Tajemnicza i rosnąca w siłę organizacja Watchdogs coraz odważniej daje się we znaki agencji. W kulminacyjnym momencie jej członkowie odcinają zasilanie w siedmiu wielkich miastach i grożą podwoić tę liczbę w nadawanym manifeście, sugerującym, że za atakami stoi grupa niezarejestrowanych Inhumans. Wywołuje to we wspomnianych miejscach panikę i zamieszki, media nie wahają się ostro wypowiadać o Inhumans, a Coulson i reszta mają pełne ręce roboty, szukając sprawców (do tego nie posługując się sprzętem elektronicznym). Jednak nawet ich aresztowanie i pojmanie nie odpowiada na nurtujące ich pytanie – kto wydaje im polecenia? Przez brak informacji na jej temat, organizacja ta stanowi realne zagrożenie dla agencji, dodatkowo jej trzonem są bardziej przyziemne i lokalne niż nadprzyrodzone istoty z poprzedniego sezonu, co jest miłą odmianą. Na marginesie, od razu widać, że odcinek zyskał na jakości, gdy nie pojawił się w nim wątek duchów i ich przedziwnych zachowań. Mówiąc o duchach, nie można nie wspomnieć o fatalnym stanie, w jakim znalazła się May po spotkaniu z jednym z nich. Misja uratowania jej życia przekazana została na ręce Jemmy i doktora Radcliffe’a, którzy oczywiście podołali zadaniu, jednak nie bez kilku problemów. W wątku tym wspomniany został również interesujący artefakt, który Radcliffe nazywa prototypem źródła czystej energii, co może mieć znaczenie w przyszłości i odegrać ważną rolę. Co do losu agentki May - od początku mogliśmy być pewni, iż tak ważna postać nie opuści nas na dobre, ale i tak w scenie jej reanimacji wstrzymałam na moment oddech. Na koniec wątek trochę mniej rozwinięty w tym odcinku, ale nadal według mnie najciekawszy, czyli wspólne śledztwo Daisy i Robbiego. Gabriel Luna w roli Ghost Ridera nadal zachwyca, nawet bez płonącej czaszki. Tym razem lepiej poznajemy motywacje bohatera, który nie do końca jest zadowolony ze swoich mocy. Wierzy też, że jego misja ma termin ważności i już wkrótce będzie mógł ją zakończyć. Wygląda jednak na to, że jego sytuacja nie jest taka prosta i Ghost Rider pozostanie z nim na dłużej, co bardzo mnie cieszy. Jego relacja, zarówno z Daisy, jak i z bratem Gabe'em, przedstawia się ciekawie, a co najważniejsze - szczerze. Przy tym kradnie każdą scenę, w jakiej się znajdzie, a dotychczasowa gwiazda serialu, Daisy, blaknie i wydaje się nieciekawa w porównaniu z nim. Młodszy z braci Reyes również zwraca uwagę. Nie waha się szantażować Daisy i możliwe, że unicestwił ich współpracę przynajmniej na jakiś czas. Szkoda, bo ten duet wydawał się najmocniejszą stroną tego (jak i poprzedniego) odcinka. Oprócz fabuły także sceny walk przedstawiały się wyjątkowo dobrze. Zarówno atak w ciemności na armię Watchdogs (dodatkowym plusem jest Yo-Yo ukazana w zwolnionym tempie, prawie jak Quicksilver), jak i bijatyka Robbiego oraz Daisy z przypadkowymi przestępcami wypada atrakcyjnie. Pod tym kątem serial wyraźnie się poprawił względem przeszłości i miejmy nadzieję, że tak zostanie. Trzeci odcinek nowego sezonu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. niekoniecznie zachwyca, ale posiada wystarczająco wiele atrakcyjnych momentów, aby się podobać. Dodatkowo, ostatnia scena wyjawia ważny element układanki dotyczący Watchdogs, więc jest na co czekać. Oby tak dalej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj