Wirtualna rzeczywistość jest technologią, do której długo nie mogłem się przekonać. Być może dlatego, że moje dotychczasowe doświadczenia z nią ograniczały się do krótkich seansów na różnego rodzaju targach i to dobrych kilka lat temu. W mojej głowie zestawy VR jawiły się jako urządzenia drogie, a przy tym też duże, ciężkie, wymagające mnóstwo miejsca i z każdej strony obwieszone irytującymi kablami. Do zaznajomienia się z tą formą rozrywki zachęcił mnie dopiero Oculus Quest, a konkretnie jego druga, nowsza wersja. To zupełna odwrotność wizji tych urządzeń, jaka była w mojej głowie. Headset niewielki, kompletny (wewnątrz pudełka jest w zasadzie wszystko, co potrzeba do rozpoczęcia zabawy) oraz w pełni bezprzewodowy. Kabli nie musimy używać korzystając z Questa samodzielnie, jak i do połączenia go z pecetem. W tym drugim przypadku z pomocą przychodzą takie rozwiązania, jak Virtual Desktop czy Air Link, dzięki czemu mogę bez problemu grać w steamową wersję Beat Saber czy Half-Life: Alyx bez ograniczania się długością i problematycznością kabla USB-C. Nie bez znaczenia przy wyborze tego akurat sprzętu była dla mnie też cena, dużo niższa od innych, konkurencyjnych rozwiązań. Po otrzymaniu paczki z Questem 2 natknąłem się na pewien dość istotny problem. Okazało się, że noszone przeze mnie okulary ledwie mieszczą się w goglach. Wcześniej oczywiście sprawdziłem ich szerokość i mieściła się ona w normie, ale rzeczywistość okazała się nieco bardziej skomplikowana. Korzystanie z zestawu VR w okularach owszem, było możliwe, ale nie do końca komfortowe. Każde zdejmowanie gogli z głowy wiązało się z jednoczesnym zdejmowaniem okularów. To zaś wywoływało u mnie poważne obawy o uszkodzenie soczewek w okularach lub samym OQ2. Dodatkowym problemem był też fakt, że mimo zastosowanie plastikowej ramki, która zwiększała odległość między okularami i soczewkami Questa, były one dość blisko siebie. Czy na tyle blisko, by powierzchnia jednych lub drugich szkieł się zarysowała? Trudno powiedzieć, ale wykluczyć tego nie mogłem. Zacząłem więc kombinować i poszukiwać innych rozwiązań. Przez moją głowę przeszło kilka pomysłów: od zrobienia sobie drugich, tańszych i mniejszych okularów, aż po powrót do nieużywanych przeze mnie od paru lat soczewek kontaktowych. Ostatecznie z pomocą przyszło jednak coś zupełnie innego, a mianowicie korekcyjne soczewki od firmy WidmoVR, przygotowane specjalnie z myślą o zestawach wirtualnej rzeczywistości i dostosowane do mojej wady wzroku.
fot. naEKRANIE.pl
Po kilku dniach oczekiwania w moje ręce wpadło zgrabne, czarne pudełeczko, wewnątrz którego znajdował się materiałowy woreczek z dwiema kieszonkami, miękka ściereczka do czyszczenia szkieł, dwie plastikowe nasadki oraz same soczewki w plastikowej ramce. Ich montaż okazał się niezwykle prosty – wystarczyło jedynie dopasować je do gogli i docisnąć tak, by „wkliknęły się” we właściwe miejsce i trzymały bez ryzyka wypadnięcia przy mocniejszych ruchach głowy. Cały proces jest banalny i zajmuje zaledwie kilka sekund. Produkt ten testowałem przez kilka tygodni w mniej lub bardziej wymagających zastosowaniach. Sprawdzał się świetnie zarówno przy tak statycznych czynnościach, jak oglądanie YouTube czy Netflixa, a także przy tych zdecydowanie bardziej intensywnych. Beat Saber i Synth Riders bez konieczności poprawiania sobie okularów na nosie i spływającego po nich potu stało się znacznie przyjemniejszym doświadczeniem. Komfort jest naprawdę dużo lepszy. Nic nie uwiera, nic nie ciśnie, a i pole widzenia się zwiększyło dzięki usunięciu dodatkowej, plastikowej ramki stanowiącej przedłużenie odstępu między Questem i okularami. Nie musicie się też obawiać, że soczewki korekcyjne utrudnią dzielenie się zestawem VR z domownikami czy przyjaciółmi na imprezach. Ich demontaż jest błyskawiczny. Wystarczy jedynie pociągnąć za plastikowe wypustki i… gotowe. Zajmuje to mniej czasu niż czyszczenie nakładki przylegającej do twarzy lub jej wymiana.
fot. WidmoVR
Do jakości wykonania i samego działania produktu od WidmoVR nie mam absolutnie żadnych zarzutów. Sprawdza się wyśmienicie, jest solidny, dotarł dobrze zapakowany, a dodatkowe akcesoria to miły, a zarazem przydatny bonus (szczególnie plastikowe nakładki, dzięki którym nie trzeba obawiać się dopływu promieni słonecznych do soczewek i uszkodzenia sprzętu). Wadą dla niektórych może być jednak cena. Za komplet dwóch szkieł trzeba zapłacić od 65 euro wzwyż. Końcowy koszt uzależniony jest od kilku czynników – m.in. wady wzroku czy opcjonalnej warstwy chroniącej przed światłem niebieskim. Z jednej strony to naprawdę sporo, z drugiej jednak warto wziąć poprawkę na to, że wyrobienie sobie nowych okularów u optyka kosztowałoby podobnie, a wygoda użytkowania byłaby znacznie niższa. Soczewki kontaktowe to dobry i stosunkowo tani pomysł (około 40 zł za soczewki do noszenia przez miesiąc), ale nie każdy może je nosić i nie dla każdego będą one komfortowe. Jeśli wada wzroku uniemożliwia Wam granie bez okularów, a mimo tego lubicie zabawę w wirtualnej rzeczywistości, to oferowane przez WidmoVR rozwiązanie zdecydowanie warte jest rozważenia – nawet mimo dość wysokiej ceny.  Wpływa pozytywnie nie tylko na doznania towarzyszące rozgrywce, ale też pozwala być dużo spokojniejszym, gdy nie trzeba obawiać się o uszkodzenie szkieł okularów czy samego zestawu VR.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj