W ofercie Netflixa pojawił się nowy serial komediowy. Koncentruje się na miłosnych podbojach chłopaka z autyzmem. To ostatnie słowo może wybijać z rytmu, ale nie dajcie się zniechęcić i koniecznie sprawdźcie, czemu warto zaprzyjaźnić się z Atypowym.
Jeden z bohaterów
Atypowego zabiera głos podczas spotkania grupy wsparcia, opowiada o incydencie ze swoim autystycznym synem. "Tutaj nie używamy takich słów!" – strofuje go kobieta kierująca spotkaniem. "Na pierwszym miejscu stawiamy osobę, a nie jej dolegliwość".
Ta uwaga zabrzmiała trochę protekcjonalnie, ale ładnie przekłada się na przesłanie najnowszej produkcji Netflixa.
Atypical nie jest odcinkowym safari, gdzie wycieczka może bez skrępowania pogapić się na egzotyczną osobowość. To klasyczna komedia inicjacyjna ze wszystkimi obowiązkowymi elementami: jest liceum, amerykańskie przedmieścia, niezręczne randki i wielki bal na sam koniec. Duet scenarzystek, Ava Tramer i Robia Rashid, rozmyślnie wykorzystały utarty schemat. Sam pragnie wejścia w topos bohaterów
Superbad. Dąży do konwencjonalności i nie chce wychodzić przed szereg protagonistów podobnych historii. Rzecz w tym, że jego neurologiczna dolegliwość skutecznie mu to uniemożliwia, a widzom zapewnia świeże doświadczenie. Niby dostajemy to, co znamy i kochamy, ale podane w nowej, intrygującej formie.
O
Trzynastu powodach mówiło się jako o serialu, który łamał tabu i pozwalał nastolatkom spojrzeć na rzeczywistość inaczej. Bez dwóch zdań, samobójstwo nastolatki jest tematem mocnym i ważnym, ale o życiu uczuciowym osób autystycznych mówi się rzadziej i z mniejszym zapałem. Trudno ten temat romantyzować i niezręcznie go poruszać. Łatwo przy tym popaść w tani dydaktyzm i wzbudzić u dyskutanta niepożądaną, łzawą litość. Jeszcze łatwiej zrobić z autystycznej postaci klauna i zbagatelizować poważny problem i jej realny dramat. Efekt, który uzyskali twórcy, śmiało określiłbym jako złoty środek między tymi dwoma biegunami. Sam zaprasza nas do swojej głowy i za pomocą gęsto powtykanych monologów i niezamierzonych metafor pokazuje nam świat z jego perspektywy.
Ton lekkiego komediodramatu kojarzy się z ekranizacją
Silver Linings Playbook. To samo, pełne ciepła i empatii, wyrozumiałe spojrzenie na postać, z którą można się zżyć od pierwszej sceny. Wciąż śmiałem się z przygód Sama (świetny
Keir Gilchrist!) i jego ekstremalnie niezręcznych interakcji , ale nie miałem przy tym nieprzyjemnego wrażenia, że go wyśmiewam. Sam, w całej swojej inności i we wszystkich swoich wariactwach, jest lustrem, w którym możemy dojrzeć naszego wewnętrznego dziwaka.
Pierwsze odcinki sprawiły mi mnóstwo frajdy, ale jednocześnie wystraszyły. Bałem się, że obowiązkowe pojawienie się pozbawionych elementarnej wrażliwości rówieśników, którzy wyśmiewają szkolnego kolegę, rozwinie się w prominentny wątek. Trudno byłoby wyprowadzić z tego puentę mądrzejszą od pustego stwierdzenia, że dzieciaki bywają okropne. Wiadomo, komu w takim konflikcie kibicować, a kogo przeciągnąć pod kilem. Na szczęście to był tylko incydent i służył temu, żeby przedstawić postać Casey.
Mimo że Casey jest młodszą siostrą Sama, stała się aniołem stróżem brata. Rola, w której dziewczyna tkwiła od dziecka, rzutuje na jej osobowość i przekłada się na jej relacje z innymi ludźmi. Młodziutka Brigette Lundy-Paine świetnie oddała podskórną pretensję dziewczyny. Casey nie jest tylko sidekickiem Sama, a kompetentną postacią, równoważną z bratem. Zaburzenie dotyka wszak nie tylko Sama, ale i pośrednio jego siostrę i rodziców. Każde z nich radzi sobie na swój sposób i rozwiązuje inne problemy. Dla Douga (Michael Rapaport) największym problemem jest dotarcie do zamkniętego w sobie syna i spełnienie się w roli ojca.
Wiele seriali Netflixa ma w obsadzie aktorkę, która promuje produkcję swoim nazwiskiem. W przypadku
Atypowego padło na
Jennifer Jason Leigh. Gwiazda
Nienawistnej Ósemki gra matkę Sama, która podporządkowała swoje życie pod rolę, cóż, matki Sama. Elsa Gardner powoli odkrywa swoje kolejne warstwy, od stereotypowej pani domu do postaci tysiąc razy bardziej skomplikowanej i interesującej. Tak jak pozostałe postacie z obsady
Atypowego, nie wyłączając dobrotliwego ojca rodziny, bohaterka Jennifer Jason Leigh ma wady i popełnia błędy, ale rozumiemy jej zachowanie, skoro tak dobrze wiąże się z jej położeniem.
Właściwie wszystkie postacie z drugiego planu nie tylko świetnie wypadają w interakcji z Samem, ale mają swoje własne dziwactwa i małe, skonkludowane zresztą wątki. Po obejrzeniu serialu miałem ochotę uśmiechać się do ludzi, dostrzegać w nich to, co dobre, i szukać usprawiedliwienia dla tego, co trochę gorsze.
To serial środka, który może trafić w gusta szerokiej bazy odbiorców. W dużej mierze koncentruje się na dynamice między członkami rodziny, więc nieźle sprawdza się jako produkcja familijna. Można go też traktować jako komedię, zresztą świetnie napisaną, pełną żarów wynikających ze złożonych charakterów. Na tyle pikantny, że nada się do seansu z kumplami i bukłakiem wina i na tyle taktowny, że bez żenady można go obejrzeć z mamą, babcią czy wręcz teściową. W te skromne osiem około półgodzinnych odcinków zdążyłem się przywiązać do bohaterów na tyle, że już za nimi tęsknię i wyczekuję kolejnego sezonu. Sądząc po tym, jak zakończył się pierwszy sezon, jest na co czekać. Koniecznie sprawdźcie, to jedna z najciekawszych tegorocznych propozycji Netflixa!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h