To wydaje się banalnie proste i aż dziw bierze, że scenarzyści tak rzadko sięgają po te sprawdzone metody. Ilekroć w "Arrow" (czy ostatnio także w "The Flash") pojawia się wątek główny lub dłuższa historia, poziom produkcji od razu wzrasta. Nie inaczej jest i tym razem. Wystarczyło zapomnieć o tak zwanej sprawie tygodnia, rozłożyć scenariusz na 3 epizody i voilà - przepis na udany serial. "Uprising" to niejako podsumowanie tej minitrylogii, w której głównym przeciwnikiem jest Brick (Vinnie Jones). Jego kreacja jest świetna i nie dziwota, że drużynie Arrowa tak trudno było go złapać. Piekielnie inteligentny, silny, do tego z armią - to on rządził Glades, dopóki Arsenal, nowa Cannary i reszta nie zrobili z nim porządku. Nie było to zresztą proste, wszak musieli zaprzedać swoją duszę diabłu i połączyć siły z Merlynem. Możemy także być świadkami przeszłości Malcolma. Dowiadujemy się, jak stał się zimnokrwistym mordercą, kogo pierwszego zabił, dlaczego był tak surowy dla syna. Co prawda odpowiedzi na te pytania są banalne, a całość została doprawiona ogromną dozą klisz i schematów, ale jakoś można to przełknąć. Właściwie to odcinki "Arrow" ostatnio aż nadto korzystały z produkcji Nolana: śmierć żony Merlyna, chęć zemsty, pójście do Ligi Zabójców w poszukiwaniu sposobu na walkę ze złem i niesprawiedliwością, wreszcie bunt. Jedna z ostatnich sekwencji, w której Roy i Laurel w kostiumach stoją na czele mieszkańców Glades przeciwko Brickowi, również nasuwa luźne skojarzenia z ostatnią batalią Mrocznego Rycerza i armii Bane'a. Ale skoro czerpać, to od najlepszych. [video-browser playlist="660084" suggest=""] Nie mam twórcom tego za złe, bo umiejętnie rozdają sprawdzone karty. Potrafią również naprawiać własne błędy. Najbardziej irytująca postać serialu, czyli Laurel, wkurza jakby mniej, odkąd stała się Kanarkiem. Co prawda nadal nie mamy zielonego pojęcia, jakim cudem wskrzeszono Olivera, ale skoro w serialu lada chwila pojawi się Atom, a w drugim mieście biega Flash, nie wspominając o ostatnich rewelacjach na temat tożsamości Diggle'a, może czas wreszcie schować realizm do szuflady i zacząć wspominać o Jamie Łazarza oraz innych tego typu rzeczach? Wszak Ra's Al Ghul przyznał się, że walczy od wielu, wielu lat, na co jego wygląd w ogóle nie wskazuje. Pomijając jednak te szczegóły - dostaliśmy jeden z najlepszych odcinków "Arrow". Sporo w nim akcji, kilka umiejętnie wplecionych flashbacków, dobra choreografia walk, obowiązkowa pompatyczna przemowa powracającego bohatera i niezłe perspektywy na przyszłość. Już się nie mogę doczekać treningu Olivera z Malcolmem, by mógł ponownie zmierzyć się z Głową Demona. Czytaj również: Crossovery „Arrow” z „Constantine”, „Supergirl” i „Gotham”? Stephen Amell podsyca oczekiwania fanów Nowa odsłona "Arrow" to rozrywka w czystej postaci - dobrze zrealizowany odcinek, który idealnie podsumowuje powrót serialu i nieobecność Olivera. Oby więcej właśnie takich historii!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj