Postacie, które zawdzięczamy Rene Goscinny’emu i Albertowi Uderzo, potrafiły bawić już kilka pokoleń czytelników. Na szczególne uznanie zasługuje kilkanaście pierwszych tomów Asteriksa. Później – czy to za sprawą oryginalnych twórców, czy ich następców – otrzymywaliśmy lepsze i (głównie) gorsze opowieści, które nie zawsze potrafiły nawiązać do magii pierwszych tomów. Były przebłyski, ale na naprawdę udany tom przyszło nam czekać aż do czterdziestej odsłony serii. Biały Irys, bo o nim mowa, nawiązuje do najlepszych wzorców serii. Jest to historia prosta, nieprzekombinowana, koncentrująca się bardziej na postaciach niż samych wydarzeniach. A jednocześnie na tyle sprawnie poprowadzona, że nie wywołuje poczucia bezcelowości. Oczywiście u podstaw pomysłu na ten album leży kolejna próba podbicia przez Rzymian opornej wioski Galów. Jak nie dało rady siłą, groźbą czy prośbą, to trzeba sposobem. A ten ma nowy wysłannik Juliusza Cezara – ktoś na kształt trenera personalnego i coacha. Bohater, pełen gładkich słówek i złotych sentencji, których nie powstydziłby się Paulo Coelho, przekonuje wszystkich dookoła do metody Białego Irysa. Cóż to, zapytacie? Nikt do końca nie wie, ale grunt to być miłym dla innych, zdrowo się odżywiać, uwierzyć w siebie, podążać za pragnieniami i marzeniami. Te klimaty. Zaskakujące, ale to początkowo działa. Galowie pokornieją, Rzymianie nabierają wiary w swoje możliwości (a przynajmniej idą po ostry oklep z uśmiechem na ustach), a Ahigieniks zaczyna sprzedawać świeże ryby. Sytuacja się jednak komplikuje dla obu stron, czego efektem jest wyprawa ratunkowa do Lutecji. Razem z całym (przyjemnym!) bagażem charakterystycznym dla serii.
Źródło: Egmont
Biały Irys to pod wieloma względami powrót do korzeni. Mamy dużo humoru sytuacyjnego i przede wszystkim słownego (zapewne duża w tym zasługa przekładu Marka Puszczewicza), składającego się z całych sekwencji gier słownych. Jest nieco nienachalnych, ale dobrze dobranych odwołań do współczesności. Nie tylko za sprawą głównego antagonisty, ale też małych smaczków –  na przykład stanowiących zagrożenie na drogach hulajwózków. Są wreszcie w pełni wykorzystywane postacie, zgodnie z ich charakterem i specyfiką. A jeśli coś delikatnie odbiega od normy, jest uzasadnione fabularnie i nie razi.
Może wydawać się to przedwczesną oceną, ale zmiana scenarzysty w tym tomie (powierzenie historii nowemu twórcy – Fabrice’owi Caro) okazała się strzałem w dziesiątkę. Pozostaje trzymać kciuki, że kolejne historie w jego wykonaniu będą równie udane. Rysunkom Didiera Conrada nie można nic zarzucić, trzymają się linii charakterystycznej dla serii, choć z pewnymi unowocześnieniami. Biały Irys to zgrabnie napisana historia, wzbogacona o dużą dawkę humoru. Można przyczepić się co najwyżej do pojedynczych scen czy kadrów (jak zupełnie zbędne w tym tomie pojawienie się piratów), które nie wpływają na odbiór całości. Oby był to dobry zwiastun dla następnych tomów Asteriksa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj