Watchmen, Doom Patrol, The Boys – w zeszłym roku zaserwowano nam trzy wspaniałe superbohaterskie seriale. Czas poszukać odpowiedzi na pytanie: który z nich jest najlepszy?
Watchmen to filozoficzna parabola poruszająca problemy współczesnego świata. Doom Patrol bawi się surrealizmem i radośnie tapla się w morzu absurdu. The Boys natomiast przez cały sezon jedzie po bandzie, mając gdzieś konwenanse i poprawność polityczną. Każdy z tych seriali korzysta z konwencji komiksowej i każdy z nich robi krok do przodu w dekonstrukcji superbohaterskiego mitu. Są to niezwykle ważne produkcje zarówno dla formy serialowych, jak i dla ekranizacji opowieści o herosach w trykotach. Tak ambitnych, odważnych i awangardowych historii nawiązujących do estetyki superbohaterskiej nie było wcześniej zarówno w kinie, jak i w telewizji. Watchmen, The Boys i Doom Patrol różnią się od siebie pod wieloma względami. Czy te produkcje w ogóle da się porównać i ocenić? Mimo odmiennych stylistyk i założeń fabularnych powyższe formaty mają pewne elementy wspólne. Podejmijmy się więc karkołomnego zadania wybrania najciekawszej pozycji z wyżej wymienionych.
Zacznijmy jednak od samego początku. U źródła tych wspaniałych seriali znajdują się przecież wiekopomne pierwowzory komiksowe. StrażnikówAlana Moore’a nie trzeba nikomu przedstawiać, więc głębszą analizę dzieła sobie darujemy. Opowieść koncentruje się na krytyce społeczeństwa zapatrzonego w chore idee i dogmaty. Mechanizmy rządzące ówczesnym światem wygenerowały multum patologii prowadzących naszą rzeczywistość do zagłady. Apokalipsę powstrzymali nadludzie, którzy z kantowskim imperatywem kategorycznym nie mieli wiele wspólnego. Tak narodził się mit superbohatera upadłego, korespondujący z sylwetką nazistowskiego ubermenscha. Komiks Alana Moore’a powstał w latach osiemdziesiątych i oprócz ekranizacji serialowej doczekał się również słynnej adaptacji filmowej w reżyserii Zacka Snydera. Co do jej jakości do dziś trwają spory, jednak w przypadku serialu nikt nie ma wątpliwości, że mamy tu do czynienia z dziełem wybitnym.
Strażnicy, mimo że przepełnieni estetyką superbohaterską, tak naprawdę nigdy nie byli opowieścią o herosach w trykotach. Autor komiksu – Alan Moore wielokrotnie podkreślał, że gardzi tego typu historiami i uważa je za wyjątkowo szkodliwe, szczególnie dla młodych ludzi. Komiksowi Strażnicy byli więc zarówno parodią danej konwencji, jak i ostrzeżeniem przed ekstremizmami i radykalizmami. Zack Snyder w swoim filmie z 2009 roku, zamiast wziąć się za bary z myślą przewodnią opowieści, skupił się na akcji i stylistyce. Wynikiem tego jego obraz nie do końca spełnił oczekiwania fanów pierwowzoru. Serial natomiast już na samym początku obiera drogę wytyczoną przez Moore’a. Inna sprawa, że słynny autor również z odcinkowej adaptacji nie jest do końca zadowolony. No cóż, widocznie ten typ tak ma.
Doom Patrol jest komiksem mniej znanym niż Watchmen, jednak autor pierwowzoru to równie utytułowany twórca. Grant Morrison, odpowiedzialny między innymi za dzieło Batman. Azyl Arkham wykreował historię, w której pierwsze skrzypce odgrywa surrealizm. Bohaterowie komiksu błądzą jak pijane dzieci we mgle, miotani wichrami absurdu od jednego abstrakcyjnego wydarzenia do drugiego. Są niczym liść na wietrze, który nie ma wpływu na swój los. Dodatkowo autor zaaplikował w swojej opowieści tony symbolizmu nawiązującego do dziedzictwa kultury i sztuki. W odróżnieniu od Watchmen nie mamy więc tutaj społecznego komentarza, a artystyczną grę z czytelnikiem. Zabawną, odważną i łamiącą tabu.
The Boys natomiast to jeszcze mniej rozpoznawalna seria. Wydawana przez niezależne i alternatywne oficyny nie miała szans w konkurencji z dziełami Marvela czy DC. Mimo to zyskała dużą popularność ze względu na pomysł wyjściowy. Można tu zauważyć pewne punkty wspólne z Watchmen – herosi są potężni, fałszywi i zepsuci do szpiku kości. Komiksy Gartha Ennisa nie skupiały się jednak na komentarzu społecznym, a bezpretensjonalnej rozrywce i możliwościach fabularnych, jakie daje motyw przewodni. Scenariusz Chłopców to prawdziwa brzytwa, idealnie spozycjonowana pod formy telewizyjno-kinowe. Nic więc dziwnego, że w końcu powstał serial. Nikt nie spodziewał się jednak, że okaże się on tak udany.
Wybitne i docenione na całym świecie pierwowzory nie gwarantują oczywiście dobrej adaptacji. Historia zna wiele przypadków, podczas których twórcy filmowo-serialowi masakrowali literacki oryginał. Tym razem się udało, ponieważ reżyserzy i showrunnerzy podeszli z należytym szacunkiem do adaptowanych dzieł. Tak się ciekawie złożyło, że trzy superbohaterskie formaty miały premierę w tym samym roku, w stosunkowo niedługich odstępach czasowych. Każdy z nich opowiadał o grupie herosów i każdy podchodził do tematu przewrotnie.
Pierwszy zadebiutował Doom Patrol - serial o grupie, która do tej pory nie tkwiła jakoś szczególnie głęboko w świadomości miłośników komiksów. Marka nie była zbyt popularna również w naszym kraju. Dopiero po premierze całego sezonu Egmont zdecydował się wydać serię Granta Morrisona w trzech opasłych tomach (ten ostatni czeka jeszcze na premierę). Można powiedzieć więc, że serial zapoznał szeroką widownię z tą dziwaczną grupą. Twórcom nie udało się oczywiście przenieść na ekrany telewizorów oceanu surrealizmu, którym wypełnione były karty komiksu Granta Morrisona. Mimo to dostaliśmy produkcję zaskakująco świeżą, odważną i bardzo nietypową. Jak na warunki mainstreamowe – wyjątkową.
Kilka miesięcy później na Amazonie zadebiutowali Chłopcy. Po obejrzeniu całego serialu nie było wątpliwości, że The Boys to jeden z najlepszych seriali roku, a w kategorii superbohaterskiej zdecydowanie numer jeden. Oglądający, z każdym kolejnym odcinkiem, zastanawiał się, jak daleko posuną się twórcy w swojej opowieści. Jeśli już wydawało się, że bardziej ekstremalnie się nie da, autorzy fundowali nam kolejne zbrodnicze pomysły członków Siódemki. Coraz mocniej, głębiej, intensywniej, a przy tym zabawniej i bardziej ekscytująco. Błyskotliwy scenariusz, którego nie powstydziliby się Quentin Tarantino czy Guy Ritchie sprawiał, że trudno było powstrzymać się przed obejrzeniem całej serii za jednym razem. Serial nie jest wielkim filozoficznym dziełem, ale całość została tak dobrze napisana i zrealizowana, że trudno oprzeć się binge watchingowi.
Bezkonkurencyjna pozycja The Boys bardzo szybko została zagrożona przez nadejście serialowych Strażników. Kurz już opadł po zaskakującym finale, a widzowie wciąż debatują, czy mamy tu w ogóle do czynienia z historią superbohaterską. Rasizm, supremacja, samotność, brak zrozumienia, niesprawiedliwości społeczne – gdyby nie wątki science fiction i nawiązania do dzieła Moore’a, moglibyśmy mówić raczej o zaangażowanym thrillerze niż komiksowej fantastyce. Dodatkowo twórca formatu, Damon Lindelof zaszczepił opowieści swoją autorską manierę i wypełnił ją enigmami oraz tajemnicami. Finalnie dostaliśmy dzieło niezwykłe i nieszablonowe. Inna sprawa, że Lindelof wypracował sobie styl, dzięki któremu jego produkcje umiejętnie manewrują pomiędzy rozrywkową formą a duchowością. Watchmen korzysta z tej estetyki, co wzmaga odczucie obcowania z czymś niezwykłym. Zadaje pytania, a odpowiedzi każe szukać w nas samych. Metoda stara jak świat, ale we współczesnej telewizji to wciąż zjawisko na wagę złota.
Mamy więc opowieść z pogranicza surrealizmu i absurdu, bezkompromisową historię bawiącą się gatunkiem oraz społecznie zaangażowaną artystyczną perełkę. Każda z historii skupia się na osobach naznaczonych tak zwanym „superbohaterstwem”. Wszyscy oni są jednak ludźmi z krwi i kości, a ich człowieczeństwo może stanowić zarówno siłę, jak i słabość. Część z nich daje się pochłonąć swojej wyjątkowości i przyjmuje role bogów. Inni stają się świadomi mankamentów i to właśnie w nich odnajdują prawdziwe piękno. Powyższe produkcje łączy pochwała humanizmu. Dążenie do doskonałości jest nieludzkie i odczłowiecza nas z każdym kolejnym dniem. Przesłanie to kontrastuje z obecnymi tendencjami w popkulturze i stanowi głos w dyskursie na temat tego, czym fascynuje się dzisiejsze społeczeństwo. Powyższe współgra natomiast z przesłaniem Alana Moore’a i zarówno serialowy Watchmen, jak i The Boys podążają w tym kierunku.
Doom Patrol zmierza nieco inną drogą, jednak kierunek jest tożsamy z tym obranym przez pozostałe produkcje. Kluczem do sukcesu okazują się tu atrakcyjni fabularnie protagoniści. Główni bohaterowie przypadają nam od razu do gustu, ponieważ w swoich niedoskonałościach są oni niezwykle ludzcy. Mimo że mają metalowe łby, bandaże na całym ciele i zmienną konsystencję, stanowią bandę nieudaczników, z którymi w gruncie rzeczy możemy się utożsamiać. Po raz kolejny mamy więc pochwałę tego, co ludzkie i potępienie dążeń do perfekcji. W Doom Patrolu na pierwszym planie jest oczywiście nonsens i absurd, ale nie da się ukryć, że serial ma stricte humanistyczne przesłanie.
Który format poszedł najdalej w dekonstrukcji superbohaterskiego mitu? Który z nich najodważniej sparodiował obecne w popkulturze tendencje? Wydaje się, że najcelniejsze ciosy zadaje The Boys. Nie dość, że członkowie Siódemki to wyjątkowo wredne postacie, to jeszcze udało się potraktować ostrzem satyry pewne zjawiska rządzące branżą rozrywkową i nie tylko (transfery superbohaterów, reklamy, PR). Z drugiej strony Ojczyznosław i pozostali są bardzo jednoznaczni w swojej niegodziwości – w ich sylwetkach nie ma zbyt dużo miejsca na psychologiczną głębię i kontekst historyczny. Takowy jest obecny oczywiście w Watchmen, tylko że całość ma formę religijno-filozoficznej paraboli i w kontekście fabularnym funkcjonuje to na nieco innej płaszczyźnie niż The Boys.Chłopcy wydają się też wygrywać w kategorii humoru, choć dowcip to oczywiście kwestia gustu. Ten z Doom Patrolu jest nieco bardziej absurdalny (Pan Nikt robi świetną robotę) i fani Monty Pythona z pewnością będą tu wniebowzięci. The Boys natomiast posiada wiele tarantinowskiego zadzioru, dzięki czemu żart w dużej mierze polega na zabawie popkulturą. Produkcja Amazonu ma również bardzo charakterystycznych bohaterów, choć tutaj siły są wyrównane. W każdej z trzech produkcji postacie są tak świetnie napisane i zagrane, że grzechem byłoby tutaj jakiekolwiek wartościowanie.
Jeśli miałbym wybrać tylko jeden serial, którego zadaniem byłoby stanowienie przeciwwagi dla marvelowskich blockbusterów i zademonstrowanie światu, na czym polega dekonstrukcja superbohaterskiego mitu, byłby to The Boys. Format jest wystarczająco dobrze zbalansowany, żeby zostać pełnoprawnym hiciorem, w którym rozrywka tworzy perfekcyjną symbiozę z ambitniejszą treścią. Watchmen posiada zbyt dużo zawoalowanych niuansów, żeby szeroka widownia potrafiła odczytać serial prawidłowo w stu procentach. Doom Patrol natomiast w swoim dążeniu do bezsensu jest uroczy, ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Ci, którzy znają pierwowzór Granta Morrisona, wiedzą, że materiału jest jeszcze tak dużo, że po pierwszym sezonie stoimy dopiero na przedsionku chaosu.
The Boys jest więc faworytem, co nie oznacza oczywiście, że pozostałe produkcje zupełnie się nie liczą. To zdecydowanie jedne z najlepszych seriali ostatnich lat, a fakt, że podejmują tematykę komiksową, stawia je szczególnie wysoko w naszym rankingu. Telewizja po raz kolejny daje kuksańca kinematografii, pokazując, że o herosach w trykotach można opowiadać odważnie, nieszablonowo i niepoprawnie politycznie. Gdy na wielkich ekranach wciąż rządzą chodzące ideały, to na tych mniejszych „supermeni” są faszystami, a prawdziwa wartość kryje się w ludzkich słabościach.