Assassin's Creed IV: Black Flag na sterydach – takie było moje pierwsze skojarzenie po tym, jak zobaczyłem Assassin's Creed: Rogue. Znowu oceany, znowu statki i bitwy na morzu, znowu polowania na ssaki morskie, ryby i zwierzynę leśną. Ogólnie: znów to samo. Ponownie tamte klimaty, które mi niespecjalnie podchodzą. Realia, z jakimi przyszło mi się zderzyć, kiedy zapoznałem się z pełną wersją Assassin's Creed: Rogue, spowodowały jednak, iż naprędce musiałem swoje poglądy zmienić. Black Flag było znakomitą odsłoną serii, ale Rogue jest jeszcze lepsze!

Po raz pierwszy na przestrzeni wielu lat i odsłon serii "Assassin's Creed" Ubisoft daje nam możliwość posmakowania życia po drugiej stronie barykady. W każdej z wcześniejszych części przychodziło graczom zetknąć się z grową rzeczywistością przedstawioną w następujących barwach: dobro – asasyni; zło – templariusze. Assassin's Creed: Rogue rzuca więcej światła, a może… mroku, na tę stronę medalu, którą do tej pory uważaliśmy za nieskazitelnie czystą. Gra ujawnia wiele brudów Bractwa Asasynów. Być może nigdy byśmy się tego nie dowiedzieli, gdyby nie postać Shaya Cormacka.

[video-browser playlist="614023" suggest=""]

Swoją przygodę w Assassin's Creed: Rogue Cormack rozpoczyna jako młody adept Bractwa. Pod okiem doświadczonych starszych braci Shay nabywa doświadczenie i umiejętności, które później przydadzą mu się w walce przeciwko byłym zakapturzonym kompanom. Zanim jednak bohater zmieni kolor płaszcza, musi upłynąć sporo czasu, a nim stanie się pełnoprawnym członkiem Zakonu Templariuszy, będziecie grubo za połową całkowitej rozgrywki. Czym więc przez ten czas para się Shay? Tym, czym miał się zajmować – utrudnianiem realizacji planów asasynów, tyle że robi to bez przynależności, a jedynie sympatyzując z jedną z frakcji. Kość niezgody na linii Shay–asasyni jest powszechnie znana. Bohater gry poczuł się zdradzony przez Bractwo i poprzysiągł, że zmieni świat na lepszy - taki, w którym nie ma miejsca dla zakapturzonych skrytobójców z ukrytymi ostrzami w okolicy nadgarstków. Cormacka motywuje wiara w lepsze jutro i troska o zwykłych ludzi, a nie osobista wendetta. Wiele można by mówić o przyczynach rozstania bohatera ze swymi opiekunami i nauczycielami, a później również braćmi, ale lepiej samemu poznać całą historię, gdyż jest ona tego warta.

Zobacz także: Nowe ścieżki bohaterów "Assassin's Creed"

Assassin's Creed: Rogue nie może uniknąć porównań do wydanego przed rokiem tytułu Assassin's Creed IV: Black Flag. Tegoroczna odsłona dedykowana konsolom Xbox 360 i PlayStation 3 (PC otrzyma grę w przyszłym roku) korzysta ze schematów i mechaniki z Black Flag - zmieniła się tylko sceneria. Z karaibskich mórz i oceanów przenosimy się na mroźne (w większości) wody północnego Atlantyku. Rozmiarami Assassin's Creed: Rogue przypomina Assassin's Creed IV: Black Flag. Gra jest duża, akwen podzielony został na dwie odrębne strefy, a na jego środku czeka na graczy ekran wczytywania. Główna "baza wypadowa" to Nowy Jork, czyli kontynuujemy amerykański wątek serii, ale na przestrzeni lat w grze odwiedzamy także europejskie miasta, takie jak Lizbonę czy Paryż. Oprócz głównych metropolii w Assassin's Creed: Rogue jest mnóstwo małych wysepek czy innych krain, które mają coś do zaoferowania. Część z nich, podobnie jak to miało miejsce w Assassin's Creed IV: Black Flag, jest ufortyfikowana, a mury obronne muszą obrócić się w perzynę, by kraina ta była wyzwolona. Innym razem wystarczy tylko odszukać na mapie punkt widokowy i zsynchronizować.

Assassin's Creed: Rogue niczego nowego nie odkrywa pod tym względem i synchronizacja to nic innego, jak ujawnienie fragmentu mapy, odblokowanie punktu szybkiego dostępu i przedstawienie na mapie obiektów wartych zainteresowania. Na nudę nie ma co narzekać, bo nawet jeśli skupicie się tylko na wątku fabularnym, to Assassin's Creed: Rogue dostarczy Wam zabawy na kilkanaście do nawet kilkudziesięciu godzin. Rogue to przede wszystkim rozgrywka na morzu, ale i na lądzie gra ma sporo do zaoferowania. Oprócz misji fabularnych, które wiodą prym, na suchej ziemi jest sporo mniejszej aktywności. Większość jest Wam doskonale znana, bo pojawiły się one we wcześniejszych odsłonach serii. Ot, zwykłe polowania czy modernizacja statku, werbowanie załogi, szukanie skrzynek, szant i fragmentów Animusa. To wszystko wraca wraz z Assassin's Creed: Rogue. Czymś jednak trzeba zróżnicować grę, żeby nie narażać się na oskarżenia mówiące o sprzedaży tego samego w innym opakowaniu. Poza tym granie templariuszem do czegoś zobowiązuje, prawda? Zatem Ubisoft, a konkretnie oddział z Bukaresztu, któremu zawdzięczamy Assassin's Creed: Rogue, postanowił dosłownie przedstawić tę drugą stronę medalu w aktywności pobocznej. Pamiętacie kontrakty na zabójstwa? W tej odsłonie Shay musi złapać gołębia – tego, który przekazuje informacje o celu – udać się na planowane miejsce popełnienia mordu i znaleźć w tłumie tego albo tych, którzy mają dokonać zabójstwa. Wszystko odbywa się pod presją uciekającego czasu.

[video-browser playlist="614631" suggest=""]

Wbrew pozorom Shay Cormack na lądzie nie może czuć się bezpieczny. Jeśli dobrze mnie pamięć nie myli, to w początkowych odsłonach serii "Assassin’s Creed" asasyni zabijali napotkanych templariuszy albo najpierw musieli ich znaleźć i później zabić. W Assassin's Creed: Rogue zostało to zachowane, jednak różnica polega na tym, że gracz jest teraz zwierzyną, a nie myśliwym. Przed ostrzem wbitym pod żebra można się uchronić, jednak trzeba mieć bystre oko i orlim wzrokiem wypatrzeć swojego (oby niedoszłego) zabójcę, a następnie uprzedzić jego ruchy.

Zmienił się również system zarabiania gotówki – też nie jest to coś nowego dla serii, bo spotkaliśmy się z tym już w trylogii z Ezio. Sakiewki napełniamy głównie poprzez renowacje budynków, które podobnie jak ulepszanie statku zmniejszają zasoby towarów. Kasę natomiast odbiera się z banków. Im więcej renowacji, tym większa zasobność banku i nie musimy tak często opróżniać swego rachunku, który ma limit wpływów.

Zobacz także: Dokument o najbardziej przełomowym MMORPG, grze "World of Warcraft"

Na morzu też się wiele dzieje i sporo z tego już widzieliśmy: polowania, bitwy morskie, legendarne bitwy, abordaże - można by tak wymieniać. Co było w Assassin's Creed IV: Black Flag, znalazło zastosowanie w Assassin's Creed: Rogue. Z pewnością ciekawie prezentują się abordaże, w których to Morrigan, statek Shaya, jest obiektem atakowanym. Nie zdarza się to często, ale przechodząc kampanię czy żeglując po amerykańskich wodach, kilkukrotnie zdarzyło mi się, że to na mój statek próbowano się wedrzeć. Schemat postępowania jest identyczny, jak w przypadku odwrócenia ról – wybić określoną liczbę wrogów w pień. Dzięki temu zdobywamy surowce i walutę. Pirackie występki na wodach zwiększają poziom zainteresowania naszym okrętem. Na mapie pojawiają się specjalne jednostki pływające, które mają unieszkodliwić gracza. Nowością w Assassin's Creed: Rogue jest system kasacji tego zainteresowania. W Black Flag puszczaliśmy załogę zaatakowanego statku wolno i zainteresowanie malało, w Rogue występuje cooldown - im dłużej będziemy grzeczni na lądzie lub na morzu, tym szybciej władza przestanie sobie zawracać głowę Shayem Cormackiem i jego towarzyszami.

Lekka modyfikacja dotknęła również amunicję do broni palnej – teraz jej nie kupimy, musimy ją znaleźć w specjalnych skrzyniach porozrzucanych na mapie. Crafting też jest kalką tego z Assassin's Creed IV: Black Flag, więc nie ma sensu go tu opisywać. Z Assassin's Creed: Rogue wycięto jednak misje podwodne.

[video-browser playlist="616453" suggest=""]

Fabuła Assassin's Creed: Rogue umiejscowiona została przed wydarzeniami przedstawionymi w Assassin's Creed III, ale po tych w Assassin's Creed IV: Black Flag. W grze pojawiają się postacie nieobce fanom serii. Haytham Kenway, Adewale, Achilles Davenport czy Banjamin Franklin – to tylko kilka z wielu postaci, z którymi gracze zetknęli się już w grach "Assassin’s Creed". Czymże byłoby Rogue, gdyby zabrakło w nim wątku współczesnego. Jest, zapewniam, że jest. Jednak stanowi on bardzo mały fragment gry, można nawet rzec fragmencik. To dobrze, bo zdecydowanie lepiej zagłębić się w historię Shaya niż we współczesne działania Abstergo Entertainment.

Assassin's Creed: Rogue siłą rzeczy wygląda gorzej niż jego next-genowy krewniak, gra Assassin's Creed: Unity. Konsole PlayStation 3 i Xbox 360 nie mają takich parametrów jak PlayStation 4 i Xbox One, co oczywiście musi odbić się na jakości gry. Nie można jednak powiedzieć, że Rogue jest grą brzydką. Owszem, każdy, kto naoglądał się piękna Assassin's Creed: Unity, tak właśnie o niej powie, ale będzie w błędzie. Rogue szykowane było na poprzednią generację konsol i na nich prezentuje się przynajmniej tak dobrze jak Black Flag. Niestety powiela też błędy poprzedniczki, jak przenikanie przez obiekty czy blokowanie się postaci. Wynika to z tego, że tegoroczna odsłona gry, dedykowana poprzedniej generacji, oparta jest na kodzie Assassin's Creed IV: Black Flag. Na szczęście są to jedyne sporadycznie występujące problemy i nie są one tak uciążliwe jak te występujące w Assassin's Creed: Unity.

Gra nie posiada trybu rozgrywki wieloosobowej, co niektórym może przeszkadzać. Ubisoft rzucił całe moce przerobowe na kampanię dla jednego gracza i się to opłaciło -  Assassin's Creed: Rogue jest fenomenalne. Co do multi w tego typu grach, zawsze byłem ich przeciwnikiem, ale dla niektórych z Was brak rozgrywki sieciowej może okazać się sporym minusem.

Zobacz także: Haytham Kenway i Adewale zaznaczą swoją obecność w "Assassin's Creed: Rogue"

Historia Assassin's Creed: Rogue porusza paryski wątek przedstawiony w Assassin's Creed: Unity, kończy historię rodziny Kenwayów oraz płynnie przenosi gracza do odsłony, która 13 listopada trafiła do posiadaczy konsol PlayStation 4, Xbox One oraz właścicieli komputerów osobistych. Rogue to godne zakończenie trylogii opowiadającej o zwaśnionych stronach konfliktu rozgrywanego na amerykańskiej ziemi. Jeśli do tej pory nie myślałeś o Assassin's Creed: Rogue w kategoriach gry, w którą musisz zagrać, to czas zmienić poglądy. W Rogue trzeba zagrać.

PLUSY: + wciągająca fabuła, + długość rozgrywki, + spojrzenie na konflikt asasyni-templariusze oczami tych drugich, + piękna oprawa wizualna i dźwiękowa, + otwarty świat, w którym zawsze jest coś do zrobienia.

MINUSY: - powielanie schematów z Assassin's Creed IV: Black Flag, - mniejsze błędy, o których mowa w recenzji.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj