Przyznam się, że Scooby-Doo był jakąś częścią mojego dzieciństwa. Pamiętam niedzielne popołudnia, gdy na Cartoon Network czy Boomerangu leciały pełnometrażowe filmy o przygodach tego wiernego, choć tchórzliwego psa. We franczyzie zdarzały się lepsze i gorsze produkcje, a filmy aktorskie wypadały wyjątkowo słabo. Jednak nawet najgorszy z nich nie zdobył tak niskich ocen jak Velma – powalające 1.6 na 10 w serwisie IMDb i niesamowite 11% pozytywnych opinii widzów na Rotten Tomatoes. W założeniu miał być to serial animowany dla dorosłych, opowiadający o genezie ekipy Scooby'ego z perspektywy Velmy. Skoro miał być skierowany do starszych widzów, to pomyślałam, że będzie to coś w stylu Brygady Detektywów. Serial był tworzony w poważniejszym tonie, a jego twórcy nie bali się dotykać wątków, takich jak morderstwo czy prawdziwe demony. Osobiście mi się podobał i liczyłam właśnie na coś takiego. A co dostaliśmy?
fot. HBO Max
Cóż, 1. sezon miał kloakowy humor i żarty z niskiej półki. Próbował być samoświadomy. No właśnie – próbował. Po premierze nikt już nie zwracał uwagi na to, że ekipa ma zmienione narodowości. Prawdopodobnie nikomu by to nie przeszkadzało, gdybyśmy rzeczywiście dostali dobry serial. Tymczasem Velma, która w założeniu miała obalać stereotypy płciowe i rasowe, sama je powielała. Mało tego –„postępowa” główna bohaterka, z którą miały utożsamiać się dziewczyny, nie była ciekawą ani złożoną postacią, tylko niesympatyczną jędzą, którą naprawdę trudno było polubić.   Pierwszy sezon został skrytykowany przez wszystkich. Sama nie spotkałam osoby, która po obejrzeniu go powiedziałaby, że dobrze bawiła się podczas seansu. Ogłoszono jednak powstanie 2. sezonu, a wraz z tą informacją pojawiła się mała iskierka nadziei, że twórcy byli w stanie wyciągnąć wnioski z krytyki. I ja także postanowiłam dać im szansę na odkupienie win. 2. sezon rozpoczyna się trzy tygodnie po zabiciu mamy Freda. Po rozwiązaniu zagadki Velma staje się popularna i dołącza do Daphne i jej paczki. Fred nie może pogodzić się ze stratą mamy. Uwierzył w to, że została ona opętana przez ducha. Z kolei Norville cierpi na koszmary po tym, jak niechcący zabił panią Johns. Idąc na imprezę w lesie, dziewczyny natrafiają na zwłoki szeryfa. Rodzice Daphne proszą Velmę o pomoc w ujęciu mordercy, który szuka już kolejnych ofiar.
fot. HBO Max
I tak w skrócie przedstawia się historia. Muszę pochwalić twórców – a zrobię to tylko raz w całym artykule – że są konsekwentni w budowaniu fabuły, a wydarzenia, w których uczestniczyli nasi nastoletni bohaterowie w poprzednim sezonie, jakoś odbiły się na ich psychice. No dobra, dotyczy to tylko chłopaków, bo Daphne i Velma zdają się nie mieć problemu z tym, że widziały, jak skała przebija człowieka.  Wątek Norvilla początkowo wydawał mi się ciekawy, szybko jednak okazało się, że jest to kopiuj-wklej halucynacji Velmy z pierwszego sezonu, choć w tym wypadku miało to więcej sensu. Nie rozumiem za to, czemu ciągle wszyscy dookoła proponują mu marihuanę, by poradził sobie z problemami – nawet jego ojciec i psycholog! Ten nagle stał się ćpunem, choć w poprzednim sezonie nic na to nie wskazywało. Tak, żegnaj konsekwencjo! Nasza główna bohaterka próbuje się zmienić i przybliżyć do Daphne, z którą jest w związku. Velma jednak skupia się na zagadce i nie poświęca swojej ukochanej zbyt wiele czasu. Próbuje też zmusić ją do przyjęcia swoich wartości. Gdy Daphne wierzy w przeznaczenie, manifestacje czy inne mistyczne rzeczy, Velma próbuję ją na siłę zmusić do zmiany zdania i jest gotowa nawet oszukiwać, byle pokazać, że ma rację. Od pierwszego odcinka – szok! – nie lubiłam Velmy. To postać niemiła, skupiona na sobie i niezważająca na uczucia innych. Owszem, w popkulturze mieliśmy już takie postacie, jednak za każdą z nich kryła się jakaś głębsza historia, wyjątkowa charyzma czy cokolwiek innego, co sprawiłoby, że widz chciał je oglądać. Tutaj czasem odnosiłam wrażenie, że zachowania Velmy – nieważne, jak złe czy złośliwe – były traktowane przez twórców z przymrużeniem oka. Akcje bohaterki nigdy nie mają konsekwencji. Wielokrotnie pokazywała Daphne, że ma ją za tą głupszą, a mimo to są parą. Twórcy wydają się ignorować fakt, jak toksyczny jest to związek.
fot. HBO Max
Najbardziej pokrzywdzoną postacią jest Fred. W pierwszym sezonie dostaliśmy zakochanego w sobie, rozpieszczonego, zdziecinniałego i mało inteligentnego chłopaka. Tutaj jednak od początku widać, że jest to postać skrzywdzona przez rodziców, a jednocześnie nastolatek, który w brutalny sposób stracił matkę i jakoś próbuje sam przed sobą usprawiedliwić jej zachowanie. Byłoby to interesujące, gdyby twórcy… nie uznali tego za dobry materiał na zabawny wątek. Postanowili, że Fred będzie żarliwym katolikiem i niejako kościelnym egzorcystą, a jego problemy w domu zepchnięto na dalszy plan. Gdy okazuje się, że tata Freda i mama Velmy zakochali się w sobie, nikogo nie interesuje, co on czuje. Serial „dla dorosłych” nie powinien oznaczać tylko wulgarności i nagości, ale także podjęcie dorosłych tematów. Wątek Freda był ku temu doskonałą okazją. Velma w końcu mogłaby nabrać jakiejś głębi. Zamiast tego, jak zwykle bez wyczucia, zamieniono ciekawą kwestię w kiepski żart. Nie będę też ukrywać, że przez większość czasu chciało mi się spać podczas oglądania kolejnych odcinków. Serial był wyjątkowo nudny. Historia mnie nie wciągnęła, a ciągłe kłótnie i problemy miłosne nastolatków były mało zajmujące. Z pierwszych epizodów niewiele pamiętałam i musiałam je sobie przypomnieć. Jestem w stanie uwierzyć, że zamiast 10 odcinków dałoby się zrobić mniej, gdyby pominąć kilka niepotrzebnych i nic nie wnoszących wątków, jak choćby to, że aby pozbyć się swoich halucynacji, Norville poddaje się elektrowstrząsom, które na jeden odcinek pozbawiają go empatii.
Fot. Materiały prasowe
Nudę jednak byłabym w stanie przeboleć. Ale wtedy pojawił się odcinek dziewiąty. Był to moment, w którym dopadła mnie irytacja. Zaczęłam uderzać głową w ścianę z niedowierzaniem w to, co oglądam. Pamiętacie Scrappy'ego? To odważny szczeniak, który był wpatrzony w swojego wujka Scooby’ego i nie zauważał, że krewniak jest tchórzem. Tutaj okazuje się zmutowanym potworem, eksperymentem naukowym, który pomagał tajemniczemu wujkowi Scooby’emu (swoją drogą: od czasu, gdy pierwszy raz pojawił się wątek zamaskowanego wujka, bałam się, że będzie to gadający dog niemiecki o imieniu Scooby). Nasz mały Scrappy stał się teraz maszyną do zabijania pozbawioną wszelkich uczuć. Z niedowierzaniem oglądałam ostatnie dwa odcinki, które są przeładowane akcją. A wszystko dzieje się szybko, byle zdążyć i w ostatnim odcinku zdemaskować wujka. Trzeba przyznać, że z żartami i licznymi nawiązaniami do innych seriali twórcy przystopowali. Jednak liczba bezsensownych pomysłów, nudnych wątków i rozwlekłych scen jest ogromna. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że końcówka sugeruje 3. sezon lub specjał na Halloween. Na samą myśl mam atak migreny. Ostatnie wydarzenie daje nadzieję na koniec, ale nie – wciąż trzymają tę potworność uparcie przy życiu. Na sam koniec muszę przyznać, że jestem osobą naiwną. Sądziłam, że twórcy, a raczej sama Mindy Kaling, zrozumie, o co chodziło w krytyce Velmy. Jednak zapomniałam o tym, że pani Kaling czytała między wierszami i widziała tylko zarzuty wobec koloru skóry Velmy, a nie jej charakteru, „humoru” czy słabej fabuły. Chcieliśmy po prostu dobry serial dla dorosłych a dostaliśmy… to coś. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że to już koniec.

Najlepsze kreskówki Hanna-Barbera wg. naEKRANIE.pl

Źródło: Hanna-Barbera
+14 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj