Zacznijmy od najważniejszego faktu, mianowicie przypisania gatunkowego. Master of Orion to strategia turowa, która osiągnęła coś, co nieczęsto się zdarza - stworzyła własny podgatunek. Nazwany on został 4X , a określenia tego użył po raz pierwszy Alan Emrich na łamach czasopisma Computer Gaming World. Gry z tego podgatunku charakteryzują się niezwykle głębokim i skomplikowanym modelem rozgrywki. Teraz może nie robi on aż takiego wrażenia, ale na tamte czasy był on po prostu rewolucyjny. Wiele mechanik w pierwszych produkcjach tego typu, w tym wspomnianym Master of Orion, zostało zapożyczonych z gier planszowych, w których istniały one już od dłuższego czasu. Czymże jednak jest to tajemnicze 4x? To skrót od eXplore, eXpand, eXploit, and eXterminate - eksploracja, ekspansja, eksploatacja, eksterminacja, który w prosty i bardzo przejrzysty sposób oddaje to, co w Master of Orion możemy znaleźć. Eksploracja - gra rozpoczyna się od wyboru jednej z 10 ras. Każda z nich ma swoją specjalizację, która znacząco wpływa na rozgrywkę.  Gracz zaczynający swoją przygodę w Master of Orion znajduje się w systemie słonecznym będącym częścią losowo generowanej galaktyki, Co prawda przed rozpoczęciem gry możliwe jest ustalenie jej wielkości, oraz stopnia trudności i ilości komputerowych oponentów, jednak na całą resztę nie miał już żadnego wpływu. Co ciekawe, gdy gracz po raz pierwszy rozpoczyna rozgrywkę w każdym systemie jest tylko jedna planeta nadające się do zamieszkania, z każdą grą jednak liczba ta wzrasta. Ekspansja - odbywa się ona na wielu płaszczyznach. Prócz oczywistej ekspansji fizycznych granic naszego kosmicznego imperium, dbamy także o rozwój nauki, kultury i gospodarki naszej nacji, a także o kontakty z sąsiadami. Nie każda planeta nadaje się jednak do zasiedlenia, no chyba, że gramy Silicoidami, których specjalnością rasową jest możliwość osiedlania się wszędzie. Dyplomacja również ma kilka oblicz. Mogą to być traktaty handlowe, militarne, naukowe, czy też nawet podarki lub łapówki. Głębi tej mechanice dodaje także fakt, że każdy przywódca inaczej reaguje na różne rodzaje ofert. Eksploatacja - tutaj za wiele, że tak powiem odkrywczego, nie da się powiedzieć. Ot wydobywanie i zdobywanie surowców wszelkiej maści na należących do nas planetach. Eksterminacja - czasem dyplomacja zawodzi, czasem tez po prostu nie chce nam się w nią bawić, ktoś zajmuje system, który nam się podoba, albo po prostu czujemy się niczym kosmiczny Czyngis-chan chcący przejąć absolutną kontrolę nad wszechświatem. Wtedy to właśnie dochodzimy do ostatniego filaru 4X czyli wojny. O ile mniejsze potyczki zdarzają się często i są nieraz nieodłączną częścią dyplomacji, to otwarty konflikt stanowi zupełnie nową skalę wyzwania. Walki w Master of Orion odbywają się na orbicie planetarnej bądź, w przypadku próby przejęcia danego świata, na jego powierzchni. Pierwszy typ starć rozgrywany jest ręcznie bądź automatycznie, drugi zaś jedynie automatycznie. Pojedynki w kosmosie wygrywa raczej brutalna siła i zaawansowana technologia niż zmysł taktyczny, jednak nie oznacza to że nie mamy dużego wpływu na bitwę. Dzieje się tak dlatego, że statki, które biorą udział w starciu, projektujemy sami. Korzystając z komponentów możemy stworzyć właściwie dowolną kombinację podzespołów, przy czym należy pamiętać, że zły design może nas kosztować przegraną bitwę, czy nawet całą wojnę. To wszystko, spakowane razem do elektronicznego pudełka, sprawiło, że Master of Orion stał się grą tak kultową. Ten tytuł stał się definicją gatunku, przeciwieństwem wszystkiego co do tej pory wiedzieliśmy o strategiach i grach ekonomicznych, łącząc te gatunki, przeżuwając i wypluwając pod nową postacią. Owszem, wcześniej wyszła Sid Meier's Civilization, jednak to właśnie kosmiczna saga stała się przykładem gatunku i wzniosła go na wyżyny. Dla mnie osobiście tytuł ten był wprowadzeniem zarówno to gier strategicznych, jak i do gatunku Sci Fi. Razem z książkami pokroju Dune czy innych Star Trek był bramą do odległej, niezdobytej galaktyki pełnej wyzwań. Mogłem poczuć się niczym gwiezdny władca, który raz miłym słowem i podarkami, a raz żelazną ręką, torował sobie drogę do panowania nad galaktyką. Byłem handlarzem, byłem admirałem kosmicznej floty, byłem dyplomatą, knującym spiski i wywołującym wojny jednym skinieniem. Szkoda więc, że gra nie doczekała się takiej sławy jak jej siostra, dając nam jedynie dwa sequele przez wielu uznawane za słabsze od oryginału. Nawet zeszłoroczny reboot nie był w stanie oddać honoru oryginałowi, choć wcale złą grą nie jest. Jest jednak jeszcze promyk nadziei, bowiem Master of Orion powraca, zarówno pod postacią gry komputerowej jak i planszowej. Czy da radę? Oby, wszak gra zasługuje na wartościową spuściznę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj