Serial po obniżeniu poziomu sprzed tygodnia wrócił na dobre tory i najnowszy epizod okazał się być jednym z lepszych, które do tej pory mogli obejrzeć widzowie. Atmosfera niepokoju, grozy i napięcia panowała niemal przez cały czas. W końcu bliżej poznaliśmy historię Tate'a, wokół którego w głównej mierze obracał się fabuła tego odcinka. Widzowie, jak zawsze mogli liczyć na sporą dawkę zgonów oraz scen - delikatnie mówiąc - "niesmacznych" i kilka takich, które znów sprawiły, że nie wiadomo, o co chodzi. Na szczęście w końcu zamiast nowych pytań dostaliśmy sporą dawkę odpowiedzi.

[image-browser playlist="606977" suggest=""]©2011 FX Networks, LLC.

W tym odcinku najbardziej zabłysnął Evan Peters, który wciela się rolę Tate'a Langdona. Świetnie odgrywa postać, która przejawia całą gamę zachowań począwszy od wrażliwego chłopaka do socjopaty. Widzowie dowiedzieli się, jak zginęła grupa nastolatków, które poznaliśmy podczas Halloween, choć dalej nie wiemy dlaczego. Możliwe, że obok Lange (Constance) i Conroy (Moira), Peters to kolejny aktor, dla którego warto oglądać American Horror Story. W tej chwili ta trójka stanowi za wielki plus tego serialu, a historie postaci, które grają są prawdopodobnie najbardziej intrygujące. Można tu jeszcze dorzucić człowieka w lateksie, ale on nie gra, on po prostu jest i się czai.

Constance w tym epizodzie miała po raz kolejny poruszającą scenę, która pokazała jej miękką stronę. Konkretnie chodzi o moment, w którym wyznaje swoje uczucia względem Addie. Naprawdę smutna scena i oczywiście świetnie zagrana. Dzięki takim momentom jak ten widzowie mogli zobaczyć kompletnie inną twarz tej bohaterki, która z początku wydawała się raczej całkowicie negatywna.

[image-browser playlist="606978" suggest=""]©2011 FX Networks, LLC.

"Piggy, Piggy" poruszył historię jednego z pacjentów Bena, który bał się tzw. miejskich legend. Ten wątek zaserwował widzom zapewne poważne palpitacje serca oraz podnosił napięcie, za każdym razem, gdy mężczyzna wchodził do łazienki. Po raz kolejny twórcy serialu pokazali, w jaki sposób los może zaśmiać się człowiekowi w twarz. Pomysł i wykonanie było dobre i nie ma w tym raczej zasługi Dylana McDermotta, którego jednolita mina ostatnio raczej nudzi. Reżyseria oraz gra Erika Stonestreeta (znanego choćby z Modern Family) zbudowały odpowiedni nastrój grozy. Dzięki temu odcinek był on tak dobry.

Warto wspomnieć o Violet, która ma ciężki orzech do zgryzienia - szczególnie teraz, gdy zna prawdę o swoim chłopaku. Otwarcie na paranormalne sprawy związane z domem, daje potencjał na jakieś nowe sytuacje, w których dziewczyna uchyli rąbka tajemnicy dotyczącej posiadłości. Warto dodać, że Taissa Farmiga całkiem nieźle poradziła sobie ze scenami w tym odcinku i oby tak dalej. Może i ona pokaże, że stać ją na jeszcze więcej.

[image-browser playlist="606979" suggest=""]©2011 FX Networks, LLC.

Na koniec wątek Vivien i jej dziecka, który miał tutaj nieco zniesmaczyć widzów. To był prawdopodobnie główny cel. Dodatkowo mało realistyczny wydaje się fakt, iż lekarka na ślepo wbija igłę w brzuch, nie przeprowadzając USG, dzięki któremu kobieta zobaczyłabym to, co pracowniczka szpitala. To kolejna nieścisłość w tym serialu, ale na szczęście nie rzucała się tak bardzo w oczy.

Odcinek był bardzo udany. Klimat grozy i obrzydzenia został utrzymany, a świetna gra Lange, Petersa, a nawet Farmigi, pozytywnie wpłynęła na ten epizod. Dodatkowo poruszono ciekawe wątki w jak zwykle całkiem nietuzinkowy sposób. Było strasznie i nieco obrzydliwie, ale z napięciem, grozą, wzruszeniem i zaciekawieniem jednocześnie.

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj