Fabuła 7. odcinka serialu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D. bezpośrednio kontynuuje urwane ostatnio wątki i odpowiada na postawione wówczas pytania. Dobrym rozwiązaniem okazało się prowadzenie jej na zakładkę, tj. obserwowanie tych samych scen z różnych perspektyw. Wbrew pozorom nie wpłynęło to negatywnie na wartkie tempo, ale nie obyło się niestety bez innych zgrzytów. Scenariusz w nieco sztuczny sposób kreował bowiem dramaturgię opartą na rezygnacji, a nie determinacji. Coulsona, Fitza i Reyesa zbyt szybko uznano za zmarłych – dziwiło, że tylko Daisy wyraźnie oponuje przed zaakceptowaniem niezrozumiałej przecież sytuacji. Kto jak kto, ale akurat agenci S.H.I.E.L.D. powinni dobrze wiedzieć, że nie ma zbrodni bez ciała i nie można poddawać się przedwcześnie. Wspomniana trójka bohaterów utknęła między wymiarami i serial odtworzył owe tarapaty w sprawny sposób. Pomysł z stopniowym zaciemnianiem się i wygłuszaniem otoczenia działał dobrze jako barometr postępującej degradacji, ale drażnić mogło uparte unikanie interakcji z środowiskiem fizycznym, co zapewne domagałoby się nazbyt karkołomnej eksplanacji. Tym samym Fitz i Coulson pozostali bierni i z uporem maniaka próbowali samym krzykiem przebić barierę rzeczywistości. A prosiło się w kilku momentach, aby – kolokwialnie mówiąc - Phil choć spróbował przelecieć Melindę. Większego problemu z przekroczeniem metafizycznej granicy nie miał za to duch zemsty, który w osobie Macka znalazł wartościowego gospodarza zastępczego. Wybieg ten sprawdził się jako stan tymczasowy, a w ciele postawnego mechanika Ghost Rider nie stracił nic z respektu. Dynamicznie i z werwą wypadła także krótka sekwencja pościgu, a powrót demona do Robbiego - choć od początku chwiejny w fundamentach i naciąganie odegrany - stanowił obietnicę dłuższego obcowania z ulubionym antybohaterem oraz potwierdził potencjalną szansę samodzielnego serialu. Na drugim planie rozegrało się tymczasem sekretne zadanie Simmons, które pokazało, że bohaterka niezmiennie potrafi wykazać wrażliwość w naukowości. Motyw 7. miesięcznej terragenezy nieidentyfikowanego Inhumana, a także zdemaskowanie knowań dyrektora Mace’a stanowią integralną podbudowę pod progres głównej historii. Oby zaś ta eksplorowała dalej zderzenie nauki z magią, które okazało się kluczowym walorem bieżącego epizodu. Logika takiej kolizji nie do końca jeszcze przemawia (miło, że mroczna księga Darkhold szeregiem zer i jedynek potrafi dostosować się do nieorganicznego odbiorcy), ale efekt w postaci scen o estetyce rodem z Doctor Strange to przedni smaczek dla fanów i wizualna wartość produkcji. Trudno póki co kompensować luki między takim podejściem a filmowymi naukami mistycyzmu, ale samo wykorzystanie Aidy i racjonalność Radcliffe’a to udane pomysły. Bliższe zintegrowanie tych bohaterów z osią przewodnią odbędzie się z korzyścią dla serialu Marvel's Agents of S.H.I.E.L.D.. Przy okazji bowiem zapowiedziany został nowy, póki co zapewne poboczny, acz wciąż atrakcyjny kierunek fabuły. Aida majstrująca prawdopodobnie przy własnej konstrukcji, to sugestia potencjalnego buntu androida i zwrócenia się przeciw własnemu twórcy. Skądś to ostatnio znamy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj