Duet Smith-Lawrence powraca po 17 latach jako niezniszczalni Bad Boys. Czy w erze odgrzewanych hitów będą czymś więcej niż skokiem na kasę fanów kierujących się nostalgią? Przeczytajcie naszą recenzję Bad Boys for Life.
Gdy w 1995 roku pierwsza część
Bad Boys w reżyserii
Michaela Baya trafiła do kin, widzowie szybko ją pokochali. Produkcja miała wszystko, czego można oczekiwać od kina akcji: wybuchy, pościgi, widowiskowe strzelaniny i ogromną dozę humoru. Połączenie dwóch komików, czyli
Martina Lawrence’a ze wschodzącą gwiazdą, jaką w tym okresie był
Will Smith, okazało się strzałem w dziesiątkę. Zresztą obie części przetrwały próbę czasu i do dziś są chętnie oglądane. Nic więc dziwnego, że od dawna próbowano zrealizować kontynuację, ale bez powodzenia. Kolejne scenariusze lądowały w koszu, a i panowie jakoś nie palili się do powrotu. Smith chciał sprawdzić się w bardziej poważnym kinie, a Lawrence skupiał się na stand upie i komediach familijnych. Jednak gdy zaczęli zaliczać dołki w swojej karierze, a nowe projekty dalekie były od sukcesów, powrót do dwóch niepokornych policjantów z Miami zdawał się coraz lepszym pomysłem. I tak w 2020 r. do kin trafiają
Bad Boys for life, tyle że bez Baya, który woli tworzyć kolejne filmy o robotach. Choć reżyser nie zdystansował się od projektu kompletnie, bo zobaczymy go w zabawnym cameo.
Projekt trafił w ręce
Adila El Arbi i
Bilalla Fallaha, którzy może i nie mają wielkiego dorobku, ale swoją wizją przekonali producenta
Jerry’ego Bruckheimera, że czują ducha tej serii. I mieli rację!
Bad Boys for life to świetna kontynuacja, garściami czerpiąca z klimatu poprzednich części. Czas dla naszych bohaterów nie stanął w miejscu, co widać, i nikt tego nie stara się ukryć. No może oprócz Mike’a, który farbując siwą brodę, próbuje nieco ukryć oznaki starości. Marcus ma nadwagę, zostaje dziadkiem i postanawia przejść na zasłużoną emeryturę, czym jak zwykle wkurza swojego partnera. Faceta, który chce do końca swoich dni być czynnym funkcjonariuszem i woli polec na służbie niż w kapciach na kanapie. Starcie tych dwóch charakterów jest świetnie opowiedziane i jak zwykle wywołuje wiele salw śmiechu. Panowie znakomicie się uzupełniają, a ich riposty są celne i zabawne. Jakby przez te 17 lat nie wychodzili ze swoich ról.
Świat poszedł do przodu i twórcy nie dają o tym zapomnieć zarówno widzom, jak i swoim bohaterom. Czas samotnych strzelców dawno się skończył. W obecnych czasach zdominowanych przez nowe technologie trzeba działać w grupie. Szanować się i wspierać, w pracy i poza nią. Szacunek jest kluczem do sukcesu, a w tym wypadku także do przeżycia.
Scenariusz, który od pierwszej wersji przeszedł wiele przeróbek, może nie jest nadmiernie skomplikowany, ale wciąż dostarcza kilka ciekawych twistów, których widz nie będzie w stanie przewidzieć, oraz finał godny tej serii. Master plan czarnego charakteru, a raczej familii stojącej po drugiej stronie barykady, pomimo tego, że został ujawniony na samym początku filmu, potrafi trzymać w napięciu. A i bohaterowie zaskoczą nas swoimi decyzjami i prawdą, która jest mniej oczywista, niż mogłoby się wydawać.
Bad Boys to kino akcji, w którym ważnym, jak nie najważniejszym komponentem obok humoru są widowiskowe pościgi i strzelaniny. I tym razem jest tak samo. Nie ma znaczenia, czy jest to pościg ulicami Miami, Mexico City czy po prostu walka w jakimś opuszczonym hangarze czy hotelu. Wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. Sceny kaskaderskie są zrobione z efektem „wow”. Dział odpowiedzialny za układanie choreografii walk znakomicie wywiązał się z powierzonego zadania. Świetnie przygotowali zarówno Smitha, jak i Lawrence’a, by w scenach walki wręcz wyglądali wiarygodnie, ale i by same potyczki były widowiskowe.
Nowa odsłona oprócz tego, że dostarcza rozrywki, jest także świetną satyrą na telenowele i odgrzewanie starych tytułów w nieskończoność, z czego bohaterowie często się naśmiewają. Jednak
Bad Boys for Life doskonale pokazuje, że gdy do kultowej marki podchodzi się z pomysłem, a nie tylko z chęcią zarobienia szybkiej kasy, to można odnieść sukces. Podstawa to scenariusz z nienaciąganą historią. Szkoda, że nie każdy twórca potrafi tak podejść do tematu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h