Ogromny statek parowy pełen pasażerów, którzy z różnych powodów zdecydowali się na transatlantycki rejs do Nowego Jorku, wyrusza w podróż. I pewnie nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że poprzedni statek kursujący na tej trasie zaginął bez śladu kilka miesięcy wcześniej. Nikt nie wie, co się z nim stało. Po prostu zniknął ze wszystkich radarów. Jednak kapitan Eryk Larsen (Andreas Pietschmann) odbiera sygnał SOS i podejrzewa, że pochodzi on właśnie z zaginionej jednostki. Ku niezadowoleniu pasażerów zmienia kurs, by sprawdzić, co się stało, i w razie potrzeby uratować ocalałą załogę. Na pierwszy rzut oka 1899 wygląda jak wiele innych produkcji – na czele z Zagubionymi. Mamy grupę pasażerów, a każdy z nich ma jakiś swój sekret i powód, przez który „ucieka” do Nowego Jorku. Tyle że liczba tych osób jest ogromna – jest ich półtora tysiąca na parowcu! W pierwszym sezonie poznajemy raptem garstkę z nich. Na pierwszy plan wybija się wspomniany wcześniej kapitan, który kieruje się z pozoru szlachetnymi pobudkami, ale naraża resztę pasażerów na niebezpieczeństwo. Ignoruje sprzeciwy załogi, bo jest przekonany o nieomylności swoich decyzji. Mamy też tajemniczą lekarkę Maurę (Emily Beecham), która od samego początku zmaga się z jakąś traumą i ma liczne flashbacki z dość niemiłych wydarzeń. Z tłumu wybija się także  Olek – polski robotnik pracujący przy piecu – grany przez Macieja Musiała. Na statku znajduje się małżeństwo przechodzące kryzys czy też dziwna chińska para kobiet… I chyba to jest głównym problemem tej produkcji. Mnogość postaci zaburza rytm opowieści, szarpie ją. Przez to, że nie ma czasu na odpowiednią ekspozycję, dla widzów bohaterowie są praktycznie obojętni. Skupiamy się przede wszystkim na tworzonej tajemnicy i doszukujemy się sensu zaprezentowanych wydarzeń. Ta część ludzka jest przez nas pomijana. Sam pomysł na to, by na statku umieścić przedstawicieli kilkunastu różnych narodowości mówiących różnymi językami, jest bardzo ciekawy. Do tego scenarzyści dali im uniwersalne problemy, tak by widz mógł się z nimi utożsamiać. Niestety, na tym poziomie coś moim zdaniem nie zagrało. To, że postacie mają problemy podobne do naszych, nie oznacza od razu, że obdarzymy ich sympatią. Trzeba to jeszcze umieć sprzedać, a z tym w 1899 jest różnie. Przy jednych bohaterach to działa, przy innych nie. Na szczęście nie o rozwiązanie mrocznych sekretów pasażerów tu chodzi. Dla twórców Dark statek to tylko tło dla większej i dużo bardziej zawiłej historii. Dostajemy podróże w czasie i te między wymiarami. Wszystko wymieszane i podane w odpowiednich proporcjach. I to jeszcze w taki sposób, że nie jesteśmy pewni, czy to nie jest przygrywka do czegoś jeszcze większego. Scenarzyści cały czas trzymają nas w niepewności.
+10 więcej
Niewątpliwie dużym atutem serialu 1899 jest mrok, który towarzyszy nam od pierwszej do ostatniej minuty odcinka. Niby wszyscy pasażerowie uciekają przed problemami w świetlaną przyszłość – do świata, który ma być wolny od smutku i bólu. A jednak twórcy sugerują nam, że mrok nigdy ich nie opuści. Jest to dla mnie intrygujące. Na razie jestem w tę historię zaangażowany. Ciekawi mnie, w jaki sposób Baran bo Odar i Janthe Friese ją poprowadzą. Muszę przyznać, że potrafią budować światy i umiejętnie sterują tajemnicą, sugerując, że tuż za rogiem czeka na nas coś wielkiego. Tylko różnymi sztuczkami cały czas odwlekają moment, w którym można za ten róg zajrzeć. Na razie ich nowy serial wychodzi nieźle, ale z ostateczną oceną musimy poczekać do ostatniego sezonu. Wtedy przekonamy się, czy to wszystko, co oglądamy, ma sens. W Dark się udało. Jak będzie teraz? Twórcy mają u mnie kredyt zaufania, którego jeszcze nie stracili. Oby tak zostało.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj