Nie sposób w pierwszej chwili nie potraktować Tolkien: An Illustrated Atlas Davida Daya jak skoku na kasę – ot, każdy może przecież wziąć do ręki Silmarillion, The Lord of the Rings czy The Hobbit, wyciągnąć z nich, co trzeba, streścić i proszę, proste kompendium wzbogacone ilustracjami gotowe. Oczywiście, nie przejmując się faktem, że nasza publikacja jest nieoficjalna i nie jest przez nikogo z prawami do dzieł Tolkiena autoryzowana. Taki trochę fanfik (literatura fanowska, tekst, np. opowiadanie, którego fabuła i bohaterowie są zapożyczeni z innego dzieła) w ładnej okładce, z obrazkami i na dobrym papierze. Pomysł jest więc dość prosty, jednak wykonanie, cóż, to już inna bajka. David Day w swoim dziele postanowił zebrać wszystkie najważniejsze informacje dotyczące powstania Ardy, Nieśmiertelnych Krajów i Śródziemia w jednym dziele. Nazwa Atlas może być więc trochę myląca, ponieważ o ile znajduje się w książce trochę map, to jest to raczej ilustrowany słownik pojęć tolkienowskiego świata w połączeniu ze schematami, tabelami i innymi tego typu wykresami. Autor więc odrobił za czytelników całą pracę – kto to byli ci Majarowie? Jak wygląda podział szczepów elfów? Ile lat właściwie minęło od powstania Ardy do wydarzeń znanych nam z kart Władcy Pierścieni? W których latach rozgrywały się wojny o Beleriand? Jak prezentuje się fauna i flora Śródziemia? David Day postanowił zabawić się w detektywa i nie dość, że wyszukał i treściwie opisał wszystkie najważniejsze wydarzenia czy postacie, to jeszcze postanowił wszystko ładnie policzyć i klarownie przedstawić. Trudno nie docenić samego wysiłku, jaki musiał włożyć w tę publikację. Czy jest ona jednak rzeczywiście świetnym uzupełnieniem Silmarillionu oraz reszty dzieł Tolkiena? Zależy dla kogo.
fot. Zysk i S-ka
Już w przedmowie dowiadujemy się, że Atlas to nie ściągawka – owszem, czytelnik dowie się, w którym roku odbyła się dana bitwa, nie dowie się jednak, jaki był jej wynik. Atlas jedynie z grubsza omawia dane zagadnienie, w żadnym jednak wypadku nie streszcza na przykład Silmarillionu, z którego terminy zajmują w Atlasie najwięcej miejsca. To świetne uzupełnienie lektury dla osoby, która nie może sobie czegoś przypomnieć, a wertowanie grubych przecież arcydzieł J.R.R. Tolkien w poszukiwaniu jednej informacji może zająć masę czasu. Osoba niemająca wcześniej z nimi kontaktu może sięgnąć po Atlas w zasadzie jedynie dla stwierdzenia, czy warto się za nie brać. Z kolei część omawiająca wydarzenia z Hobbita czy Władcy Pierścieni może rzeczywiście, choćby bez złych intencji zaspoilerować niektóre wydarzenia czytelnikowi, więc mimo słów autora uważam, że Atlas przyda się głównie osobom już wcześniej mającym do czynienia z fantastycznym światem wykreowanym przez angielskiego pisarza. Jeżeli można autorowi Atlasu zarzucić jakieś niedopatrzenie, to będzie to zbytnie zapatrzenie się w filmy Petera Jacksona. Nowozelandzki reżyser postanowił zignorować istnienie kogoś takiego jak Tom Bombadil, a w Atlasie jest o nim zaledwie jedna wzmianka. Ten tajemniczy bohater nie dorobił się tam nawet własnej definicji, pomimo tego, że co jak co, ale każdego pewnie zastanawia, kimże on może być. Atlas tym jednym zdaniem niby to wyjaśnia, ale… to trochę mało. Generalnie ma się wrażenie, że o ile liczby i tabelki są tu rzeczywiście skrupulatnie opracowane, o tyle same hasła są czasami dość skrótowo omówione. Całość można spokojnie przeczytać w dwie godziny, do tego bez jakiegoś szczególnego pośpiechu (264 strony).
Polskie wydanie prezentuje się bardzo dobrze. Pod obwolutą kryje się twarda okładka z zupełnie inną ilustracją, co trochę zaskakuje, jednak wygląda ona chyba nawet lepiej niż ta główna. W środku z kolei kryje się przyjemny w dotyku papier i mnóstwo graficznych udogodnień – całość stylizowana jest na stary papier, co tylko dodaje książce uroku. W dodatku dosłownie pęka aż od ilustracji, choć z racji tego, iż są one autorstwa wielu osób, trudno mówić tu o jakiejkolwiek spójności. Część ilustracji wygląda lepiej, część gorzej, widać też nieraz, że powstały dobre kilkadziesiąt lat temu. Nie jest to jednak w żadnym razie jakaś ogromna wada – wszyscy tak są przyzwyczajeni to wizji narzuconej przez naczelnych ilustratorów dzieł Tolkiena, czyli Alana Lee oraz Teda Nasmitha, że nie zaszkodzi poznać wizję Śródziemia także innych artystów. Miłym dodatkiem jest zielona zakładka-tasiemka, której często brakuje w dużo obszerniejszych dziełach. Warto kupić Atlas Tolkienowski? Tak, pod warunkiem, że przynajmniej co kilka dni nie możemy sobie przypomnieć, w którym roku upadł Númenor albo jak nazywała się ukochana Berena i co takiego właściwie zrobiła. Można też oczywiście co jakiś czas czytać Silmarillion czy Władcę Pierścieni a wiedza i tak sama wskoczy do głowy, więc Atlas należy traktować jedynie jako drogę na skróty. Znacznie bardziej przydatne są mapy, których w tej książce nie brakuje – wizja Ardy u zarania dziejów oraz jej ewolucja może ostatecznie zaskoczyć oraz zadziwić czytelnika. Prawie 60 zł za zgłębienie się w świat Tolkiena to niemało, więc ostateczna decyzja o zakupie to już kwestia całkowicie indywidualna.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj