W pierwszym sezonie AwanturNick był sympatycznym, ale mało zabawnym, familijnym sitcomem, który uciekał od wszelkich problemów, jakie mogą trapić prawdziwych ludzi. W związku z tym, że serial ten, mimo pewnych wad, z miejsca podbił moje serce, bardzo miło mi oznajmić, że w najnowszych epizodach nie powtórzono tych samych błędów. Poprzedni sezon sitcomu zakończył się niezłym cliffhangerem. Po seansie ostatniego odcinka zdawało się bowiem, że Jeremy w końcu dopiął swego i zdołał znaleźć dowody na to, że nastolatka jest oszustką. Jednak już otwierający odcinek drugiej serii pokazuje, że po raz kolejny małej przestępczyni udaje się wywinąć. Jeremy w końcu przyznaje, że mylił się co do swojej przyszywanej siostry. Podejrzeń z kolei tym razem nabiera Molly, która zaczyna zauważać, jak wiele do ukrycia ma jej przyjaciółka. W międzyczasie dowiadujemy się, dlaczego to akurat Thompsonowie padli ofiarą Nick. Przeszłość skrywa bowiem wiele tajemnic i już właściwie nie wiadomo, kto w tej całej historii jest prawdziwą ofiarą. I myślę, że właśnie to stanowi największą siłę drugiego sezonu – bohaterowie przestają być przesłodzonymi, uśmiechniętymi kukłami, a zaczynają być ludźmi. I choć w poprzednich sezonach nie brakowało im uroku, to jednocześnie wydawali się pozbawionymi problemów, nierzeczywistymi istotami, wyrwanymi niczym z amerykańskiego snu. W kolejnej serii Liz nie jest już wiecznie cierpliwą, sprawiedliwą matką, ale osobą, która ma swoje humory, bywa złośliwa, a nawet zawistna. Pogłębiony zostaje również portret psychologiczny Molly, która jeszcze bardziej niż w pierwszym sezonie jawi nam się jako despotyczna, pozbawiona cienia samokrytyki pseudoekolożka, dla której ważniejsza niż obrona praw zwierząt jest pozycja w grupie. Nawet wiecznie zadowolony Ed w ostatnim odcinku przechodzi metamorfozę i pokazuje bardziej rygorystyczną twarz. Co więcej, wychodzi na jaw, że Thompsonowie nie zawsze byli rodziną jak z obrazka, a w ich domu nie brakowało swego czasu problemów takich jak widmo bankructwa, kredyty czy wiecznie nieobecni rodzice. A przede wszystkim wychodzi na jaw, że w przeszłości zrobili coś bardzo złego. Coś, czego Nick nie może im wybaczyć i co rzuci zupełnie nowe światło na jej wybory i motywacje. Druga seria przynosi z jednej strony więcej zabawy, a z drugiej znacznie cięższy kaliber emocji. Znajdziemy tutaj zdecydowanie więcej udanych żartów, a także fabularnych twistów, które sprawiają, że podczas seansu ani przez chwilę się nie nudzimy. Choć przestępczych akcji małej dziewczynki nie ogląda się z takim napięciem, jak napadu na mennicę podczas seansu Domu z Papieru, naprawdę przynoszą one widzowi dużo frajdy i są o wiele bardziej pomysłowe niż w pierwszej serii. Jednocześnie nie brakuje tutaj chwil wzruszenia i poważniejszych tematów, których z kolei było niewiele w pierwszym sezonie. Przede wszystkim wątek przeszłości Nick oraz jej taty to prawdziwa bomba emocjonalna, która przewartościowuje wszystkie nasze dotychczasowe osądy na temat głównej bohaterki. Pojawia się także temat coming outu, co w tego typu familijnych sitcomach należy raczej do rzadkości. Jednak takim kluczowym pytaniem, jakie zadaje drugi sezon jest to, czy dla dobra naszych najbliższych możemy dopuścić się wszystkiego, nawet jeśli miałoby to oznaczać skrzywdzenie innych ludzi. Całość oczywiście okraszona jest solidną dawką ciepła i zakończeniem, podczas którego uronicie niejedną łzę. Familijny sitcom w naprawdę dobrym wydaniu. Już pierwszy sezon AwanturNicka był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem. Druga odsłona przygód nastoletniej oszustki tylko potwierdza, że nie warto osądzać po pozorach i wrzucać wszystkiego do jednego, netflixowego worka. Ja bawiłam się świetnie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj