W ostatnich latach można zauważyć pewien eksperyment w hollywoodzkim kinie wysokobudżetowym. Postacie, które wyraźnie są uważane za czarne charaktery, dostają własne filmy. Wszystko zaczęło się od Maleficent z Angeliną Jolie w roli tytułowej. Polegało to na tym, by przedstawić tę postać jako nie do końca złą, ale równocześnie nie do końca dobrą. Efekt spodobał się publiczności i w planach są kolejne filmy, w których złoczyńca lub jak kto woli antybohater będzie w centrum fabuły. Można tu wymienić m.in. Deathstroke'a oraz Black Adama z uniwersum DC oraz Venom, czyli słynnego wroga Spider-Mana. A przecież był też Suicide Squad. To oczywiście niesie ryzyko, bo mówimy w końcu o postaciach, które są złe, więc muszą się odpowiednio zachowywać i podejmować określone decyzje. Jeden krok w złą stronę może sprawić, że przestaniemy w nich wierzyć, bo twórcy na siłę będą chcieli wmówić widzom, że oni są dobrzy. Tak to nie działa, bo to nadal musi mieć korzenie osadzone w charakterze postaci. Chyba najlepszym przykładem jest Thanos z Avengers: Infinity War, który jest zły, podejmuje decyzje z naszej perspektywy okropne, ale ma zrozumiałe motywacje i wierzy, że postępuje słusznie. To wszystko mnie zastanawia, kiedy Gwiezdne Wojny podepną się pod te eksperymenty, bo chyba jeszcze za wcześnie, by nazwać to trendem w kinie. Czy w tym uniwersum jest miejsce na film o czarnym charakterze? Czy w ogóle widz jest na to gotowy? Wydaje się, że Lucasfilm jest świadomy, że odbiorcy przez jakiś czas będą potrzebować znajomego punktu zaczepienia, czyli jakichś związków z Gwiezdną Sagą, by mogli się wciągnąć w ten świat. Rogue One: A Star Wars Story jest przykładem na to, że tzw. Gwiezdne Wojny - historie są swoistym polem do eksperymentu, by powoli widza przyzwyczajać do czegoś nowego. To był pierwszy film, który przyjął sferę szarości do filmowej części uniwersum i dał do zrozumienia, że baśniowość koniec końców musi przejść w stan spoczynku. Ona jest zarezerwowana dla Gwiezdnej Sagi, ale obok i docelowo po jej zakończeniu czas na coś nowego. Zauważcie, że jak w Łotrze 1 wszystko stawało się szare (Rebelia nie tak śnieżnobiała, podejmowanie decyzji sprzecznych z moralnością), tak Han Solo teoretycznie idzie krok dalej. Po raz pierwszy mamy kogoś, kto do końca nie jest bohaterem, bo jest przestępcą i fabuła rozgrywa się w kryminalnym świecie. Coś, czego jeszcze nie było w kinowych Star Wars, co - miejmy nadzieje - pokaże nam kolejny krok ewolucji eksperymentu.
Źródło: Lucasfilm
Han nie jest ani kimś szczerze dobrym, ani tym bardziej złoczyńcą. To uniwersum ma nieograniczone możliwości, które koniec końców muszą być wykorzystane. Jest tu miejsce na filmy z drugiej perspektywy, gdzie postać w centrum historii nie będzie rycerzem na białogrzywym tauntaunie. Nie chodzi mi nawet o zrobieniu czegoś w pełni z perspektywy Imperium, choć to samo w sobie byłoby interesujące, ale zarazem trudne do zrealizowania, bo nawet jeśli ktoś jest zły, jego działania muszą mieć jakiś dobry cel. Patrząc na to z innej strony: zło to przecież tak naprawdę perspektywa danej osoby. Dobrze pokazuje to książka Star Wars: Lost Stars, gdzie oficerowie Imperium w pełni wierzą, że oni są po dobrej stronie, a Rebelianci to nikczemni terroryści. Jasne, w grę wchodzi propaganda, wychowanie i inne czynniki. To jednak jest dobre wyzwanie dla scenarzystów do wymyślenia czegoś, co nie będzie opowiadane w sprzeczności z charakterem imperialnego żołnierza, a zarazem pokaże ich jako ludzi. Tu kolejny przykład z książek, że się da: Inferno Squad, czyli historia o elitarnym oddziale Imperium podczas różnych misji. Głównie zmagają się z Marzycielami, czyli partyzantami nadal działającymi po śmierci Sawa Gerrery. Udało się pokazać te postacie w sposób ludzki z różnymi dylematami, ale zarazem ślepo wierzący w imperialne wartości. Bez potrzebny jakiegoś prania mózgu poprzez propagandę. A coś takiego w kinie lub telewizji mogłoby się sprawdzić. Na razie jednak brak Lucasfilmowi odwagi, co dobrze pokazuje fabuła gry Star Wars: Battlefront II, która miała szansę postawić ten krok dalej. A przecież galaktyka Gwiezdnych Wojen to wiele innych możliwości. Wspomniany świat przestępczy to chyba najlepszy przykład. Kto by nie obejrzał filmu gangsterskiego w stylu The Godfather, ale właśnie w świecie Gwiezdnych Wojen? Galaktyka jest wielka, a organizacji przestępczych nie brakuje. A one przecież działały cały czas podczas panowania Republiki, Wojny Klonów czy także wojny Imperium z Rebelią. Ich interesy były prowadzone, a walka o strefy wpływu miała miejsce. Wyobrażacie sobie taki film w świecie Star Wars? Pełny kompletnie nieznanego nam świata, gdzie kartel Huttów czy Czarne Słońce rozdają karty? Może namiastkę tego zobaczymy w filmie o Solo, ale tutaj jest potencjał na zaoferowanie czegoś innego, nowego i ciekawego. Czegoś więcej niż oparcie na znanej postaci. Nawet byłoby jeszcze bardziej interesujące, gdyby bohaterem był właśnie Hutt w święcie przestępczym. Niekoniecznie Jabba, bo w końcu jedynym to on tam nie był. A poza przestępcami przecież mamy łowców nagród, slicerów (hakerzy w tym uniwersum), handlarzy przyprawami, skorumpowanych polityków, złych władców lokalnych systemów czy planet i można by wymieniać. Każdą taką historię można by opowiedzieć w sposób racjonalny, zgodny ze "złym" charakterem postaci, ale tak interesująco, byśmy jako widzowie mogli kibicować w jego dążeniach po trupach. To jest do zrobienia i zarazem wprowadziłoby to świeżość, której widzowie zaznajomieni tylko z filmami z Gwiezdnych Wojen mogą potraktować z zainteresowaniem. Sam chciałbym obejrzeć film o... Wielkim Admirale Thrawnie. Jedna z najpopularniejszych postaci Gwiezdnych Wojen zasługuje na to, bo jest niezwykle ciekawa, złożona i godna kinowego ekranu. W wykonaniu Larsa Mikkelsena mogłoby to wypaść fenomenalnie.
Źródło: Wookipedia
Prawda jest taka, że Gwiezdne Wojny nie muszą być wielkimi widowiskami z walkami, bitwami i stawką na skalę galaktyczną. Koniec końców Lucasfilm, eksperymentując w przyszłości nad nowymi rozwiązaniami. może iść w każdym kierunku. Czy to wspomniany film gangsterski, czy western, czy romans (fajnie byłoby zobaczyć coś dobrze zrobionego po koszmarze z Padme i Anakinem), czy nawet horror.  I w takich gatunkach bohatera może być czarnym charakterem czy antybohaterem. A nawet złoczyńcą, bo to będzie drugorzędne, dopóki jego motywacje są przedstawione tak, że to ma sens w opowiadanej historii. Wydaje się, że tego właśnie potrzebujemy, by Gwiezdne Wojny wyewoluowały. By nie kojarzyły się już tylko z legendą kina i kosmiczną baśnią, ale z czymś rozbudowanym, ciekawym i bardzo różnorodnym. Jak jeszcze w filmowej części zostanie wprowadzana wyraźniejsza spójność z innymi mediami i produkcjami wzorem Marvela, to już w ogóle powinno działać wyśmienicie. Na razie są to drobne ciekawostki i delikatnie nawiązanie dla fanów, niewykorzystujące tworzonego potencjału. To wszystko też pokazuje, że Lucasfilm nadal podchodzi do tematu bezpieczne, zachowawczo i z wielkim lękiem. Mroczne widmo podzieliło fanów i widzów nieprawdopodobnie. Negatywne komentarze o Ostatnim Jedi w porównaniu to zaledwie nic nieznaczący promil. Wierzę, że z czasem będą się otwierać i nabierać odwagi. Oby stało się to szybciej niż później, bo więcej różnorodności może nadać Star Wars nowego charakteru. A osadzenie w centrum historii kogoś nie do końca dobrego może być tego gwarancją.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj