W świecie Czystej krwi znów nic się nie dzieje. Odcinek jest chaotyczny i nie ma jednej ciągłej linii fabularnej, przez co bardzo trudno skupić się na poszczególnych wątkach, których w serialu jest zdecydowanie aż nadto. Poprzedni epizod rozbudził apetyt i z niecierpliwością czekałam na to, jak dalej rozwinie się akcja. Niestety zamiast się rozwijać, została po prostu ucięta.
Świetnie zapowiadający się pojedynek Erica i Pam został rozwiązany wyjątkowo bez polotu. Ot, właściwie nic się nie wydarzyło, a przecież sama sytuacja miała mnóstwo potencjału, więc szkoda, że twórcy nie zdecydowali się pójść inną drogą i zastosować jakiegoś przewrotnego rozwiązania. Wydaje się, że zabrakło im odwagi.
Bardzo przewidywalnie skończył się też wątek Sookie, dla której rodzinne spotkanie nie potoczyło się zbyt dobrze. Oto Warlow przybywa niczym książę z bajki, by uratować swoją księżniczkę. Wszystko fajnie, ale przecież w tym serialu widzieliśmy to już niejednokrotnie. Wydawało się, że postać Warlowa wprowadzi do produkcji trochę świeżości, jakiegoś napięcia i tajemnicy. Tak się jednak nie stało. Zamiast tego dostaliśmy kolejnego melodramatycznego bohatera, który zrobi absolutnie wszystko dla swojej ukochanej od tysięcy lat. W pakiecie otrzymujemy jeszcze sporo wzdychania i użalania się nad wampirzą naturą.
Uśmiercenie jednego ze znaczących bohaterów zawsze powinno wzbudzać emocje, a w Czystej krwi po raz kolejny tak się nie stało. Najpierw była zupełnie mdła śmierć Luny, teraz także nijakie pożegnanie Terry'ego. Jedyne emocje, jakie mi towarzyszyły, to ulga, że nareszcie odpoczniemy od wyjątkowo słabej postaci i monotonnego wątku, który sobą reprezentował. Nie było nawet żal irytującej Arlene, która miewała już swoje lepsze momenty.
Nareszcie można także odetchnąć, bo Sam zdecydował się zrobić cokolwiek innego, niż kręcenie się w kółko, co prezentował od kilku odcinków. Może teraz będzie lepiej. Nic nowego natomiast nie dzieje się u Alcide'a, który nadal tylko warczy. Scenarzystów opanował zupełny brak pomysłów, bo nawet sceny w obozie dla wampirów były zupełnie monotonne i przewidywalne. Czystej krwi zdecydowanie potrzeba zastrzyku energii.
Najgorszy jest zaś fakt, że trudno liczyć na znaczącą poprawę w kolejnych odcinkach, bo szósty epizod nie zawiązał żadnej większej intrygi, którą można by kontynuować. Niestety prawdopodobne jest, że druga połowa sezonu będzie poruszać mnóstwo wątków, które bardzo luźno ze sobą splecione przyniosą jeszcze więcej rozczarowań niż do tej pory. I w tej kwestii naprawdę chciałabym się mylić.