1. "Hair"
Milos Forman to człowiek niesamowicie odważny. W 1979 roku, czyli cztery lata po zakończeniu działań wojennych w Wietnamie, postanowił skomentować całą sytuację za pomocą... musicalu. Na swoich bohaterów wybrał grupę hipisów, którzy zmagają się z blaskami i cieniami nonkonformistycznego życia w szalonych latach 70. Często jest wesoło i swawolnie, ale bywa i ciężko, kiedy życie upomina się o bycie odpowiedzialnym. A jak wiadomo, odpowiedzialność i aura lat 70. często nie szły ze sobą w parze. Swoje emocje bohaterowie Formana wyrażają za pomocą piosenek, które szybko wpadają w ucho, czasami bawią, czasami zaś skłaniają do refleksji. Na pewno nie dają o sobie szybko zapomnieć. "Hair" z pewnością ma dziś jeden z najlepszych musicalowych soundtracków. Niemal każda z prezentowanych piosenek to odrębna historia, inna estetyka, inne natężenie emocjonalne. Formanowi udało się więc nie tylko stworzyć kawał świetnego kina społecznego i antywojennego, ale również po prostu takiego, które dobrze i bardzo emocjonalnie się ogląda. Co najważniejsze, film mimo upływu kilku dekad od premiery wcale się nie zestarzał.[video-browser playlist="668426" suggest=""]
2. "Footloose"
Gdy dziś spojrzy się na karierę Kevina Bacona, niesamowitym wydaje się fakt, że zaczynał właśnie od takiego filmu jak "Footloose". Na jego korzyść przemawia fakt, że w przeciwieństwie do wielu swoich kolegów i koleżanek rozpoczął karierę aktorską przynajmniej bardzo dobrą rolą. „Footloose” to jeden z tych filmów, które mimo widocznych niedoskonałości wspominamy z rozrzewnieniem i łezką w oku jako te, które umilały nam życie w dzieciństwie. Dziś historia Rena - przybywającego do małego miasteczka, w którym panuje zakaz tańczenia i słuchania muzyki rockowej - może nie brzmi tak wiarygodnie jak kiedyś, niemniej jednak buntowniczy klimat nadal ma. Fantastyczna rola Bacona, który jako młody zawadiaka sprawdził się idealnie, rewelacyjna muzyka i aura tego nieśmiertelnego rock'n'rolla sprawiają, że seans cieszy nawet po latach.[video-browser playlist="668427" suggest=""]
3. "Deszczowa piosenka"
Musical, jak każdy gatunek, na przestrzeni lat wypracował sobie kilka legend aktorskich. Jedną z nich był Gene Kelly, czyli młody mężczyzna obdarzony fantastycznym uśmiechem, gibkimi ruchami i czystym głosem. Krótko mówiąc: tym, co w musicalach sprawdza się najlepiej. „Deszczowa piosenka” to popis jego wszystkich umiejętności. Opowiada historię przełomu dźwiękowego w kinie, z którym w taki czy inny sposób musiały zmierzyć się wszystkie gwiazdy ówczesnej kinematografii. Jedne poradziły sobie lepiej, inne gorzej. Niektóre nie poradziły sobie wcale. „Deszczowa piosenka” opowiada o tym ważnym wydarzeniu w sposób niesamowicie sympatyczny, ciepły i wywołujący uśmiech na twarzy. Bohaterów nie sposób nie lubić, piosenek nie sposób nie nucić, a samego filmu nie sposób przynajmniej raz w życiu nie obejrzeć! I to nie tylko dla tytułowej „Deszczowej piosenki”. Główne aktorskie trio funduje nam tu wiele świetnych popisów tanecznych.[video-browser playlist="668428" suggest=""]
4. "Whiplash"
Historia ambitnego perkusisty, który za wszelką cenę próbuje wspinać się po szczeblach kariery, to prawdziwa filmowa petarda zeszłego roku. Nic dziwnego, skoro ta prosta fabuła opowiedziana jest takimi środkami. „Whiplash” to wirtuozeria montażu i dźwięku, które znakomicie ze sobą współgrają, sprawiając, że sama historia jest niesamowicie dynamiczna i momentalnie wciąga nas w wir tych niesamowitych wydarzeń. Muzyka jest pełnoprawnym bohaterem, uwodząc i przykuwając naszą uwagę od pierwszych minut filmu. Brawa na stojąco dla każdego, kto przyczynił się do wypracowania takiego efektu w tym dość kameralnym obrazie.[video-browser playlist="636083" suggest=""]
5. "Dźwięki muzyki"
Klasyka kina i gatunku, która w tym roku obchodzi 50-lecie premiery. To przede wszystkim piękna i poruszająca historia osadzona przed wybuchem II wojny światowej. Wspaniała i niezapomniana Julie Andrews wcielała się w guwernantkę bogatego wojskowego, który miał bardzo liczną gromadkę dzieci. I to właśnie razem z nimi śpiewa cudowne i momentalnie wpadające w ucho piosenki. Ostatnio podczas gali rozdania Oscarów śpiewała je Lady Gaga w pięknym hołdzie dla tego filmu, sprawiając, że po raz pierwszy od bardzo dawna wyglądała jak prawdziwa i utalentowana artystka.[video-browser playlist="668429" suggest=""]
6. "Woodstock"
Dzieło Michaela Wadleigha to monumentalna relacja z pierwszego w historii festiwalu Woodstock, który odbył się w 1969 roku na farmie Bethel w stanie Nowy Jork. Sam film zaskakuje przede wszystkim obiektywizmem w portretowaniu tego skądinąd kontrowersyjnego wydarzenia, które miało tylu zwolenników, co i przeciwników. Twórca „zaspokaja” obydwie te grupy. Pokazuje nie tylko świetnie bawiących się młodych ludzi, ale i tych, którzy są nieco przytłoczeni całą imprezą. Nie brakuje również głosów krytycznych ze strony okolicznych mieszkańców, na których całe wydarzenie miało niebagatelny wpływ - i to niekoniecznie jedynie pozytywny. Z jednej strony świetna zabawa w rytm kultowej muzyki (której w filmie jest bardzo dużo), z drugiej zaś przygnębiający obraz rzeczywistości pofestiwalowej. A to wszystko na ekranach kin już w rok po samym festiwalu. Wadleigh stworzył film, który dzięki temu jest dziś nie tylko znakomitym filmem muzycznym, ale również klasyką dokumentu. [video-browser playlist="668430" suggest=""]7. "Buena Vista Social Club"
Lubicie gorące muzyczne rytmy? Jeśli tak, to dokument Wima Wendersa jest filmem dla Was. O ile go nie znacie... Muzyczny poemat kultowego reżysera to fantastyczna podróż do świata, w którym dla ludzi żyjących w ubóstwie muzyka nie jest tylko hobby czy sposobem na wyrażenie siebie, ale przede wszystkim sensem życia. Historia grupy wiekowych kubańskich muzyków przekonuje, że sukces niejedno ma imię i w przeróżny sposób można go osiągnąć. Nostalgia i tęsknota za czymś nieokreślonym wyzierają niemal z każdego kadru filmu Wendersa. Dokładając do tego wibrującą i eteryczną muzykę, otrzymujemy film, który przenosi nas do barwnego świata sztuki pozwalającej na oderwanie się chociaż na chwilę od szarej rzeczywistości.[video-browser playlist="668431" suggest=""]
8. "Radio na fali"
Richard Curtis to nie tylko „Love Actually” - możemy przekonać się po seansie „Radia na fali”. Twórca kultowej świątecznej komedii romantycznej stworzył prosty, kolorowy i niesamowicie przyjemny film muzyczny, który jest prawdziwą gratką dla miłośników lat 50. Opowieść o grupie zwariowanych muzyków, którzy na pewnej łajbie prowadzą swoje pirackie radio z muzyką rockową, to dużo świetnego klimatu, ciepłego humoru i ogrom muzyki, która może poruszyć sentymentalne struny w duszy każdego z nas. Historia może i prosta jak drut, może i pełna stereotypowych rozwiązań, ale nie można jej odmówić przy tym świetnego nastroju, który bardzo szybko udziela się podczas seansu, pozostawiając nas jeszcze na długo w świetnym humorze. [video-browser playlist="668432" suggest=""]9. "Chicago"
Rob Marshall swoim filmem każe się kilka razy zastanowić każdemu, kto uważa, że musical umarł. „Chicago” udowadnia, że jest odwrotnie. Historia osadzona w klimacie lat 20. przepełniona jest znakomitą muzyką, mniej lub bardziej dosłownym erotyzmem, a przede wszystkim genialnie wykreowanymi bohaterami, którzy w każdej scenie znakomicie „czują jazz”. Film Marshalla ma, krótko mówiąc, wszystko to, co powinien mieć każdy musical i film muzyczny: świetną ścieżkę dźwiękową, interesującą historię, bajeczną scenografię i bohaterów, którzy potrafią okiełznać ten zwariowany świat. [video-browser playlist="668433" suggest=""]10. "Żółta łódź podwodna"
Raz na jakiś czas trafiają się zespoły, które zmieniają historię i kształtują kulturę popularną. Jednym z nich bez dwóch zdań był zespół The Beatles, który niemal przez dekadę doprowadzał do palpitacji miliony niewieścich serc, tworząc muzykę energetyczną, przyjemną i taką, przy której noga sama rwała się do tańca. Nic dziwnego więc, że ta właśnie kapela chciała szturmem zdobywać różne środki masowego przekazu. Byli dzięki temu nie tylko w radiu i telewizji, ale również w kinie! Co ciekawe, produkcja, którą uświetnili swoim „występem” Beatlesi, daleka była od takiej, jakiej moglibyśmy po nich oczekiwać. Chłopcy z Liverpoolu pojawili się w surrealistycznej animacji pt. „Żółta łódź podwodna”, w której ratowali podwodną krainę Pepperland przed atakiem nienawidzących muzyki Sinych Smutasów. Animacja George'a Dunninga to prawdziwa parada purnonsensu rodem z najlepszych skeczy Monty Pythona, wspomagana przez niestarzejącą się muzykę Beatlesów. Wskutek tego jest pozycją obowiązkową nie tylko dla fanów zespołu. [video-browser playlist="668434" suggest=""]To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj