Zrealizowana z niezwykłym rozmachem produkcja przedstawia historię, która przekracza granice wyobraźni. Nie wiadomo, czy powiązane z Powstaniem Wielkopolskim wydarzenia są prawdą, czy jedynie iluzją. Porywają efekty specjalne, które zapraszają widzów w niezwykłą, pełną przygód podróż w innym wymiarze. W „Hiszpance” nic nie jest oczywiste, ponieważ do wyzwoleńczej walki włącza się grupa telepatów. Siły zbrojne stają na równi z siłami umysłu.
Najnowsza recenzja redakcji
To nie jest dobry film. Niestety, głośno zapowiadane „arcydzieło” (tak sobie sami wpisywali na plakaty) jest nieznośnie pretensjonalnym bajdurzeniem za duże pieniądze. Hasło "»Hiszpanka« to »Gwiezdne Wojny« 1918 roku”, co twierdził sam reżyser, jest świetnym dowodem na to, że tenże reżyser „Gwiezdnych Wojen” nie widział, a jeśli nawet, to z całą pewnością ich nie zrozumiał.
Ten film nikomu nie wyjdzie na dobre. Krytykom polskiego kina da do ręki potężny oręż, że szkoda czasu i pieniędzy. Rozmaitym sponsorom i dobrodziejom (ten film powstał z inicjatywy Marszałka Województwa Wielkopolskiego) jasno wykaże, że w ten sposób można zmarnować naprawdę duże pieniądze. Widzowie po prostu będą zmęczeni i zniechęceni po wybraniu się do kina oraz obejrzeniu przerażająco wysokobudżetowego Teatru Telewizji zagranego w sposób maksymalnie manieryczny przez zupełnie niezłych aktorów. Fani fantastyki będą załamani tym, jak po raz kolejny w Polsce nieudolnie próbuje się stworzyć film z elementami nie z tej ziemi (i że potem znowu czeka nas chór głosów, iż w Polsce nie da się kręcić fantastyki). Tę listę można ciągnąć jeszcze długo. Już nie chce mi się rozwodzić nad brakiem szacunku dla widza w kwestii ekranowej konsekwencji na poziomie kostiumów, dialogów, następstwa wydarzeń itp. To wszystko Łukasz Barczyk złożył bez żalu na ołtarzu swych wielkich, można by rzec bezczelnych ambicji. Po czym o tenże ołtarz się potknął i wyłożył jak długi.
[video-browser playlist="651291" suggest=""]
Ta opowieść o grupie poznańskich spirytystów, którzy usiłują ocalić na odległość Ignacego Paderewskiego przed złowrogim doktorem Abuse, jest jakimś kosmicznym żartem, tyle że zupełnie nieśmiesznym. Świetni aktorzy - Jan Peszek, Jan Frycz, Crispin Glover - grają z ekspresją i rozmachem godnym eliminacji do jakiegoś przeglądu kabaretów (bo do finału z czymś takim by nie weszli). Zresztą nieomal każda ze scen na poziomie dialogu nadaje się na te same eliminacje. Barczyk, który sam wyreżyserował, wyprodukował i napisał scenariusz do tego dzieła, zapatrzył się straszliwie w twórczość Davida Lyncha, ale efekt jest mniej więcej analogiczny do „Klątwy doliny Węży”, gdy Marek Piestrak zapatrzył się w Stevena Spielberga i jego kino nowej przygody.
Zobacz również: Obsada filmu "Iluzja 2"
Ten film miał uczcić Powstanie Wielkopolskie, jego triumf i lekkie dzisiejsze zapomnienie (w Polsce zawsze głośniej jest o tych powstaniach, które przegraliśmy), acz niestety wyszło coś zupełnie na opak. Owszem – ostatnie kilka minut to skrótowy, hasłowy przegląd wydarzeń powstania, jak rozumiem trybut, który twórca zobowiązał się złożyć w ramach otrzymanych dotacji, ale niestety to nie jest film, który z tym powstaniem ma coś wspólnego. To dość żenująca anegdota, fanfik o Paderewskim, a tak naprawdę nawet nie o nim. To zmarnowany potencjał dobrej, mądrej opowieści o tamtych czasach, lekką ręką wydane wielkie pieniądze, wyrzucona do kosza potężna praca setek ludzi (od kostiumografów po twórców efektów specjalnych) – coś, co mogło się złożyć na film, na który z chęcią poszłyby miliony Polaków. Nie pójdą. I nie pomogą bezczelne deklaracje, jak ta, która otwiera materiały promocyjne obrazu Barczyka: „Są filmy, które wymykają się definicjom, a o których wiadomo, że na zawsze zapiszą się w historii kinematografii.” Nie, niestety nie. O „Hiszpance” już za rok, dwa nikt nie będzie pamiętał, chyba że tak, jak pamięta się o wielkich kinowych porażkach typu „Koniec świata” Richarda Kelly'ego. Kojarzycie ten film? Jeśli tak – wiecie, o co mi chodzi; jeśli nie – dokładnie o to mi chodzi.