Pierwsza część nowego tłumaczenia klasyki – cyklu powieści o Ani z Zielonego Wzgórza w przekładzie Anny Bańkowskiej sprowokowała do wielu dyskusji. Przyzwyczajonym do „tradycyjnego” przekładu powieści Lucy Maud Montgomery trudno było pogodzić się z przywróceniem imion bohaterów w ich anglojęzycznej formie (choćby Marilli w miejsce swojskiej Maryli), a przede wszystkim ze sprostowaniem kilku wcześniejszych, poważniejszych błędów translatorskich, na czele z nieistniejącym „Zielonym Wzgórzem” czy pokojem pod skosami, niebędącym ani facjatką, ani pokoikiem na poddaszu. Jednak pierwsza fala wzburzenia opadła, a kolejne nowe tłumaczenia dalszych części serii (Anne z Avonlea i Anne z Redmondu) nie wywołują aż tak głośnych sporów, raczej zdrowe zainteresowanie doskonałym, przemyślanym przekładem i powrotem do świata, który czytelnicy dobrze znają, ale po prostu nie mogą się oprzeć, by do niego nie wrócić. W Anne z Avonlea główna bohaterka dorasta, choć wciąż jest młodziutka i pełna idealistycznej wiary w ludzi. Powieść wciąga nas w wir przygód codziennego życia Anne, która właśnie rozpoczęła pracę nauczycielki w wiejskiej szkółce, święcie przekonana, że dotrze do każdego z uczniów dobrą wolą i dobrym słowem. Z entuzjazmem udziela się w Kole Dyskusyjnym, próbując zmienić świat na ładniejszy (z rozmaitym skutkiem), poznaje nowych ludzi (od gburowatego pana Harrisona przez rozmarzonego chłopca przyjaźniącego się ze Skalnym Ludkiem, po uroczą starszą pannę Lavender), nie z własnej woli publikuje pierwsze opowiadania w konkursie reklamowym, pomaga Marilli zapanować nad przygarniętymi bliźniakami (momentami z piekła rodem), a jej serce po raz pierwszy bije szybciej na widok ukochanego, mimo że nie nadjechał na białym koniu w romantycznym blasku Księżyca, lecz trwał u jej boku już od pewnego czasu.
Źródło: Marginesy
O ile Anne z Zielonych Szczytów opowiadała o rudej jak wiewiórka dziewczynce z wielką wyobraźnią i bagażem trudnych chwil, która znalazła swoje miejsce na Zielonej Wyspie, tak Anne z Avonlea to historia jej nieco starszej wersji – idealistycznej, dorastającej panny o nadal rudych (ale już bardziej kasztanowych) włosach i bujnej wyobraźni, dla której świat jest pełen zachwytów i tajemnic do odkrywania, a ludzie są z natury dobrzy. Przynajmniej większość. Ciekawym zabiegiem edytorskim, po raz kolejny zastosowanym przez Wydawnictwo Marginesy, jest opaska dodana do okładki, która w ładny sposób splata nowe tłumaczenie z wcześniejszymi – dzięki niej Ania z Avonlea z ilustracją Bogdana Zieleńca nakłada się na projekt Anne z Avonlea spod ręki Anny Pol.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj