Devil’s Night to głęboki ukłon w stronę Halloween. Nadszedł bowiem ten czas w roku, kiedy telewizja dostosowuje swój rozkład do kalendarza, a my jako konsumenci zagranicznych produkcji możemy się cieszyć sporą liczbą seriali, które poświęcają najnowsze odcinki na pokazanie – z lepszym lub gorszym skutkiem – jak bardzo Amerykanie kochają Święto Duchów. Oczywistym wręcz jest, że Ryan Murphy i Brad Falchuk nie mogli przepuścić tak znakomitej okazji, aby zaprezentować nowych gości błąkających się korytarzami hotelu Cortez. I trzeba im to przyznać – bardzo ładnie sobie to wszystko obmyślili. Devil’s Night to nie tylko tytuł najnowszego odcinka American Horror Story, ale również fikcyjna noc, która w jednym miejscu zbiera całą śmietankę towarzyską najmroczniejszych osobowości. Jednak zamiast trudzić się z wymyślaniem poszczególnych osobowości epizodycznych bohaterów, twórcy poszli nieco na skróty. Efekt końcowy – przynajmniej pod względem fabularnym – wyszedł wprost znakomicie. Odcinek ten to obowiązkowy punkt dla każdego fana mrocznej strony USA. Amerykańscy mordercy to jeden z najpopularniejszych motywów maglowanych przez popkulturowe trybiki. W czwartym odcinku zrobiono w scenariuszu miejsce dla pięciorga z nich: Richarda Ramireza, Aileen Wuornos, Johna Wayne’a Gacy’ego, Jeffreya Dahmera i wciąż owianego wielką tajemnicą Zodiaca. Wszyscy oni otrzymują zaproszenie na ekskluzywną kolację Jamesa Marsha, na której tegorocznym gościem honorowym zostaje sam John Lowe. Mimo iż sekwencja ostatecznie zostaje pokierowana w stronę kolejnego przywidzenia detektywa, to jednak wpływ hotelu na jego mieszkańców oraz jego podstawowe funkcjonowanie (ujawnione już w drugim odcinku) grają po raz kolejny pierwsze skrzypce. Obecność Johna na „zabójczym” przyjęciu może nie być do końca przypadkowa. Wśród najwierniejszych odbiorców nowej serii już krąży bowiem teoria, iż zabójca pozbawiający życia ofiary podług Dziesięciu Przykazań to tak naprawdę sam detektyw Lowe, który niczym Edward Norton w filmie Fight Club nie dostrzega swojego prawdziwego wcielenia. Wiele wskazuje na prawdziwość tej teorii, lecz faktem jest, iż twórcy nie odsłonili jeszcze wszystkich kart. [video-browser playlist="758170" suggest=""] Piąty sezon American Horror Story to odświeżone pole do popisu ekipy charakteryzatorskiej. Jakkolwiek scenariusz może nie powala, poszczególne wątki przynudzają, a i niektóre postacie zostają zostawione samym sobie, to charakteryzatorzy twardą ręką bronią się jako niezawodny element serialu. Lily Rabe jako Aileen jest rewelacyjna, choć jej charakter zakrawa o przerysowanie. Lecz o to można tylko "obwiniać" aktorkę bądź reżysera odpowiedzialnego za odcinek. Również pozostali członkowie ekipy „seryjnych” przyjemnie zapadają w pamięć. Nawet sama Lady Gaga została na chwilę odsunięta na dalszy plan – Devil’s Night poświęca jej wątkowi zaledwie krótką (choć z punktu widzenia fabularnego istotną) chwilę. Warto także zwrócić uwagę, iż operatorzy nadal stosują wypukłe ujęcia, które osobiście bardzo sobie cenię w tym nowym sezonie. Za każdym razem przywołują wojerystyczny leitmotiv, przy okazji nie dając nam zapomnieć o hotelarskiej lokalizacji nowej historii. Ponadto cieszy mnie fakt, iż w prawie każdym odcinku można odnaleźć nawiązania do The Shining. Sceny w hotelowym barze stają się już oficjalnie stałym hołdem składanym filmowi Stanley Kubrick. Horrorowy serial już jakiś czas temu zatracił swoją magię. Po świetnie skrojonych premierach nasze rozbudzone nadzieje w większości przypadków szybko zostają zagłuszane przez niedopracowane pomysły i nieprzemyślane postacie. Dlatego należy się cieszyć każdym dobrym odcinkiem antologii American Horror Story, a Devil’s Night niewątpliwie zasługuje na takie miano. Magia Halloween jest nadal niezaprzeczalna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj