Długo składałem się do opisania wrażeń z użytkowania YouTube Premium. W pierwszych godzinach byłem zachwycony tym, co Google ma nam do zaoferowania. Ale im więcej czasu z nim spędzałem, tym bardziej mnie irytował. I nawet nie z powodu kilku błędów, jakimi kilka razy mnie uraczył w trakcie testów. Ten serwis to najlepszy dowód na to, że nawet taki gigant jak Google może nie mieć pomysłu na to, jak rozwinąć swój popularny serwis.

Czy YouTube Premium jest dla ciebie?

Pierwotny zachwyt wynikał przede wszystkim z możliwości zminimalizowania okna aplikacji na urządzeniach mobilnych, dzięki czemu mogłem na chwilę wyjść z serwisu bez przerywania oglądania. Funkcja ta przydaje się zwłaszcza w momencie rozmawiania z kimś za pośrednictwem komunikatora, gdyż nie trzeba co i rusz zatrzymywać odtwarzania, aby np. szybko doprecyzować miejsce spotkania. Zdążyłem już co prawda przyzwyczaić się do korzystania z YouTube’a w trybie wielozadaniowym, na podzielonym ekranie, ale nie było to ani wygodne, ani przyjemne. Pływające okienko serwisu, które można uruchomić w Androidzie, rozwiązało ten problem. W końcu mogłem także wygasić ekran, kiedy chciałem posłuchać jakiegoś  youtubera w podróży. Na co dzień wykorzystuję bowiem YouTube’a głównie w formie narzędzia do słuchania podcastów. Często bardziej interesuje mnie to, co ludzie mają do powiedzenia, niż do pokazania, dlatego nie zależy mi na nieustannym wpatrywaniu się w ekran. Co więcej, włączony  wyświetlacz pożera cenną energię i skraca maksymalny czas korzystania z serwisu na telefonie. Wyłączając go, wydłużyłem żywotność baterii o jakąś godzinę, może dwie. Na tym jednak nie koniec, przecież dzięki subskrypcji w końcu pozbyłem się tak irytujących reklam! A do tego otrzymałem dostęp do YouTube Music Premium oraz oryginalnych produkcji filmowych. Dlaczego zatem narzekam na serwis, który dał mi tak wiele?

Premium dla filmów? Niekoniecznie

Widzicie, problem tkwi w tym, że dla kogoś, kto jest na YouTubie wyłącznie dla filmów, płacenie za Premium 24 zł miesięcznie mija się z celem. Nie dość, że treści z kategorii Original jest śmiesznie mało, to jeszcze nie znalazłem tam nic, co na dłużej przykułoby mnie do ekranu, a nie jestem jakimś strasznie wymagającym odbiorcą. Polskiego widza z pewnością zirytuje to, że płaci za dostęp do platformy, która w większości przypadków nie pozwala mu obejrzeć filmów z polskimi napisami, o lektorze nawet nie wspominając. Jakość tłumaczenia automatycznego pozwolę sobie przemilczeć, a liczba produkcji, w których są polskie napisy, jest znikoma. Nie znajdziemy ich nawet w najgłośniejszej produkcji YouTube’a, Cobra Kai. Zastanawiam się także nad tym, kto wpadł na ten „genialny” pomysł, aby możliwość pracy w tle ograniczyć wyłącznie do użytkowników premium. Ok, rozumiem, że na decyzji mogły zaważyć względy reklamowe. W końcu klient zapłacił za to, żeby reklama się wyświetlała, czyli chciał zaangażować nasz wzrok i słuch. Problem polega na tym, że jeśli włożę telefon do kieszeni i będę odtwarzał filmy, to i tak nie zobaczę reklam, dopóki nie zechcę ich przewinąć. Jakoś w przypadku komputerowej wersji YouTube’a Google nie ma problemu z tym, abyśmy oglądali filmy przy zminimalizowanej przeglądarce. Z drugiej strony jeśli miałbym płacić za jakąkolwiek funkcję w Premium (na razie wciąż trwam w darmowej subskrypcji), to prawdopodobnie za możliwość minimalizowania okna. Bo Google zdaje sobie sprawę z tego, że na tle konkurencji VoD ich YouTube Premium wypada bardzo przeciętnie. A tej funkcji - odtwarzania w tle - w aplikacji Google brakowało od dawna. Nie oznacza to jednak, że opłacanie Premium dla każdego będzie bezcelowe. Jeśli ktoś korzysta z YouTube nie tylko dla filmów, ale poszukuje także platformy do słuchania muzyki, wyłożenie 24 zł nagle zaczyna mieć sens. Bo w pakiecie z YouTube Premium otrzymujemy dostęp do YouTube Music Premium, serwisu muzycznego, który jest bezpośrednim konkurentem dla Spotify. Dostęp do niego kosztuje 20 zł, więc jeśli ktoś i tak korzysta z tego serwisu, to dopłacanie 4 zł ekstra za YouTube’a Premium ma sens. Ach, niemalże zapomniałem o jeszcze jednym – możliwości pobierania filmów do obejrzenia w trybie offline. Być może zachwyciłbym się tą opcją, gdyby nie fakt, że na rynku nie brakuje konwerterów, które od dawna pozwalają ściągać nie tylko same nagrania z YouTube’a, ale i wyciągać z nich ścieżki audio. Funkcjonowanie takich serwisów jest oczywiście moralnie wątpliwe, gdyż w ten sposób pozbywamy się reklam, na których zarabiają twórcy, ale osoby zdeterminowane, aby pobierać filmy do trybu offline, już dawno wiedzą, jak to zrobić bez pomocy Google’a. Czy przedłużę abonament YouTube Premium? Prawdopodobnie nie, gdyż oferta Originals w żaden sposób nie zachęca mnie, aby płacić za dostęp do Premium. Pewnie wrócę do słuchania youtube’owych podcastów z włączonym ekranem i do ręcznego przewijania reklam.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj