Zombie. Prawdziwe zombie w polskich filmach. Miesiące badań, przeszukiwania archiwów i nieoficjalnych rozmów z twórcami polskiej kinematografii przyniosły w końcu efekt. Dziś już wiemy na pewno – zombie to najważniejszy motyw polskiego kina, który wielokrotnie pojawiał się w filmach naszych mistrzów. Niestety widzowie nie mieli okazji tego zobaczyć – PRL-owska cenzura bezlitośnie wycinała każdy wizerunek zombie, który spostrzegła (najwyraźniej z powodów politycznych). Czemu zombie wycinano z polskich filmów po 1989 roku - pozostaje tajemnicą. Ale tam również były! Przykłady w materiale filmowym. [video-browser playlist="658889" suggest=""] Ale po kolei. Pierwszy potencjał zombie w kinie rozpoznał sam mistrz Andrzej Wajda. Niestety nie zachował się blisko dwudziestominutowy finał „Popiołu i diamentu”, w którym przemieniony już Maciek Chełmiński pożera praktycznie wszystkie pozostałe postacie dramatu. Gdyby tylko tego nie wycięto – wszak „Popiół i diament” (1958) o równo dekadę wyprzedzał słynną „Noc żywych trupów" (1968) George'a A. Romero. Jedyne, co pozostało, to sam moment przemiany, genialnie zagrany przez Zbigniewa Cybulskiego. W materiale filmowym obok tego zobaczycie inne klasyczne polskie tytuły – te, w przypadku których udało nam się w archiwach odnaleźć oryginalne wersje scen z zombie. Ale to nie tylko „Rejs”, „Seksmisja”, „Akademia pana Kleksa” czy „Psy”. Było jeszcze wiele innych, w których zombie odgrywało poważną rolę w fabule. Przykłady: W „Samych swoich” ważnym wątkiem była ucieczka z piwnicy przetrzymywanego tam przez rodzinę syna Pawlaka, który został wcześniej przemieniony. Poszukiwania po okolicy połączone z udawaniem przed Kargulami, że nic się nie stało, były (jak twierdzą ci, którzy widzieli) przekomiczne. Wątki zombie pojawiały się oczywiście w niemal każdym filmie Wojciecha Jerzego Hasa czy Piotra Szulkina. „Alternatywy 4” również miały w pierwszej wersji swojego zombie-lokatora. Zajmował mieszkanie numer 12. Wycięto go i dokręcono w to miejsce sceny z Abrahamem Lincolnem, czarnoskórym stypendystą z Harvardu. W „Dekalogu” Krzysztofa Kieślowskiego powracająca w prawie każdej opowieści tajemnicza postać grana przez Artura Barcisia miała tak naprawdę swój własny, jedenasty film, w którym okazywała się krwiożerczym zombie i atakowała po kolei bohaterów poprzednich dziesięciu opowieści. Wydana w 2010 roku powieść „Przedwiośnie żywych trupów” jest ponoć tak naprawdę beletryzacją pierwszej montażówki filmu „Przedwiośnie” Filipa Bajona – to w jakiś sposób tłumaczy kreację Mateusza Damięckiego w roli Cezarego Baryki. Jeśli wziąć pod uwagę, że reżyser kazał grać mu jak zombie, to to, co widać na ekranie, zaczyna nabierać sensu. Postać Karolka z „Ciacha” Patryka Vegi to także zombie. Niestety wycięto sceny, w których atakował i zjadał innych, więc film przestał mieć jakikolwiek sens. Podobnie całe zamieszanie i krytyka wobec „Kac Wawy”, „Ostrej randki”, a niedawno też "Obcego ciała" i "Hiszpanki" wynikły z wycięcia wszystkich sekwencji zombie. W efekcie powstały filmy, które na poziomie fabularnym nie mają sensu i nikt nie chce ich oglądać. Teraz już wszystko jasne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj