Vampire Hunters to kolejna produkcja inspirowana świetnym Vampire Survivors. Tym razem postawiono jednak na perspektywę pierwszej osoby i steampunkową otoczkę.
Vampire Survivors cieszy się gigantycznym zainteresowaniem. Nic dziwnego, że pojawili się liczni naśladowcy. Wśród nich można wyróżnić dwie główne grupy – typowe klony, które przenoszą znaną formułę zabawy w zasadzie 1:1, nie dorzucając nic od siebie, oraz te produkcje, w których znajome elementy połączono z czymś świeżym. Niedawno na łamach Wydania Weekendowego
wspominałem o
Whisker Squadron: Survivor, w którym losowość i regrywalność "wampirów" połączono z rozgrywką rodem ze
Star Foxa, a dziś postanowiłem przyjrzeć się
Vampire Hunters, które wygląda jak odpowiedź na pytanie: "co by było, gdyby
Vampire Survivors spotkało
Dooma?".
Pomysł na rozgrywkę jest banalny. W standardowym trybie kierowany przez nas bohater idzie do przodu, a z naprzeciwka nadchodzą kolejne, coraz silniejsze, fale wrogów. Do ich eliminowania używamy broni – początkowo tylko jednej, ale im dalej dochodzimy, tym więcej narzędzi zagłady trafia w nasze ręce (i nie tylko). Z czasem dochodzi to do granic absurdu, a wręcz je przekracza, bo już po kilku minutach nasz protagonista będzie miał przy sobie kilka karabinów, strzelb, miotaczy ognia czy magicznych zaklęć. Łącznie możemy mieć przy sobie aż 14 sztuk wyposażenia.
Nowe bronie i zdolności – tak jak w innych podobnych grach – odblokowujemy dzięki awansowi na coraz to wyższe poziomy doświadczenia, a także wykorzystywaniu zdobytego złota. Z cennym kruszcem wiąże się jednak pewien haczyk: zdobywamy go tym więcej, im wyższy jest nasz wskaźnik "combo". Najbardziej opłacalne jest więc jak najszybsze eliminowanie wrogów bez otrzymywania obrażeń. To zaś nie jest łatwe, bo oponentów nie da się ominąć, by w ten sposób uniknąć zranień. Musimy wyeliminować ich, zanim do nas dotrą. Dodatkowo – jeśli ktoś ma ochotę na większe ryzyko, ale też i nagrody – można pokusić się o szybsze poruszanie się, a tym samym częstsze pojawianie się wszelkiej maści potworów na ekranie. Takie zarządzanie ryzykiem wprowadza dodatkową warstwę do zabawy i jednocześnie spory dreszczyk emocji!
Gdyby zaś komuś standardowa formuła nie odpowiadała, stanowiła zbyt małe wyzwanie lub też zwyczajnie się znudziła, to alternatywą jest tryb "Survivors". Tutaj nie jesteśmy ograniczeni do poruszania się w jednym kierunku, a przeciwników jest znacznie więcej. Tym samym jest nie tylko trudniej, ale też łatwiej – o awanse i odblokowywanie nowych "zabawek". Wzorem innych naśladowców
VS odblokowujemy też pewne rzeczy na stałe. To nie tylko sposób na obniżenie poziomu trudności i dochodzenie coraz dalej, ale też świetny motywator do zabawy i zachęta do rozpoczynania kolejnego podejścia po niepowodzeniach.
Bardzo cieszy mnie też fakt, że gra jest intensywnie rozwijana. Choć debiut we wczesnym dostępie powinien nieodłącznie się z tym wiązać, to niestety nie jest to standardem. Tutaj zaś czuć, że twórcy biorą sobie do serca opinie społeczności i reagują na jej głosy. Dowodem na to może być na przykład aktualizacja z końca lutego, dzięki której
Vampire Hunters powiększyło się o całkowicie nową mapę, 12 wrogów, 6 bossów, a także kolejne mechaniki. Oby tak dalej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h