Omawiany odcinek jest doskonałym przykładem tego, jak nie powinno robić się spin-offów. Najnowszy epizod jest pełen motywów, które w oryginale z każdym kolejnym sezonem przestawały bawić, a zaczynały nudzić. Najbardziej razi wszechobecna przewidywalność. Działania wszystkich bohaterów są tak schematyczne, że aż bolą nas oczy. Dodatkowo ci, którzy zaznajomieni są z pierwowzorem, będą zgrzytać zębami, patrząc jak Eric Carter powiela zachowania Jacka Bauera, a senator John Donovan coraz bardziej przypomina Davida Palmera. W czwartym odcinku nie dzieje się praktycznie nic ciekawego. Mamy za to dwie żenujące akcje, które potwierdzają tylko niski poziom scenariusza. Pierwsza z nich ma miejsce w szpitalu, druga skupia się na ucieczce żony Erica z zasadzki zastawionej przez kobietę jego brata. O ile w poprzednim epizodzie motywy sensacyjne stanowiły bardzo dynamiczne wstawki, to tym razem nic takiego się nie dzieje. Nicole Carter w przeciągu chwili zamienia się w panią Rambo i bez problemu pokonuje swoich oprawców. Cała akcja ma znamiona niezłej parodii. Sposób, w jaki żona Erica radzi sobie w trudnej sytuacji, jest zupełnie niewiarygodny i mało logiczny. Brak w tym też napięcia i emocji, które były widoczne w poprzednich odcinkach. Najbardziej kuriozalnym motywem w omawianym epizodzie był wątpliwej jakości wątek szpitalny (wcześniej szkolny). Niedoszli zamachowcy próbują nieudolnie zatrzeć ślady swojej nieudanej zbrodni na młodym chłopaku. Młoda Amira podąża za nim do szpitala w celu dokończenia swojego zbrodniczego dzieła. Zanim osiąga swój upragniony cel, widz jest narażony na całą masę melodramatycznych, płaczliwych i rzewnych scen. Działania bohaterów w tym segmencie są tak samo mało wiarygodne, jak sceny akcji z udziałem Nicole Carter. Po seansie poprzednich odcinków byłem mile zaskoczony postacią Erica Cartera. Odniosłem wrażenie, że twórcy za wszelką cenę chcą odróżnić go od Jacka Bauera i momentami im się to nawet udaje. Aż do bieżącego epizodu. Większość działań głównego bohatera ma znamiona beztroskiej demolki, będącej cechą charakterystyczną protagonisty 24 godzin. Eric najpierw działa, potem myśli – ciekawe, jak daleko w ten sposób zajedzie. Pod koniec czwartego odcinka w brawurowym zrywie wyzwala swojego byłego kompana broni, nokautując przy tym paru agentów CTU. Wypisz, wymaluj Jack Bauer. Ważnym elementem 24: Legacy jest wątek polityczny, w którym pierwsze skrzypce gra rodzina Donovanów. Senator konfrontuje się ze swoim ojcem, który okazuje się całkiem niezłą szumowiną. Oczywiście wszystkie jego machlojki wymuszone były ciężką sytuacją, w której się znalazł, ale to już standard wśród antagonistów rodem z 24 godzin. Relacje senatora z jego najbliższymi dość mocno przypominają losy klanu Palmerów z pierwowzoru. Krystalicznie czysty jak łza John Donovan zmaga się z otaczającą go nikczemnością. Ojciec już go zawiódł, kiedy zrobi to jego kobieta? W Homeland zdradziła ona Carrie Mathison, także to zapewne kwestia czasu. 24: Legacy, idąc śladem swojego prekursora, zalicza wiele wpadek fabularnych. W poprzednich odcinkach tempo akcji trzymało poziom, dzięki czemu oglądało się przygody Erica Cartera całkiem znośnie. Teraz tej dynamiki zabrakło, przez co uwaga widza skupia się na licznych słabościach formatu. A jest ich trochę. Czy jest szansa na poprawę? Przed nami jeszcze 8 odcinków, także wszystko może się zdarzyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj