Dziś mówienie o graniu w chmurze jako o przyszłości branży mija się z prawdą. To już nie jest przyszłość, to dzieje się na naszych oczach. Wielokrotnie na łamach redakcji zanurzaliśmy się w świecie cloud gamingu, aby niemal za każdym razem zachwycać się możliwościami tej technologii. Problem tkwi jednak w tym, że nadal jest ona na wczesnym etapie rozwoju. Dopóki nie dokona się globalny przeskok na infrastrukturę nowej generacji, nadal będzie postrzegana wyłącznie jako ciekawostka technologiczna bądź rozwiązanie dla wąskiego grona odbiorców. W domowym zaciszu dysponuję teoretycznie dość szybkim internetem, który wielokrotnie przewyższa zalecane wymagania stawiane przez takie platformy jak GeForce Now czy xCloud. I kiedy na potrzeby testów laptopów czy przystawek telewizyjnych odpalam taki serwis za pośrednictwem kabla, wszystko śmiga jak należy. Serwery korporacji gamingowych bez problemu radzą sobie ze strumieniowaniem gier w najwyższej możliwej jakości, a łącze nie jest nadmiernie obciążane i inni użytkownicy mogą w międzyczasie bez problemu korzystać z Netflixa czy transferować pliki o dużym rozmiarze. Nie wpływa to nijak na płynność rozgrywki. Sytuacja komplikowała się, kiedy próbowałem uskutecznić cloud gaming poprzez Wi-Fi. Niezależnie, czy korzystałbym w tym celu z telefonu, laptopa czy przystawki telewizyjnej, na routerze od dostawcy internetowego nie byłem w stanie cieszyć się płynną rozgrywką, opóźnienia sygnału okazywały się zbyt duże. Co ciekawe, podobny problem nie występował, kiedy odpalałem pecetowe tytuły za pośrednictwem Steama. To router okazał się wąskim gardłem tej technologii i do czasu, kiedy nie zainwestowałem w porządny router przystosowany do pracy w standardzie Wi-Fi 6, nie byłem w stanie nic z tym zrobić. W podobnej sytuacji może być wielu potencjalnych użytkowników serwisów cloud gamingowych, o czym przekonaliśmy się m.in. po upublicznieniu nagrania pokazującego, jak xCloud działa na przystawce telewizyjnej Chromecast z Google TV. W teorii sprzęt ten nie pozwala zainstalować aplikacji Microsoftu, ale stosując kilka sztuczek da się obejść to ograniczenie wgrywając ją ręcznie, z pominięciem Sklepu Play. Choć po odpaleniu xClouda udało się odpalić gry z chmury, opóźnienia sygnału okazały się tak duże, że grać w ten sposób mogliby tylko miłośnicy strategii turowych. O zabawie z bardziej dynamicznymi tytułami nie ma mowy. Ciężko stwierdzić, co było przyczyną tak słabego działania xClouda na nowych Chromecaście, wszak w przyszłości wtyczka ma umożliwić korzystanie z serwisu Google Stadia. Ale jeśli w taki sposób będą działać te rzekomo przyszłościowe usługi, to nie odniosą zbyt dużego sukcesu. Jasne, aplikację zainstalowano z pominięciem Sklepu Play i nie była optymalizowana do współpracy z tym konkretnym urządzeniem, ale skoro Chromecast radzi sobie ze strumieniowaniem filmów 4K HDR, to oczekiwałbym tego, że bez problemu skomunikuje się ze zdalnym serwerem gamingowym i pozwoli płynnie grać, w co tylko zechcę przy 720p. Wszak w tym przypadku xCloud nie wykorzystał w pełni potencjału matrycy i wyświetlał gry w smartfonowej rozdzielczości. Podejrzewam, że podobne problemy z opóźnieniami w serwisach cloud gamingowych może mieć wielu mieszkańców bloków, którzy często korzystają z identycznych routerów od lokalnego dostawcy. Nawet jeśli łączymy się z siecią za pośrednictwem łącza 5 GHz, nasi sąsiedzi prawdopodobnie również mocno eksploatują to pasmo, co odbija się na stabilności naszego połączenia, w tym m.in. na opóźnieniu sygnału. Kiedy wykorzystujemy sieć Wi-Fi do oglądania filmów 4K czy grania w sieci, nie odczuwamy zbyt mocno tego zatłoczenia pasma radiowego. Wszak filmy buforują się zawczasu, a z serwerami gamingowymi łączymy się tylko po to, aby wymieniać podstawowe informacje o położeniu innych graczy czy przeciwników. Proces renderowania obrazu zachodzi lokalnie, w przypadku zabawy w chmurze wymieniamy z serwerami znacznie więcej informacji. My wysyłamy do nich polecenia płynące z klawiatur, myszek czy padów, a one muszą przetworzyć te dane, wykonać nasze polecenia, wyrenderować obraz i przesłać go do odbiorcy. W czasie rzeczywistym, bez uprzedniego buforowania jakichkolwiek treści. Jeśli mieszkamy w dużym mieście i nie dysponujemy porządnym routerem, z dużym prawdopodobieństwem nie będziemy w stanie komfortowo korzystać z GeForce’a NOW czy xClouda po Wi-Fi. Nieprzypadkowo poruszam tu problem osób mieszkających w silnie zurbanizowanej okolicy, gdyż to one mają najczęściej dostęp do relatywnie taniego łącza internetowego, które teoretycznie najlepiej powinno sprawdzić się w cloud gamingu. W przypadku osób mieszkających z dala od miast i dużych centrów przetwarzania danych problem ma nieco odmienny charakter. Tam, gdzie nie ma dostępu do sieci kablowych, najczęściej jesteśmy skazani na korzystanie z internetu mobilnego. A ten w obecnej odsłonie zazwyczaj działa z serwisami cloud gamingowymi równie sprawnie, co routery operatorów wzajemnie zakłócające swój sygnał. Rozwiązanie tego problemu jest proste i nazywa się 5G. Infrastruktura nowej generacji jest wprost stworzona do obsługi serwisów tego typu, pozwala przesyłać duże ilości danych w błyskawicznym tempie i charakteryzuje się bardzo małym opóźnieniem. Niestety, na upowszechnienie się technologii 5G przyjdzie nam jeszcze poczekać kilka ładnych lat. Korzystanie z serwisów do grania w chmurze za pośrednictwem kabla Ethernet jest możliwe, ale trochę mija się z celem. Nie po to inwestujemy w platformy strumieniujące rozgrywkę, aby ograniczać się jakimś okablowaniem. W teorii serwisy tego typu możemy odpalić niemal na dowolnej elektronice użytkowej. Stadię przystosowano do obsługi za pośrednictwem przeglądarki Chrome, podobny patent wykorzystał Amazon, aby uruchomić swoją Lunę na iOS-ie z pominięciem App Store. Z punktu widzenia dostawców usług technologia jest gotowa, aby zrewolucjonizować granie. W sprzyjających warunkach działają świetnie i w pełni uniezależniają nas od wydajnego sprzętu. Ograniczeniem jest tu wyłącznie infrastruktura telekomunikacyjna. Chciałbym w przyszłości posiadać wtyczkę pokroju Chromecasta, która po podpięciu do telewizora zamieni się w pełni funkcjonalną konsolę. W teorii nic nie stoi na przeszkodzie, aby w takim urządzeniu „zmieścić” peceta, PlayStation oraz Xboxa i odpalać gry za pośrednictwem GeForce’a NOW, xClouda oraz PlayStation Now. Dysponujemy rozwiązaniami technologicznymi, które pozwoliłyby stworzyć taką zunifikowaną platformę do grania w chmurze. Owszem, istnieją ograniczenia dotyczące rozdzielczości strumieniowanych produkcji oraz dostępności gier w poszczególnych usługach, ale w dużej mierze są to ograniczenia czysto formalne. Potrafię wyobrazić sobie graczy zainteresowanych tytułami klasy AAA, którzy mogą realizować swoje pasje bez konsol i pecetów gamingowych. Jednak musi minąć jeszcze kilka długich lat, zanim taki sposób grania będzie miał szansę upowszechnić się na szeroką skalę. Dopóki 5G nie upowszechni się, a routery od dostawców internetu nie będą w stanie poradzić sobie z opóźnieniami w przesyle danych, cloud gaming będzie zabawą dla wybranych, a nie dominującym trendem. I dobrze, wszak nagły przeskok na granie w chmurze prawdopodobnie nikomu nie wyszedłby na dobre.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj