Arrow w 3. sezonie jest bardzo nierówne. Po fantastycznym 2. co chwilę łapie zadyszkę. Poprzedni odcinek, w którym pierwszy raz pokazano Ra'sa, mógł się podobać. Podobnie podobać może się i 5. epizod, bo mimo że nic ważnego dla fabuły się w nim nie dzieje - oprócz kilku wyjątków - to jest to odcinek niezwykle przyjemny. A wszystko za sprawą Felicity. 

Dobrym pomysłem okazało się pokazanie flashbacków Felicity sprzed pięciu lat. Co prawda twórcy operują znanymi schematami i kliszami, ale dzięki postaci wykreowanej przez Emily Bett Rickards dostajemy całkiem przyjemną odskocznię od poważnych spraw. Jest jednak także sporo minusów. Niebezpieczeństwo pojawia się znikąd i nie sprawia wrażenia zagrażającego życiu. Wydaje się również pozbawione celu. Koncept jest niezły: ataki hakerskie mające na celu wyrównać szanse itd., ale rozwiązanie jest już takie sobie. Zemsta po latach ma z Felicity na dobrą sprawę niewiele wspólnego (oprócz jej umiejętności hakerskich) oraz w gruncie rzeczy brak motywu. Wytłumaczenia twórców i pomysłu na zagrożenie nie kupuję. Brak również wspomnianego już poczucia niebezpieczeństwa. 

Jest to jednak doskonały moment, by pokazać, jak bardzo zmieniła się Felicity (także fizycznie) oraz co stoi za jej przemianą. Bardzo ciekawą postacią wydaje się również jej matka, choć i ta oparta jest na już mocno przetartych kliszach. Wprowadza jednak potrzebny akcent komediowy, nieodłącznie kojarzony z postacią Felicity. 

[video-browser playlist="632862" suggest=""]

Fakt skupienia się na kochanej przez wszystkich roztrzepanej hakerki nie sprawia, że twórcy zapominają o innych bohaterach. Kontynuowany jest wątek treningu Laurel, który powoli nabiera rumieńców, i można podejrzewać, że starsza z sióstr Lance lada moment przywdzieje strój. Również odnawiane są relacje pomiędzy Oliverem a Theą. Merlyn na pewno sporo jeszcze namiesza w serialu wraz z córką. 

Najbardziej zaskakuje jednak cliffhanger w formie koszmaru sennego. Czy okazał się prawdą, czy też nie - dowiemy się zapewne później, ale jeżeli tak właśnie było, to możemy mieć do czynienia z całkiem ciekawym i oryginalnym rozwiązaniem. Byłoby to na pewno odważne posunięcie scenarzystów. 

Czytaj również: Niska widownia serialu "Agenci T.A.R.C.Z.Y", "The Flash" stabilny

Arrow w 5. odcinku łapie przerwę na oddech. Jest to typowy zapełniacz (lub jak kto woli - filler). Niby akcja posuwa się o milimetr do przodu, jednocześnie wnosi coś do i tak bogatej charakterystyki bohaterów, ale tak naprawdę tego odcinka mogłoby nie być. Mało akcji, dużo sytuacji komediowych, trochę zbyt wiele dialogów. Jedna irytująca decyzja Laurel w sprawie zamieszek, szybka interwencja Arrowa oraz Red Arrowa / Arsenala i właściwie tyle. Przez to odcinek jest niezwykle trudny do ocenienia. Fani postaci dostaną ciekawą, humorystyczną opowieść mocno nawiązującą do przeszłości, a cała reszta - typowy odcinek serwowany raczej w połowie sezonu, kiedy odkłada się pieniądze z budżetu na finał i zaczyna brakować pomysłów. Po naprawdę niezłym 4. epizodzie jest zaledwie poprawnie, ale humor oraz oczywiście wspaniała Emily Bett Rickards ratują sytuację. Dla mnie jako fana Arrow odcinek oglądało się przyjemnie, liczyłem jednak na więcej. 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj