Horror ma straszyć. To rzecz oczywista – kino grozy ma spełniać jedną, podstawową funkcję, a więc sprawiać, że widzowi szybciej zabije serce, może od czasu do czasu podskoczy czy piśnie, a nawet (w co mocniejszych scenach) odwróci wzrok czy zamknie oczy. Bo ludzie lubią się bać. Pod tym względem "Aniołowi Śmierci" ("The Woman in Black: Angel of Death") trudno coś zarzucić – zgodnie z tradycją horrorów gotyckich udanie podnosi nam poziom adrenaliny, nie epatując przy tym okropnościami, nie bombardując ociekającymi krwią i urwanymi kończynami scenami. Liczy się klimat, liczy się konsekwentne, cierpliwe potęgowanie atmosfery grozy aż do wielkiego finału. "Anioł Śmierci" zaczyna się, klasycznie, od rozrysowania tła i przedstawienia bohaterów. Tym razem cofamy się w czasy II wojny światowej, do bombardowanego przez niemieckich pilotów Londynu, gdzie spotykamy młodą Ewę. Ewa jest nauczycielką, a jej zadaniem w tej trudnej sytuacji jest zabranie grupki będących pod jej opieką dzieci do położonego na odludziu (czyli z dala od bomb) domu, w którym mają one kontynuować naukę, przede wszystkim zaś być bezpieczne. Sęk tym, że z pozoru opuszczony dom ma pewną lokatorkę, tajemniczą Kobietę w czerni (film jest tak jakby kontynuacją przeboju „Kobieta w czerni” z Danielem Radcliffe'em), która nie jest specjalnie przyjazna w stosunku do przyjezdnych. [video-browser playlist="638458" suggest=""] Widać już w tym pewne schematy, prawda? Dodajmy do tego tajemnicę z przeszłości, osobistą tragedię, która w jakiś sposób łączy Ewę z duchem, opętane/manipulowane przez zjawę dzieci i mnóstwo, mnóstwo dziwnych hałasów, poruszających się samoistnie zabawek, ginących rzeczy, przemykających na granicy widzenia cieni oraz obowiązkowe śledztwo w celu odkrycia przyczyn gniewu ducha. Nawet sam epilog - słodki, ale z domieszką grozy - to horrorowa jazda obowiązkowa. Nie pomaga również bardzo, bardzo przewidywalny wątek pilota Harry’ego. Twórcom ewidentnie zależało na stworzeniu właśnie takiego filmu – nawiązującego do klasycznych horrorów gotyckich, wpisującego się w schematy gatunku. I to widać. Szkoda tylko, że mimo iż mieli środki (ciekawa lokalizacja, dobrzy aktorzy, świetne zdjęcia, klimatyczna muzyka), nie zdecydowali się choćby odrobinę wyjść poza to, czego mogliśmy się spodziewać. Albo chociaż sięgnąć po jakiś nowy sposób straszenia (poza wspomnianym hałasami i klasycznym gwałtownym „bu!”). Czytaj również: Najbardziej oczekiwane horrory 2015 roku "Anioł Śmierci" to więc wzorcowy film grozy. Trochę za bardzo wzorcowy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj