Mimo że fani brytyjskiej wersji przygód najsłynniejszego detektywa nigdy nie dopuścili do swojej świadomości wersji nowojorskiej, to produkcji amerykańskiej nie można nie lubić. Jest to co prawda typowy procedural z silniej zarysowaną sprawą Moriarty'ego, ale mimo wszystko robota wykonana po zachodniej stronie Atlantyku jest więcej niż porządna. Wielu nominacji do nagród Emmy serial co prawda nie zdobył, ale jeżeli podtrzyma w nowym sezonie formę z ostatnich trzech odcinków premierowej serii, to wszystko jeszcze przed nim. 

Odcinek rozpoczyna się bombowo – i to dosłownie. Mamy więc pogrzeb na angielskiej ziemi, który Lestrade przerywa z granatem w dłoni. Były pracownik Scotland Yardu utracił posadę i godność, gdy nie był w stanie udowodnić morderstwa. Jako że Lestrade jest starym przyjacielem Sherlocka, detektywi porzucają Nowy Jork i udają się do Londynu, aby rozwiązać zagadkę tajemniczej śmierci. Twórcy serialu składają więc hołd ojczyźnie swojego bohatera, z której wywiódł się on dwa stulecia wcześniej.

Premierowy odcinek drugiej serii Elementary zdradza nam wiele nowych informacji o głównym bohaterze, których tak łaknęliśmy przez pierwsze dwadzieścia cztery odcinki. Na jaw wychodzą przede wszystkim grzeszki Sherlocka, które popełnił wobec swojego brata Mycrofta, granego znakomicie przez Rhysa Ifansa. Trudna relacja braterska jest przedstawiona przez wcielających się w role aktorów więcej niż znakomicie. Mycroft nadal nie może wybaczyć młodszemu bratu tego, że przyłapał go w łóżku ze swoją narzeczoną, ten zaś stara się bronić, iż w taki sposób dowiódł, że nie była to kobieta godna bycia żoną znanego i bogatego restauratora. Zdrada braterska to jedna z wielu informacji przypominających nam, że w momencie jego poznania ponad rok temu, Sherlock Holmes był "bad boyem", który właśnie wyszedł z odwyku. Oddając sprawiedliwość pełnemu żalu Mycroftowi, pokazuje on Joan, że zna swojego brata jak mało kto, na każdym kroku podkreślając jego pełną samouwielbienia osobowość.

[video-browser playlist="634854" suggest=""]

Pierwszy odcinek ma więc wiele momentów przypominających nam sytuację bohaterów z początków pierwszego sezonu oraz podkreśla dynamikę zmian, jakie dokonały się głównie w relacji dwójki detektywów. Z pozycji "pacjent – opiekun" Joan i Sherlock przeszli do przyjaźni, co budzi pewien szacunek ze strony Mycrofta, przekonanego, że jego młodszy brat przez całe życie nie był w stanie z nikim się zaprzyjaźnić. Jednoznacznie możemy na razie odrzucić myśl, że relacja bohaterów ewoluuje w coś więcej. Wszystkie gesty oraz wspólne chwile Sherlocka i Joan są czysto platoniczne; dla dobra serialu pozostaje mieć nadzieję, że zostanie tak jak najdłużej, najlepiej na zawsze. W końcu produkcji, w których dwójka współpracowników czuje do siebie miętę, mamy już na pęczki. Niestety, jak wiemy, jest to plan aż nadto kuszący dla scenarzystów. Być może więc doczekamy się już w tym sezonie przynajmniej chwilowego rozwoju chemii między nimi.

Nowy odcinek Elementary podkreśla przede wszystkim rozwój osobisty Sherlocka. Nadal jest on zadufanym w sobie egocentrykiem, ale zdarzają się sytuacje, w których próbuje skupić przynajmniej część swojej uwagi na najbliższych. Najlepiej obrazuje to relacja z Lestradem, w stosunku do którego Sherlock czuje się winny i próbuje zadośćuczynić mu za swoje wcześniejsze błędy. Oczywiście rozwiązuje pozornie zagmatwaną sprawę i po raz kolejny triumfuje, jednak nie to jest najważniejszym momentem epizodu. Osią premiery są relacje Sherlocka z bratem, które w pokrętny sposób udaje mu się naprawić pod koniec. A fanom pozostaje trzymać kciuki, by Mycroft pojawiał się częściej, bo jest charakterem wzbudzającym gorącą sympatię. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj