Pamiętam, że Thor nigdy nie był moim pierwszym wyborem, jeśli chodzi o komiksy. W filmach też nie było mi z nim po drodze, bo chociaż Chris Hemsworth to przykład idealnego castingu, to jednak w dwóch pierwszych odsłonach nie wszystko było doskonałe (pierwszy był dobry, ale z problemami, natomiast Mroczny świat jest kreatywną porażką). Sięgnąłem jednak po przygody Potężnej Thor wydawane u nas przez Egmont. Scenarzysta Jason Aaron zaproponował inne podejście do postaci. Uczynił z niej Niegodnego Mjolnira i wprowadził nową Thor, silną i gromowładną. Thor w wersji kobiecej wywołał liczne kontrowersje, ale o tym opowiemy więcej w innym tekście z Wydania Weekendowego. O ten aspekt jeszcze zahaczę, ale chciałbym skupić się na postaci Jasona Aarona, scenarzysty przez wielu nazywanego jednym z najlepszych w swoim fachu. Na takie tezy się nie odważę. Bez wątpienia jest to jednak gość, którego warto poznać, nawet jeśli nie interesujecie się komiksem. Jego twórczość już teraz będzie miała duży wpływ na to, co oglądamy na dużym ekranie w filmie Thor: miłość i grom.

Od krótkiego opowiadania do własnej serii

Historia twórczych początków Jasona Aarona rozpoczyna się w 2001 roku, kiedy to wygrał konkurs talentów Marvel Comics na ośmiostronicową historię o Wolverinie. Znalazł się więc na radarze Domu Pomysłów bardzo wcześnie, ale nie każdy może od razu dostąpić zaszczytu pisania historii dla tego wydawnictwa. W 2006 roku Aaron stworzył The Other Side, historię o wojnie w Wietnamie opublikowaną przez Vertigo i narysowaną przez Camerona Stewarta. Za swoją limitowaną serię otrzymał nagrodę Eisnera (odpowiednik filmowego Oscara w branży komiksów), więc nie minęło nawet pięć lat od napisania krótkiego opowiadania na konkurs do zdobycia tak prestiżowego wyróżnienia. Nie było wątpliwości, że Aaron to wschodząca gwiazda świata graficznych opowieści. Dostał w 2007 roku od Vertigo szansę tworzenia własnej serii zatytułowanej Skalp - łączyła ona elementy czarnego kryminału i sensacji w rzeczywistości, w której na pierwszym planie znaleźli się rdzenni Amerykanie. Seria prowadzona była do 2012 roku i stała się bestsellerem. Dwa lata temu została wydana w Polsce.
Vertigo
Na stole Aarona pewnie pojawiły się oferty od największych na rynku wydawnictw, ale zdecydował się podpisać kontrakt na wyłączność z potentatem, Marvel Comics (dla fanów Skalpu na szczęście nie wpłynęło to na kończenie serii). Słodyczy tej historii dodaje fakt, że pierwszy komiks w nowym miejscu pracy dotyczył powrotu do postaci Wolverine'a. Aaron stworzył w 2008 roku epilog do większego projektu o mutantach, zatytułowany Wolverine: Get Mystique. Po dobrze ocenianej przez czytelników rozgrzewce dostał wreszcie własną serię. Przydzielono mu postać Ghost Ridera, którą zakończył dość szybko, bo w 2009 roku ze względu na kiepską sprzedaż. Zasady rynku są bezlitosne, bo wczytując się w opinie fanów na temat tej serii, można odnaleźć wiele pochwał. Czytałem komentarze fanów dotyczące tej serii, najczęściej pojawiają się pochwały skierowane w stronę napięcia i umiejętnego wykorzystywania mitologii postaci. Koncepty Aarona przesiąknięte okultystycznym klimatem to coś, co wyróżniało Ghost Ridera od innych wydawanych wówczas historii. Autor zawarł też to, czego możemy spodziewać się po postaci Ghost Ridera - absurdalne sceny akcji, pościgi i specyficzny humor, który nie jest podawany wprost. W trakcie pisania Ghost Ridera Aaron zajął się też serią Wolverine: Weapon X, która do najdłuższych nie należała. Zaraz potem rozpoczął nową opowieść o Rosomaku, kontynuując właściwie to, co zaczął w Weapon X. Sukces tej serii oznaczał przydział do Schism, ważnego wydarzenia w historii X-Men, koncentrującego się wokół wewnętrznego konfliktu między Cyclopsem i Wolverinem.

Styl odważnego scenarzysty

Autor szybko dostał propozycję pracy przy kultowych i najważniejszych tytułach wydawnictwa - Avengers, Doktor Strange, Thor, a nawet licznych seriach z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Zastanawiacie się, co sprawia, że Aaron dla wielu czytelników jest jednym z najciekawszych żyjących scenarzystów? Zaznaczę tylko, że nie jestem komiksowym wyjadaczem (chociaż pochłonąłem Potężną Thor i Avengersów Aarona właściwie na raz), ale biorę pod uwagę opinie wielu innych czytelników, które łatwo można odnaleźć w sieci.
Marvel
Aaron nie boi się odważnych decyzji. Pomysł na Potężną Thor rozniósł się szerokim echem i wielu twierdziło, że to poprawny ruch mający na celu zwiększenie sprzedaży wśród czytelniczek. Nic bardziej mylnego, bo nawet jeśli więcej kobiet sięgnęło po komiksy (co jest super), to seria była świetnie zaplanowaną, widowiskową i pełną ciekawych wątków historią. Zbudowanie tajemnicy wokół nowej właścicielki młota to jedno, ale mamy tutaj też przecież zmagania z rakiem piersi, co stanowi niezwykle ważną kwestię dla wszystkich osób z podobnymi problemami. To nie są łatwe historie i nikt nie decyduje się na nie, chcąc jedynie zwiększyć sprzedaż lub wywołać kontrowersje. Tak zresztą mówił o tym sam Jason Aaron:
Pomysł, że siedzę i piszę swój komiks na polecenie feministycznej agendy, to rzecz bardzo zabawna. Jestem tylko gościem piszącym bardzo specyficzną historię o specyficznej postaci. Możecie wynieść z tej historii, co tylko chcecie. Fakt, że Thor stała się jedną z figur feminizmu w komiksie, to coś, czego nie zamierzałem zrobić. Nie stroniłem od tego typu spraw. I jak mówi sama Thor w komiksie, feminizm nie powinien być traktowany tylko jako słowo zawierające osiem liter. Według mnie negatywne opinie w sieci i antyfeministyczna reakcja na postać została dość dobrze zagłuszona przez drugą stronę tej całej sytuacji, czyli wszystkich nowych czytelników, których pozyskaliśmy, z których wielu to kobiety i młode dziewczyny.
Pierwszy tom o Potężnej Thor nie działał, bo mocno skupiał się na tajemnicy związanej z tym, kim jest bohaterka. Komiks trudno się czyta, chociaż nie jest zły. Prawdziwa akcja zaczyna się jednak później, bo tam już Aaron opowiada dokładnie to, co chce. Może skupić się na ciekawym spojrzeniu na bohaterów oraz mitologii nordyckiej zarysowanej w uniwersum Marvela. Jest to o tyle istotne, że teraz jego seria posłuży jako podstawa dla Thor: miłość i gromI chociaż poetyka wypowiedzi Jasona Aarona i Taiki Waititego znacząco się od siebie różni, to jednak możemy mieć pewność, że te znakomite podstawy wystarczą, żeby film dostarczył odpowiednich emocji. W przypadku kina komiksowego nie uważam, że tytuły powinno się adaptować ze szczególną dokładnością, bo to nigdy nie zdawało egzaminu (Watchmen Zacka Snydera niech posłuży za przykład). Tych historii było tak dużo, że grzechem jest nie tworzyć filmu opierającego się na licznych motywach i tropach. Dlatego też Taika Waititi może wybrać rzeczy z runu, które najbardziej mu się spodobały. Wierzę, że będzie tego sporo. Czytając komiksy o Potężnej Thor, wyobrażałem sobie, jak można przenieść to na duży ekran. Oprócz wielkich konceptów, monumentalnych i szalonych historii, było tam też dużo serducha, humoru i dramatu, co pasuje do Waititiego. Od strony lirycznej i sposobie przedstawienia postaci może jest inaczej, bo tutaj jednak reżyser preferuje improwizację, przeciągnięte żarty (co ma swój urok) i serwowanie komedii w oparach dramatu, ale mam przeczucie, że wyjdzie z tego interesująca mieszanka.
Marvel
Aaron, jak każdy komiksowy scenarzysta, ma lepsze i gorsze serie lub numery. Jeśli jednak dostaje możliwość opowiadania dokładnie tego, co chce, to wychodzą mu naprawdę kapitalne rzeczy. Krytycy zarzucają mu, że jego dialogi i narracja nie są tak dobre jak zaplanowana na serię fabuła, ale Aaron ma w głowie naprawdę świetne pomysły i potrafi błysnąć ciekawymi dialogami. Zobaczcie na Gorra, z którego stworzył wybitnego antagonistę. Skutki starcia bohaterów niosą się przez całą serię, aż do finału w Wojnie światów. Doceniam twórców, którzy tak bardzo planują swoją opowieść, bo geniusz ich objawia się w momencie, kiedy dotrzemy do ostatniego zeszytu. Aaron mocno skupia się na postaciach - na ich motywacjach, cechach charakteru i relacjach z innymi. Cały wielki świat jest jedynie dodatkiem. Twórca nie sili się też na zwroty akcji, woli eksperymenty i zabawy konwencją. Takie cechy stylu oznaczają, że nie każdy przy historiach Aarona musi bawić się tak samo dobrze, ale dla mnie jego nazwisko jest gwarancją wysokiej jakości literackiego dzieła. Z przyjemnością zobaczę, jak na swoje potrzeby przełożył to Taika Waititi, pokazując Gorra i Potężną Thor.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj