Z pewnością. Przynajmniej, jeśli chodzi o atmosferę. Zakład dla obłąkanych jest bez wątpienia bardziej klimatycznym miejscem, aniżeli zwykły, o ile można tak powiedzieć w przypadku tego serialu, dom. Ponure korytarze, ciasne i brudne cele i jęki pacjentów niosące się echem po całej placówce. Takie otoczenie zdecydowanie pasuje do estetyki horroru, szkoda tylko, że twórcy nie do końca chyba wiedzą, jak je w pełni wykorzystać.
[image-browser playlist="597954" suggest=""]
©2012 FX.
O ile w pierwszym sezonie odcinek pilotowy pozostawiał widza z masą pytań bez odpowiedzi, o tyle po seansie premiery "Asylum" nie bardzo wiadomo, co dokładnie kolejne epizody miałyby nam wyjaśnić. Brakuje przede wszystkim tajemnicy i bohatera pokroju mężczyzny w lateksie, które były motorem napędowym poprzedniej serii. Tutaj od początku wszystko wydaje się być jasne i wyobraźnia nie dostaje zbyt dużego pola do popisu. Oczywiście wątków nie brakuje, ale nie zapowiadają się one tak intrygująco, jak rok temu. Jeszcze jedno, możemy chyba zapomnieć o duchach, bo jak na razie nic nie wskazuje na to, aby miały się pojawić.
Odcinek rozpoczyna się w czasach obecnych. Obserwujemy nowożeńców, którzy w ramach podróży poślubnej postanowili odwiedzić najbardziej nawiedzone miejsca Ameryki. W ten oto sposób trafiają do opuszczonego psychiatryka. Podczas miłosnych igraszek ich uwagę zwracają tajemnicze dźwięki dochodzące z jednej z cel. Mężczyzna postanawia do niej zajrzeć i... traci rękę. Akcja przenosi się do lat 60., gdzie poznajemy Kita Walkera, który potajemnie wziął ślub z mulatką. Następnie obserwujemy, jak zostaje uprowadzony przez kosmitów, a jego żonę ktoś brutalnie morduje, o co oczywiście posądzają jego. Chłopak trafia więc do tytułowego zakładu, gdzie lekarze mają stwierdzić jego poczytalność. Pojawia się jeszcze wątek dr. Ardena, który przeprowadza dziwne eksperymenty na pacjentach, jak również motyw pewnej homoseksualnej dziennikarki.
Jak widać historia jest dość rozbudowana, problem w tym, że twórcy zabrali się do niej od złej strony, dodatkowo powielając pomysły z poprzedniego sezonu - wspomniane eksperymenty na ludziach. Do tego ponownie dość silnie eksponowane są akcenty (homo)seksualne. Chociaż akurat w tym przypadku ciężko to poczytywać za minus, bo akurat do tej historii zdaje się to pasować o wiele bardziej. Największym jednak problemem serialu jest to, że jest zwyczajnie przegadany. Jak na horror, którym "AHS" w założeniu miało być, prawie w ogóle nie straszy i brak w nim napięcia. Niestety, ale nie da się stworzyć atmosfery grozy, jeśli bohaterom usta się nie zamykają. Samymi dialogami zwyczajnie straszyć się nie da.
[image-browser playlist="597955" suggest=""]
©2012 FX.
Wydawać by się mogło, że tylko narzekam, ale tak wcale nie jest. "Asylum" pod niemalże każdym względem trzyma poziom poprzedniego sezonu i większość elementów najzwyczajniej w świecie nie uległo zmianie. Dlatego też wolę zwrócić uwagę na to, co tym razem nie zagrało, zamiast pisać o rzeczach oczywistych. Dla odmiany wspomnę jednak o najmocniejszej stronie serialu, mianowicie aktorstwie. Jessica Lange ponownie błyszczy, tym razem w roli konserwatywnej i szorstkiej zakonnicy - siostry Jude. Cieszy także występ Evana Petersa, czyli Tate'a, który wciela się Kita Walkera. Powróciła również Sarah Paulson, która w poprzednim sezonie grała medium. W "Asylum" przypadła jej rola dziennikarki Lany Winters, która jest lesbijką. Ponownie pojawia się także Lily Rabe, która tym razem wcielaja się w strachliwą i na swój sposób dziwną siostrę Mary Eunice. Warto zaznaczyć, że powracający aktorzy nie odtwarzają kreacji sprzed roku, to postacie zupełnie inne i nie podobne do poprzednich. Może za wyjątkiem bohatera granego przez Petersa, o ile moje podejrzenia się sprawdzą. Jeśli chodzi o nową część obsady, to ona również nie zawodzi. Osobiście najbardziej do gustu przypadli mi James Cromwell, jako bezduszny i zaślepiony nauką dr Arden oraz Lizzie Brocheré wcielająca się w jedną z pacjentek szpitala. Ta dwójka daje popis naprawdę niezłego aktorstwa i można oczekiwać, że będą to jedne z ciekawszych postaci.
[image-browser playlist="597956" suggest=""]
©2012 FX.
"American Horror Story: Asylum" jak na razie wywołuje dość mieszane uczucia. Z jednej strony jest klimatyczna miejscówka, z której dobrzy scenarzyści wykorzystaliby pełnię potencjału, a z drugiej dość średnio zapowiadająca się historia, która na chwile obecną jest zbyt oczywista. Jeśli porównać ze sobą otwarcia obu sezonów, to o wiele korzystniej wypada to sprzed roku, bowiem zawierało w sobie mnóstwo pytań, na które następnie sukcesywnie uzyskiwaliśmy odpowiedzi. W recenzowanym odcinku tego nie ma, przez co chęć obejrzenia kolejnych epizodów jest mniejsza. Z drugiej jednak strony za wcześnie, by wyrokować. Być może nie wszystko jest takim, jakie się wydaje i fabuła rozwinie się w interesującym kierunku. Nie bardzo chce mi się wierzyć, by twórcy nie mieli przynajmniej kilku asów w rękawie. Choć mogło być lepiej, to nie ma też co narzekać. Jest sporo nawiązań do klasyki gatunku, nie brakuje trafionych pomysłów, a i klimat jest niczego sobie. Szkoda tylko, że ponownie najwięcej horroru jest w czołówce, w której na szczęście nie zmieniono świetnego motywu przewodniego, a jedynie lekko go zmodyfikowano.
Chociaż po tak hucznych zapowiedziach i masie teaserów spodziewałem się czegoś, co kompletnie mną pozamiata, to nie mogę powiedzieć, że źle się bawiłem. Jest to solidna produkcja, której jednak wyraźnie czegoś zabrakło, ale miejmy nadzieje, że jeszcze się rozkręci.
Ocena: 7/10