Homoseksualne lobby coraz śmielej zdobywa rynek gier wideo. Kontrowersji z tym związanych nie brakuje. Jednym to przeszkadza, inni nie widzą w tym niczego nadzwyczajnego - każdy stara się wyrwać kawałek tortu dla siebie. O ile nie robi się z tego szumu, to konserwatywne środowisko graczy niczego złego w tym nie widzi, ale jeśli sprawa jest nagłośniona, to od razu pojawia się donośny głos sprzeciwu i masa obelg w kierunku osób neutralnych oraz tych podzielających racje środowiska LGBT.

Jednym z największych orędowników i zwolenników elementów homoseksualnych w świecie wirtualnej rozrywki jest Electronic Arts, które z powodzeniem od dobrych kilkunastu lat raczy nas możliwością wyboru preferencji seksualnych niektórych głównych bohaterów kilku znanych i liczących się serii. Nikt nie widzi problemu w tym, że komandor Shepard może związać się uczuciowo z jednym ze swoich męskich podwładnych, a następnie razem udają się oni do kajuty dowódcy, by tam skonsumować swój związek. W Dragon Age II postanowiono pójść dalej i pokazać scenę seksu oralnego partnerów tej samej płci. Takie rzeczy dzieją się w świecie nas otaczającym, a na każdym kroku da się słyszeć głosy społeczności grającej, że chcą doświadczać realizmu w grach, do których zasiadają wieczorami po pracy lub szkole i które z założenia mają bawić oraz relaksować. Chcieliście, więc macie.

Przed wydawcami oraz twórcami stoi trudny wybór. Wybór, jakiego muszą dokonać przy okazji każdej produkcji: gra ma mieć charakter heteroseksualny, czy może warto wpleść weń wątki miłosne pomiędzy postaciami tej samej płci? Rzadko spotyka się tytuły zdominowane tematami poruszanymi przez LGBT. Częściej, co zrozumiałe, mamy do czynienia z sytuacją, że to gracz, który kupuje produkt i spędza przy nim niezliczone godziny, sam podejmuje decyzje o tym, w którym kierunku postać przez niego sterowana się uda. Pójść do łóżka z nią czy z nim? Nikt nie czuje się zniesmaczony i nie powinien, bo niby dlaczego? Poklask zbiera wydawca, ponieważ nie krzywdzi nikogo, a każda ze stron wyrwała kawałeczek przysłowiowego tortu dla siebie. Ortodoksyjni zwolennicy hasła, że homoseksualizm to choroba, nie wnoszą sprzeciwu, a i środowisko inwersji seksualnej jest zadowolone, że zostało zauważone przez twórców.

 

Ile tak naprawdę jest gier mówiących o homoseksualnych związkach, które mają do zaoferowanie coś znacznie więcej niż zwykłe uprawianie seksu ukazane w najmniej interesujący sposób? Chwila zastanowienia… No cóż, zapewne garstka. W ile takich gier graliście? Zapewne w jeszcze mniej. Jeden z ciekawych pomysłów na grę został zrealizowany nie przez wielkich twórców czy wydawców, a przez jedną osobę – Luke’a Millera. Ten młody mężczyzna o heteroseksualnych zapędach postanowił stworzyć grę opartą na relacjach męsko-męskich. Efektem jego prac była wydana w 2013 roku gra zatytułowana "My Ex-Boyfriend the Space Tyrant". Wcielamy się w niej w postać kapitana statku kosmicznego (nawiasem mówiąc - w kształcie penisa) o imieniu Tycho Minogue, który przemierza przestrzeń w poszukiwaniu swojego byłego. Były chłopak kapitana postanawia zemścić się na całym wszechświecie za to, że teraz jest sam. "My Ex-Boyfriend the Space Tyrant" porusza kwestie, jakie występują w każdym związku - bez znaczenia, czy mowa o kobiecie i mężczyźnie, czy parze tej samej płci. Wszędzie miłość jest taka sama, wszędzie dochodzi do spięć i zawsze będzie identycznie, niezależnie od płci partnerów. Reakcja społeczeństwa była - zgodnie z przewidywaniami - co najmniej nieodpowiednia. Na twórcę tego indyka spadło mnóstwo oszczerstw, wyzwisk i obelg, a przecież, co podkreślał wielokrotnie, nie jest ważne, czy bohater jest gejem/lesbijką, czy nie - liczy się warstwa fabularna. Ten przykład ewidentnie pokazuje, że świat nie jest przygotowany na to, aby przyjąć homoseksualistę na głównego bohatera gry. Kiedyś to nastąpi, nie wątpię; środowisko LGBT prędzej czy później do tego będzie dążyło. Zmiany muszą nadejść, ale nie nadejdą jeszcze teraz. Może za kilka lat doczekamy się wielkiego tytułu, który będzie opowiadał o losach bohatera geja. Byłby to ważny krok nie tylko dla wydawcy, ale także dla społeczeństwa.

Lucien Soulban, zdeklarowany homoseksualista współpracujący z Ubisoftem (pisał scenariusz m.in. Far Cry 3: Blood Dragon), jest podobnego zdania, uważa jednak, że prócz odbiorców jeszcze wydawcy muszą do tego dojrzeć. W tej chwili środowiska gejowskie stanowią wyraźną mniejszość, a dla wydawcy liczy się zysk. Wypuszczenie na rynek wysokobudżetowego, poważnego tytułu, w którym główny protagonista jest dumnym homoseksualistą, byłoby strzałem w stopę. Po ostatnich premierach i tych nadchodzących wyraźnie widać jednak, że homoseksualne postacie nie stanowią już wyłącznie tła, ale także odgrywają kluczowe dla fabuły role. Nie tak dawno ukazała się gra Bound by Flame, w której główny bohater (płeć wybierał gracz) w pewnym momencie mógł zdecydować o tym, kogo uwieść – partnera czy partnerkę z drużyny. Nie są to wcale postacie drugorzędne, a ważni bohaterowie współtowarzyszący głównemu charakterowi gry. Nikt z tego powodu wielkiego szumu nie robił. Ale wystarczyło tylko słowo sprzeciwu Rosji w sprawie The Sims 4, które w ocenie rosyjskiego prawa wspiera homoseksualizm i jest grą niebezpieczną dla dzieci, a już uruchomili się konserwatywni gracze nie tyle popierający samą decyzję władz rosyjskich, co wręcz sprzeciwiający się możliwości łączenia się w pary simów tej samej płci.

LGBT też nie jest bez winy. Nie staram się opowiadać się po żadnej ze stron, ale wymuszanie na wydawcach publicznych przeprosin za to, że w grze wideo nie ma możliwości tworzenia związków partnerskich, nie wygląda zbyt dobrze. Nintendo się ugięło i padło na kolana oraz wyraziło publicznie skruchę i chęć poprawy po tym, jak w "Tomodachi Life" - symulacji życia, która przeznaczona jest wyłącznie do sieciowego grania na konsoli 3DS - nie uwzględniono takiej opcji.

Warto nadmienić, że homoseksualizm stary jest jak świat i znany był już w starożytnej Grecji. Dopiero od niedawna, bo w erze nowożytnej, orientacja seksualna ukierunkowana na partnera tej samej płci została wykreślona z listy chorób psychicznych. Najpierw zrobiło to Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA), a później Światowa Organizacja Zdrowia (WHO).

Zatem gdzie należy upatrywać problemu? Ten leży w nas, w człowieku. Z jednej strony domagamy się od twórców, aby wirtualny świat był jak najbardziej zbliżony do tego, który nas otacza w rzeczywistości. Chcemy, żeby po strzale we wroga krew rozbryzgiwała się realistycznie. W grach wyścigowych domagamy się, aby pojazdy ulegały destrukcji w sposób jak najbardziej odzwierciedlający rzeczywistość. W grach sportowych chcemy, aby piłka toczyła się w sposób zbliżony do tego, jaki możemy oglądać na piłkarskich meczach; aby krążek hokejowy pędził z prędkością taką, z jaką najlepsi hokeiści świata posyłają go w kierunku bramki. Dlaczego zatem tak trudno przełknąć nam fakt, że homoseksualizm jest obecny w naszym życiu? Skoro taki mamy zapęd do urzeczywistniania świata nierealnego, to nie powinniśmy protestować, a tym bardziej obrażać drugiego człowieka za to, że ten jest poplecznikiem odzwierciedlania realizmu takiego, jakim on jest naprawdę. A prawda jest taka, że geje i lesbijki żyją obok nas, mogą być naszymi sąsiadami i należą im się takie same prawa jak każdemu innemu człowiekowi – również, jeśli chodzi o gry wideo. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj