachel na TAK, Kurt na NIE. Zdecydowanie bardziej wolałem oglądać wykonania Kate Hudson, również umiejscowione w tej samej scenerii w poprzednim sezonie.
Marta Hołowaty: Bardzo poprawne wykonanie. Fakt, że musiałam sobie je długo przypominać, chyba świadczy na jego niekorzyść. Ale bywało w tym odcinku gorzej. TAK.
Kasia Koczułap: Bardzo, bardzo TAK. Połączenie wokalu Lei i Chrisa to chyba moje ulubione w całym Glee. Sam pomysł oraz aranżacja może i cierpią na brak oryginalności, ale wykonanie cudowne. Zauważcie, jak głosy tej dwójki się świetnie ze sobą zgrywają i jak idealnie wpadają sobie nawzajem w poszczególne tony.
"SOMETHING"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: Samo wykonanie przyzwoite, aranżacja również, ale wykorzystano to w tak prostacki i stereotypowy sposób, że nie można traktować tego poważnie. NIE.
Marcin Rączka: Sam to kolejna postać, której w Glee być nie powinno. Śpiewać nie potrafi, a wątek fabularny podpięty pod piosenkę to jakaś kpina. NIE.
Marta Hołowaty: Moja ulubiona piosenka The Beatles. Jak oni mogli mi to zrobić. NIE.
Kasia Koczułap: Koszmarek tego odcinka. Wszystko, począwszy od aranżacji, wokalu Sama, wątku fabularnego było tragiczne. NIE.
"HERE COMES THE SUN"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: Gdy pojawia się Naya Riviera, mój cały obiektywizm szlag trafia, a teraz jeszcze do tego Demi Lovato… Niezła piosenka na środek odcinka, nic więcej, ale dzięki tym paniom ode mnie zdecydowane TAK.
Marta Hołowaty: Wiem, że być może panom zaburza odrobinę odbiór obecność dwóch atrakcyjnych kobiet… Ale mnie nikt nie posądzi o stronniczość, więc mogę przyznać, że to zdecydowanie mój ulubiony utwór w interpretacji ekipy Glee z obydwu odcinków poświęconych The Beatles. TAK, TAK, TAK!
Marcin Rączka: Demi Lovato daje radę. W zeszłym sezonie podczas występu na żywo w X Factorze udowodniła, że śpiewać nie potrafi, ale na potrzeby serialu wypada więcej niż przyzwoicie. Miejmy nadzieję, że twórcy zrobią z niej jeszcze większy użytek niż dotychczas. TAK.
Kasia Koczułap: Tak samo jak Marcie, mi stronniczości nikt nie powinien zarzucić, więc bez obaw mogę powiedzieć - rewelacja! Słuchało się tego fantastycznie. Do tego fabularnie wszystko ładnie do siebie pasowało. Zostałam tym wykonaniem oczarowana. TAK.
"SGT. PEPPER'S LONELY HEARTS CLUB BAND"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: Nie przepadam za tą piosenką Beatlesów w ogóle, więc tu od razu minus. No ale nie oszukujmy się, występ w McKinley też bez rewelacji, więc można było sobie to darować. NIE.
Marcin Rączka: Czasem przeraża mnie to, co w Glee robią z Wade’a. Ten wykon jest tego dodatkowym potwierdzeniem. NIE.
Marta Hołowaty: Oj, ktoś tutaj za bardzo chciał być The Beatles. NIE.
Kasia Koczułap: Zarówno piosenka, jak i wykonanie - NIE.
"HEY JUDE"
THE BEATLES
Marcin Rączka: No fajnie, ale czemu wszystko kolejny raz obraca się wokół płytkiej i bezbarwnej Tiny? Przynajmniej Kitty wygląda ładnie w tych rozpuszczonych włosach. Mmm. Samo wykonanie przyzwoite, ta piosenka ma moc. TAK.
Dawid Rydzek: To samo miałem na myśli. Świetne wykonanie, niezła aranżacja, w teorii pasuje to nawet do fabuły, tyle że zupełnie mnie ona nie porywa. Ale TAK dla samej warstwy muzycznej.
Marta Hołowaty: Taka wspaniała piosenka, a jedyne, co z niej zapamiętałam, to czesanie włosów. Więc chyba coś poszło nie tak. NIE.
Kasia Koczułap: Piosenka jest piękna, wykonanie nawet niezłe, ale cała otoczka zupełnie pozbawiona oryginalności. Liczyłam na coś więcej. NIE.
"LET IT BE"
THE BEATLES
Dawid Rydzek: Tradycyjny hit na koniec odcinka. Niekoniecznie ma on coś wspólnego z tym, co się w nim dzieje; ważne, żeby był powszechnie znany i można było do niego zrobić ładną choreografię na koniec. Dlatego też TAK tylko dla scen z Nowego Jorku, NIE dla tego, co się dzieje w McKinley.
Marcin Rączka: Coś w tym jest, że na sam koniec każdego odcinka Glee musi być jakiś znany hit. W Nowym Jorku wypada przyzwoicie, ale w McKinley zabawa w chodzonego w rytm chyba najpopularniejszej piosenki Beatlesów wygląda groteskowo. Jestem na NIE.
Marta Hołowaty: W Nowym Jorku spokojnie i krzepiąco, a taka właśnie ta piosenka ma być. Do pełnego mocy wykonania z musicalu "Across the Universe" co prawda bardzo daleko, ale wersja nowojorska jak najbardziej wpisuje się w nastrój piosenki. W tle jakieś spacerki w McKinley. Mimo wszystko TAK.
Kasia Koczułap: Tam były jakieś fragmenty z McKinley? A, faktycznie były. Totalnie wyrzuciłam je z pamięci, skupiając się na nowojorskiej aranżacji, która była naprawdę świetna. Dlatego jestem na TAK.
NAJLEPSZY WYSTĘP ODCINKA
Dawid Rydzek: Wyjątkowo nędznie było w tej drugiej części hołdu dla Beatlesów. Waham się między "Let It Be" (podtrzymując, że tylko połowa tego występu była dobra) a "Here Comes the Sun" (duet Naya-Demi zapowiada się obiecująco).
Marta Hołowaty: Twórcy zdecydowanie nie wykorzystali potencjału muzycznej spuścizny The Beatles w tym odcinku, było sporo gorzej od i tak średniego pierwszego epizodu im poświęconego. Jedyny w pełni jasny punkt to "Here Comes the Sun". Reszta bardzo przeciętna. Tina, go home.
Marcin Rączka: Duet Naya-Demi rządzi. Oby nie pierwszy i nie ostatni raz w całym serialu.
Kasia Koczułap: Nic ciekawego pod względem muzycznym w tym odcinku się nie wydarzyło. Osobiście bardzo podobało mi się "Get Back", ale palma pierwszeństwa musi trafić do "Here Comes the Sun". To było czarujące.
Czytaj więcej: Recenzja odcinka "Tina in the Sky of Diamonds"
A teraz oddajemy głos czytelnikom...