Kino nie jest wynalazkiem jednej osoby, ani nawet dwóch, choć rolę jego ojców przypisuje się francuskim braciom Louisowi i Augustowi Lumiere. Choć rzeczywiście skonstruowali oni kinematograf, a następnie zorganizowali pokaz filmowy dla szerszej widowni, w dużym stopniu inspirowali się dokonaniami swoich poprzedników, którzy jako pierwsi zaczęli eksperymentować z ruchomym obrazem. Bo tym w istocie jest film – zlepkiem zamrożonych kadrów, które, wprawione w ruch na rolkach kamery, zaczynają w magiczny sposób się poruszać. Nie trzeba było długo czekać, by ta magia oczarowała widzów z całego świata, stopniowo stając się najpopularniejszą rozrywką, jaką mógł wymyślić człowiek. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że film tak naprawdę został wymyślony przypadkiem. Wszystko zaczęło się od szukania coraz bardziej wymyślnych form rozrywki, a także (jak to często w przypadku wynalazków bywa), zaspokajania zwykłej ludzkiej ciekawości. Pojąwszy ideę uwieczniania obrazu za sprawą magicznych pudeł zwanych camera obscura, pierwsi fotografowie chcieli wykonać kolejny krok naprzód. Robienie zdjęć stojącym nieruchomo modelom przestało być ekscytujące, zatem ich wzrok szybko padł na obiekty będące w ruchu. Zatrzymanie ich w kadrze stanowiło prawdziwe wyzwanie, ale nie było niemożliwe. W 1878 roku, na przykładzie pędzącego konia, udowodnił to Eadweard Muybridge – autor słynnej serii fotograficznej pod tytułem Galopująca Sallie Gardner. Migawki rozstawionych wzdłuż bieżni aparatów uruchamiał sam koń, zrywając w pełnym biegu rozciągnięte w poprzek linki. W ten sposób poruszające się zwierzę zostało uwiecznione na wielu fotografiach, a Muybridge znalazł jednocześnie odpowiedź na trapiące wówczas wszystkich pytanie – czy koń, który biegnie galopem, odrywa w pewnym momencie wszystkie cztery kopyta od ziemi? Dzieło Muybridge’a, choć z czasem wprawione w ruch, nigdy nie miało powstać jako film. Artysta tworzył albumy ze zdjęciami, które w tamtym czasie sprzedawały się jak świeże bułeczki. Dopiero w latach 80. XIX wieku z nowym pomysłem wyszedł słynny amerykański wynalazca, Thomas Alva Edison – autor mnóstwa nowinek technologicznych, które funkcjonują u nas nawet i dzisiaj. Korzystając ze sztucznego tworzywa wynalezionego przez braci Hyattów, Edison stworzył perforowaną taśmę celuloidową, na której rzeczywiście można było rejestrować obraz. Choć to wynalazek szalenie łatwopalny, pozostawał najlepszym nośnikiem kadrów filmowych, jaki w tamtych czasach ktokolwiek mógł sobie wymarzyć. Thomas Edison nie spoczął na laurach i bardzo szybko zorientował się, jak wielki potencjał drzemie w tym pozornie niewielkim wynalazku. Utrwalanie ruchomych fotografii nie było jednak jego autorskim pomysłem – w roku 1888 wpadł na to Louis Le Price, który jako pierwszy zarejestrował serię fotograficzną na taśmie światłoczułej. Choć z jego filmu zachował się do dzisiaj zaledwie dwusekundowy fragment, pozostaje on obiektem bardzo cennym dla wszystkich badaczy kina. Sam Le Price zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach w roku 1890, podczas podróży pociągiem. Nigdy nie znaleziono ani jego ciała, ani bagażu – mężczyzna rozpłynął się w powietrzu. W roku 1891 Thomas Edison opatentował kinetoskop – nowatorskie urządzenie, które umożliwiało wyświetlanie ruchomych obrazów i zaprezentowanie ich widowni. Szkopuł był jeden – rzeczona widownia mogła składać się maksymalnie z jednej osoby. By obejrzeć nagrania z pomocą kinetoskopu, należało przyłożyć oko do specjalnego okularu, ponieważ sam film wyświetlano wewnątrz skrzyni wielkiego urządzenia. Choć pomysł wydawał się bardzo atrakcyjny, a nowa forma rozrywki cieszyła się ogromnym zainteresowaniem, wyczekiwanie w kolejkach było nieco zniechęcające. Do takich wniosków doszli najwidoczniej wspomniani już bracia Lumiere, którzy niedługo po debiucie wynalazku Edisona zawojowali świat swoim kinematografem, mogącym zarówno nagrywać filmy, jak i wyświetlać je szerokiej publiczności. Amerykaninowi udało się to dopiero rok później za sprawą projektora Vitascope. Jednak podczas gdy cały świat zdążył już usłyszeć o dokonaniach francuskich braci, było za późno na walkę o palmę pierwszeństwa. Niemniej, to od tego momentu zaczęła rozwijać się amerykańska kinematografia, niezależna od tego, co działo się we Francji. Kinematograf braci Lumiere różni się od kinetoskopu w kwestii zasadniczej. Za jego sprawą film mogły jednocześnie oglądać dziesiątki widzów, co odpowiada idei współcześnie rozumianego kina. To właśnie dlatego jego ojcami nazywa się właśnie francuskich braci, a nie ich poprzedników. Co ciekawe, wśród twórców działających jeszcze przed Louisem i Augustem Lumiere, znalazł się Polak, Kazimierz Prószyński. Już w 1894 roku zaprezentował on światu pierwszą kamerę zdolną do wykonywania zdjęć i projekcji filmów, którą nazwał pleografem. Wynalazek nie odbił się po świecie szerokim echem, jednak zapoczątkował historię filmu na naszym rodzimym, polskim gruncie. Niezależnie jednak od tego, jak dokładnie biegnie linia wzajemnych zależności, kino można nazwać efektem wieloletniej pracy zbiorowej – wzajemne inspiracje, prześciganie się w tworzeniu innowacyjnych wynalazków, czy nawet podkradanie cudzych pomysłów, zaowocowało koniec końców wielkim wydarzeniem w postaci pierwszego seansu filmowego. Dnia 28 grudnia 1895 roku, w niewielkiej kawiarni Grand Cafe w Paryżu, wyświetlono widzom kilkuminutowe nieme nagrania, wśród których znalazły się filmy takie jak Wyjście robotnic z fabryki, Wjazd pociągu na stację La Ciotat, czy Polewacz polany. Entuzjazm widzów był ogromny, co zapewniło wszystkich późniejszych twórców filmowych, że podążają w najlepszym możliwym kierunku. Francuscy ojcowie kina zasłynęli z tego, iż rejestrowali rzeczywistość – stworzyli łącznie prawie 1400 krótkich metraży, na które w większości składały się surowe produkcje dokumentalne. Dopiero później zaczęły powstawać świadomie zaplanowane i wyreżyserowane filmy, ze znacznie większą liczbą atrakcji. Ich twórcą był Georges Méliès, autor filmów takich jak Le Voyage Dans la Luna, Człowiek orkiestra, czy Koronacja Króla Edwarda. Nie tylko reżyserował on swoje filmy, ale także pisał scenariusze, tworzył scenografie czy eksperymentował ze sztucznym oświetleniem. Dzieła Meliesa były pomysłowe – jako iluzjonista i magik, reżyser bawił się kamerą, kładąc fundamenty pod późniejsze zjawisko montażu. Wystarczy przywołać jego film pod tytułem Un homme de têtes – oglądanie aktora, który pląsa bez głowy, przyprawiało publiczność o palpitację serca. I co się dziwić – triki Meliesa, jak na tamte czasy, naprawdę były niezwykłe.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj