Oliver po raz pierwszy spotyka się z Emiko, jednak ta nie chce mieć nic wspólnego z nikim, kto ma na nazwisko Queen. Były mściciel staje się celem ataku tajemniczego przestępcy, który wydaje się mieć wiele wspólnego z przeszłością Green Arrowa. W tym czasie Laurel również nieoczekiwanie spotyka pewną postać, która przyczyniła się do śmierci jej ukochanego ojca na Ziemi-2. Historia Olivera staje się bazą dla filmu dokumentalnego o historii mścicieli w Star City. Ekipa chodzi za Queenem i jego przyjaciółmi w każdej sytuacji, nawet wtedy, gdy Team Arrow musi zmierzyć się z łowcą mścicieli grasującym w mieście. Motyw stworzenia odcinka, w którym zwykła fabuła miesza się z konwencją mockumentu był dobry i całkiem nieźle go wykonano. Przebijanie poszczególnych scen wypowiedziami postaci znanych z Arrowverse ubogacało opowieść, dając nam ciekawe spojrzenia z innych perspektyw na działalność mścicieli. Przy okazji nawet scenarzystom wyszło kilka żartów związanych z tą forma przedstawienia epizodu, choćby w scenie z Curtisem prowadzącym odprawę czy wypowiedzią Barry'ego o Oliverze. Jednak pewnym fabularnym uproszczeniem i zarazem głupotką było to, że kamera chodzi za bohaterami wszędzie, nawet na tajne narady z przedstawicielami ARGUS. To nie za bardzo mi odpowiadało, ponieważ było za mocno odklejone od rzeczywistości. Jednak sam odcinek sprawdził się jako swoista laurka dla 7 lat z Arrow i historii mścicieli, których mieliśmy okazję zobaczyć na ekranie. Ten odcinek oceniam głównie za to, jak podszedł do, już można spokojnie to tak nazwać, dziedzictwa produkcji The CW. Twórcy zdołali zmieścić w nim elementy, za które widzowie polubili serial w pierwszych sezonach. Były dobrze zrealizowane sceny akcji, ciekawa dynamika między członkami Team Arrow i bezpretensjonalna rozrywka. Taka forma jubileuszu pasuje mi w pełni. Niestety już czarny charakter tego odcinka nie był tym antagonistą, na którego liczyłem. W 11. epizodzie scenarzyści wprowadzili wątek z łowcą mścicieli, który zapowiadał się całkiem dobrze. Jednak już w 12. odcinku czar prysł i został pewien niedosyt, ponieważ nasz złoczyńca okazał się tylko kolejnym zbirem na jeden moment, jakich było dane widzom spotkać wiele razy w tym serialu. Po prostu znowu antagonista bez jakichś ciekawych motywacji i intrygi, w którą mógłby się wkomponować. Mam nadzieję, że jednak to był tylko kozioł ofiarny i ktoś inny stoi za całą akcją, jednak to raczej nie pójdzie w tę stronę. Lepiej prezentował się syn Dave'a Hacketta. Przede wszystkim tutaj był znacznie większy ładunek emocjonalny historii i widać było pewien plan oraz motywację czarnego charakteru. Wplątanie osoby związanej z przeszłością Olivera znacznie bardziej pasowało niż wrzucenie do fabuły kolejnego mało znaczącego zbira tygodnia. Twórcy całkiem nieźle poradzili sobie z motywem stawienia czoła traumatycznej przeszłości. Szczególnie ciekawy był wątek Olivera i dziedzictwa jego ojca. Nie było tutaj jakiegoś wymuszonego patosu czy epatowania ciężkimi przeżyciami z każdego kąta ekranu. Cały aspekt fabularny gładko i naturalnie wkomponował się w ton opowieści. Dobrze, że twórcy zdecydowali się poruszyć element historii, który w poprzednich sezonach był przemilczany przez scenarzystów. Sprawa Hacketta dała całkiem świeże spojrzenie na wątek Olivera i jego misji Green Arrowa, którą zlecił mu ojciec dając listę swojemu synowi. Znacznie mniej ciekawy był aspekt fabuły związany z przeszłością Laurel z Ziemi-2. Historia związana z jej ojcem była dla mnie mało przekonująca i na siłę emanowała goryczą oraz podniosłością. A postać Bretta Collinsa to nie osoba, która stanowiłaby jakiś interesujący odnośnik dla osoby Lance i jej mentalnej przemiany. Jak dla mnie za słaby element. Muszę wspomnieć jeszcze o wątku projektu Duchów (z wiadomych przyczyn nazwy Suicide Squad i Task Force X nie są już używane w serialu). Postacie, które mają się złożyć na nowy zespól zapowiadają się naprawdę dobrze i mogą stanowić ciekawy poboczny element historii. Nie ukrywam, liczę na coś dobrego związanego z wątkiem poszukiwań Dantego, ponieważ jest spory potencjał zarówno w tych postaciach, jak i w samym wątku ich zadania. Aspekt fabularny związany z symulacją Curtisa na Ricardo Diazie stanowił natomiast zaskakujący zwrot akcji za co muszę dać plusa odcinkowi. Gdyby w odcinku naprawdę użyto rozwiązania z symulacji, gdzie Ricardo porzuca resztę składu i przy ucieczce z ARGUS zabija Curtisa to byłby jeden z najsłabszych wątków w tej produkcji. Do momentu twistu nie byłem zadowolony z tego elementu fabuły. Jednak potem pojawił się pewien fundament, który można całkiem sprawnie spożytkować, jeśli obierze się dobrą drogę. Nowe odcinki Arrow nie są pozbawione błędów, jednak można je spokojnie obejrzeć i dobrze się przy tym bawić. Jak dla mnie 7/10 w skali Arrowverse.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj