Dokładnie 10 lat temu w polskich kinach miał premierę film Zacka Snydera Watchmen. Strażnicy, adaptacja przełomowego komiksu DC autorstwa Alana Moore’a i Dave’a Gibbonsa z roku 1986. Nasz współpracownik Andrzej Groch chce Was zabrać za kulisy powstawania produkcji i przyglądnąć się jej oddziaływaniu na popkulturę.
O komiksowym pierwowzorze produkcji Watchmen nie można powiedzieć niczego, co nie było już powiedziane miliony razy. To dzieło tak ważne dla powieści graficznych, jak Michael Jackson, Miles Davis, Run DMC czy Bob Dylan dla muzyki. To kamień milowy w swoim gatunku i jest dla niego tym, czym film 2001: A Space Odyssey dla science fiction, Psycho dla horroru, Il buono, il brutto, il cattivo dla westernu czy Toy Story dla animacji. Żeby wymienić wszystkie zasługi, nagrody i zachwyty nad wielkością komiksowych Watchmen trzeba by osobnego artykułu; to arcydzieło i legenda.
Powstanie adaptacji kinowej przez długie lata wydawało się nieuniknione - dziś uznawana jest przez wiele zagranicznych portali, krytyków i fanów za najlepszy obraz w dorobku Zack Snyder; film wywołał tyle samo kontrowersji, co zachwytów. W roku 2009, gdy miał swą premierę, nie trafił na odpowiedni grunt i publikę, wyniki finansowe ledwie przekroczyły 130-milionowy budżet, ale podobnie jak niegdyś Fight Club, dzieło dostało drugie życie na rynku DVD i Blu-ray, pobijając nawet rekord sprzedaży nośników high-definition w dniu premiery. Watchmen w formie płytowej można kupić w trzech wersjach – kinowej, reżyserskiej i tak zwanej Ultimate Cut, którą Snyder nazywa „kompletnym Watchmenowym doświadczeniem”. Dwie pierwsze różnią się od siebie długością i liczbą scen, wersja Ultimate zaś to nieco inne zwierzę; to eksperymentalna hybryda wersji reżyserskiej połączona z animacją Tales of the Black Freighter, piracką opowieścią z Gerard Butler w roli narratora, przeniesioną wprost z kart komiksu. Edycja reżyserska byłaby chyba najlepszym wyborem dla każdego, kto jeszcze nie miał okazji widzieć kultowego dzieła Zacka Snydera; on sam uważa właśnie tę wersję za jego ulubioną. Zanim jednak zasiadł on na stołku reżysera, produkcja przeszła długą i chaotyczną drogę, aby ujrzeć światło dziennie.
Próby ekranizacji miały miejsce od samego początku. W latach 90. napisanie scenariusza zaproponowano samemu Alan Moore, jednak on odmówił, a legenda głosi, że po dziś dzień nawet nie obejrzał filmu Zacka Snydera (ekscentryczny autor jest znany ze swojej pogardy do adaptacji jego komiksów). W roku 2001 do pomysłu adaptacji powrócono. Pierwszym reżyserem, który miał nakręcić filmowych Watchmen, był Terry Gilliam, jednak przez problemy z budżetem i brak wiary reżysera w pomyślną realizację adaptacji, projekt został wstrzymany. Następny na liście był Darren Aronofsky - ten jednak zrezygnował z posady na rzecz filmu The Fountain; zastąpił go Paul Greengrass, który również nie miał szczęścia. Zainteresowanie wykazywał nawet Tim Burton; koniec końców dopiero, gdy studio Warner Bros. zaproponowało posadę Zackowi Snyderowi, produkcja ruszyła z kopyta.
Reżyser Dawn of the Dead, podobnie jak w swoim poprzednim obrazie 300, chciał pieczołowicie przenieść powieść graficzną na ekran, zachowując jak najwięcej oryginalnego materiału. W wywiadzie dla Entertainment Weekly opowiadał o swojej pasji do komiksu Watchmen, porównując go do muzyki stworzonej specjalnie dla niego. Nie chciał zastąpić powieści graficznej filmem, mówił, że jeśli dzięki niemu kolejne milion osób postanowi ją przeczytać, poczuje on, że spełnił swoje zadanie jako filmowiec. Przyznał też, że stworzyłby tę ekranizację nawet za darmo.
Produkcja filmu trwała 3 lata. Na jej potrzeby zbudowano ponad 200 scenografii reprezentujących różne epoki Nowego Jorku, od lat 50. i 70. do roku 1985. Większość lokacji została wiernie przeniesiona z kart komiksu, zachowując nawet podobną kolorystykę. Zanim rozpoczęto zdjęcia, Snyder rozrysował własnoręcznie każdą scenę filmu i, jak twierdzi, takich rysunków mogło być nawet trzy tysiące. Przed wejściem na plan wiedział też dokładnie, jakich piosenek użyje. Twórca kostiumów Michael Wilkinson chciał zachować ducha Złotej Ery Komiksu, nie bał się więc wykorzystać lekkiego kiczu, projektując stroje bohaterów, stosując krzykliwy design i kolorystykę. W zamyśle Snydera kostiumy miały reprezentować stereotypowe postrzeganie superbohaterów i być swego rodzaju parodią tego gatunku. Do ról głównych nie chciał zatrudniać gwiazd i opatrzonych twarzy, postawił na mniej znanych aktorów takich jak Patrick Wilson, Malin Akerman, Jeffrey Dean Morgan, Matthew Goode, Jackie Earle Haley czy Billy Crudup; dzięki temu zabiegowi są oni dziś kojarzeni przede wszystkim z postaciami z Watchmen. Ten ostatni na potrzeby filmu nosił specjalny kostium motion capture, wyposażony w liczne lampki ledowe, które nadawały niebieską poświatę otoczeniu i aktorom grającym z nim w tych samych scenach – finalny efekt jest unikatowy.
Alan Moore nie chciał mieć nic wspólnego z procesem twórczym Watchmen, nawet zrzekł się wpływów finansowych na rzecz swojego współpracownika Dave Gibbons, a w wywiadach opowiadał o klątwie, jaką rzucił na film (Moore jest ponoć czarnoksiężnikiem, para się magią i zaklinaniem węży). Drugi z twórców komiksowego pierwowzoru miał jednak zgoła inne podejście i był stałym gościem na planie produkcji; doradzał Zackowi Snyderowi i był pod wielkim wrażeniem rozmachu i wierności materiałowi źródłowemu. Na tym punkcie Snyder ma hopla, a jego przywiązanie do detali graniczyło momentami z szaleństwem, gdy na przykład na potrzeby sekundowego ujęcia nakazał skonstruowanie szklanej kuli śnieżnej wyglądającej identycznie jak ta w komiksie. W jednej ze scen, gdy Patrick Wilson i Malin Akerman rozmawiają w restauracji, w tle za aktorami znajduje się stolik, na którym leży ledwo widoczny pieczony kurczak. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ów kurczak według słów Snydera ma... cztery nogi. Reżyser uznał, że skoro akcja dzieje się w alternatywnym świecie, postacie powinny zajadać się modyfikowanym genetycznie jedzeniem i stąd właśnie czteronogi ptak, na którego i tak nikt nie zwróciłby uwagi - to najlepiej pokazuje poziom przywiązania do szczegółów. Najmocniej widać to chyba w teledyskowym otwarciu filmu, podczas którego w rytm The Times They Are a-Changin’ Boba Dylana poznajemy alternatywną wersję wydarzeń i słynnych momentów w historii USA, zmienionych przez pojawienie się superbohaterów. Cała sekwencja wygląda obłędnie i zawiera nawet mały hołd dla filmu Brazil Terry'ego Gilliama; to zresztą niejedyne nawiązanie do twórczości innego reżysera - w scenach z Richardem Nixonem dziejących się w pokoju wojennym widać wpływy filmu Dr. Strangelove or: How I Learned to Stop Worrying and Love the Bomb, który stworzył Stanley Kubrick.