‌‌American Horror Story działa trochę na zasadzie sinusoidy. W jednej chwili z każdego zakątka korytarza powiewa nudą i utartymi schematami, by po chwili rozbudzić uśpionego widza jakąś przerażającą sceną lub zapadającym w pamięć ujęciem. Owa gra w kotka i myszkę pomiędzy producentami serialu a regularnym widzem trwa w najlepsze, a odbiorca zastanawiający się nad porzuceniem piątej serii jest ponownie przyciągany przed ekran przez takie odcinki, jak recenzowana dzisiaj pozycja. Świętowanie Halloween najwyraźniej bardzo dobrze podziałało na ekipę stojącą za produkcją nowego sezonu American Horror Story. 5. odcinek kontynuuje temat podjęty w uprzednim tygodniu. Święto Duchów wciąż trwa w najlepsze, a scenariusz Room Service wybiera sobie na lokalizację planu świetnie przemyślane zakątki. Najlepiej swoją rolę spełnia sekwencja w szkole, w której życiu ponownie uczestniczy synek pani Ellison, cudownie ocalały z ciężkiego przypadku odry. Mimo iż sceny lekkomyślnej rzezi dokonanej przez nowo narodzone wampiry zachwycają swoją makabrycznością i rewelacyjnie nawiązują do dzieł popkultury naświetlających mroczną stronę dziecięcej niewinności, to jednak cały wątek i punkty fabularne, które nas do nich doprowadziły, są bez mała irytujące. Jak bowiem inteligentna lekarka po szkołach, żyjąca notabene w XXI wieku, który przewertował wampiryczną mitologię na wskroś, mogła tak bezmyślnie postąpić z ofiarowaniem swojej krwi innemu człowiekowi, a co dopiero dziecku? Cóż, odłożenie racjonalności na bok na rzecz przyjemnego seansu nigdy nie było tak trudne. No url Room Service to odcinek w całości poświęcony jednemu gatunkowi stworów zamieszkujących hotelowe pokoje. Tym razem to nie duchy, ale krwiopijcy są głównymi bohaterami. Z pozoru mogłoby się wydawać, iż jest to przede wszystkim zasługa Alex, która (jak już wspomniałam) wywołuje nieumyślnie wampirzą apokalipsę, lecz bardziej istotnym dla fabuły rozwinięciem wątku jest postać Hrabiny. Teraz bowiem gruntownie utwierdzona została w swej pozycji Władcy Marionetek. Jej wpływy to nie tylko lista bogatych i znanych ludzi oraz świetnych kochanków, lecz przede wszystkim goście hotelowi, którzy zostali zaszczyceni audiencją zorganizowaną z jej własnej inicjatywy. Najlepiej w tym przypadku sprawdza się jak dla mnie historia Liz Taylor, która – o ironio - ma bardzo pozytywny wydźwięk, stawiający nawet samą Hrabinę w lepszym świetle. W tym odcinku powracamy także do wątku przemiany Iris. Jej postać rozkwita, choć nie jest to aż tak diametralny skok psychologiczny przy kreacji tej bohaterki, jak można by oczekiwać. Jej próba zaakceptowania nowego stanu rzeczy, która zostaje wypełniona dzięki parce denerwujących hipsterów (obowiązkowy punkt odcinka dla fanów Darrena Crissa). Ponadto dwójka recepcjonistów, która jak dotąd była jedynie ozdobą hotelu Cortez, w końcu wniosła przysłowiowe (i wartościowe!) trzy grosze do historii snutej przez Ryan Murphy i Brad Falchuk. Jak się okazuje, każdy aktor, który potwierdził swój udział w projekcie AHS 5, musi po prostu poczekać na swoją kolej. Seria hotelowa nie zawala nas bezpośrednio swoją fabułą, lecz po kolei otwiera poszczególne pokoje, odsłaniając nowości kryjące się za drzwiami. Z jednej strony ta metoda dobrze się sprawdza pod względem miłych zaskoczeń - jak odcinek Room Service, który przypadł mi bardzo do gustu - lecz w ostatecznym rozrachunku wątki, które naprawdę nas interesują, są uzupełniane pośpiesznie i nierównomiernie (jak sytuacja Johna Lowe, któremu poświęcono zaledwie krótką chwilę, w zasadzie niewiele wnoszącą do tego, co już od jakiegoś czasu podejrzewamy). Półmetek już za nami, a droga do finiszu wydaje się niebezpiecznie wyboista.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj