Mary Daisy Dinkle, ośmiolatka, której matka jest nieodpowiedzialną pijaczką, a na dodatek kleptomanką, a ojciec świrem przesiadującym całe dnie w szopie w nie do końca wiadomo jakim celu, jest osamotnioną dziewczynką, która nie potrafi wpasować się w tło otaczającej ją rzeczywistości. Jej jedyny przyjaciel to kogut, bo niby kto chciałby się przyjaźnić z pryszczatą grubaską, której całe życie powtarzano, że jest wypadkiem.

[image-browser playlist="610077" suggest=""]

Max Horowitz, chory na zespół Aspergera samotnik, który za przyjaciół ma również zwierzęta w postaci kota, ślimaków, rybki o imieniu Henryk VIII i papugi, jest bardzo nieśmiały. Cały czas przesiaduje w domu, a jedyne miejsce jakie odwiedza, to klub anonimowych obżartuchów. Jest przekonany, że w jego życiu nic się już nie wydarzy, a jedyne na co czeka, to wygrana w loterii.

Mary bardzo marzy o prawdziwym przyjacielu i dlatego pewnego dnia postanawia zajrzeć do książki telefonicznej i pod wybrany przez nią adres wysłać list. Pretekstem jest pytanie, skąd w Ameryce biorą się dzieci. Notabene w Australii wyskakują z kufla z piwem. I tak trafia na 44-letniego nowojorczyka Maxa, który niespodziewanie dostaje list. Nikt jeszcze nie wie, że list ten odmieni ich życie na zawsze.

[image-browser playlist="610078" suggest=""]

Wydawałoby się, że tych dwoje dzieli niesamowita odległość, płeć i duża różnica wieku, ale jednak bardzo wiele ich też łączy. Oboje uwielbiają "Nobletów", kochają zajadać się czekoladą, mają nadwagę i oboje są samotni. I to głównie z powodu samotności nawiązuje się między nimi niezwykła więź, najdziwniejsza i najpiękniejsza przyjaźń, która trwa ponad 20 lat.

Zniekształcona rzeczywistość Mary i asymetryczne życie Maxa przedstawione w bajce, to niezwykły sposób przekazania widzom ludzkich słabostek i cierpień. Z jednej strony widzimy plastelinowy świat, w którym bohaterowie zmagają się z własnym życiem i jakoś nie do końca nas to dotyczy, ale z drugiej strony jest to realna konstrukcja nasiąknięta prawdziwą prozą życia. Nie trudno bowiem wyobrazić sobie żywą Mary, która koresponduje z realnym Maxem żyjącym na innym kontynencie. Może byłoby to trochę podejrzane i ocierało się dla niektórych o formę pedofilii, ale nie możemy przecież wkładać wszystkich do jednego worka.

[image-browser playlist="610079" suggest=""]

Ich wspólna przyjaźń to jakby rehabilitacja zwichniętych umysłów, choć ciężko chwilami stwierdzić, czy dla Maxa jest jeszcze jakiekolwiek światełko w tunelu. Jego frustracje i negatywne emocje sięgają zenitu, aby potem, jakby nigdy nic, wrócić do normalności. Pisanie listów jest dla nich pewną formą terapii, której skutki bywają różne. Ale przede wszystkim sama świadomość o istnieniu kogoś, kto cię rozumie, daje rady i dzieli się z tobą częścią swojego życia, jest w tym momencie chyba najwspanialszą rzeczą, jaka ich spotkała.

Nie jest to bajka pokroju "Shreka", "Kung Fu Pandy" czy "Epoki lodowcowej", która rozbawia do łez i pozwala się po prostu zrelaksować. Nie jest to bajka skierowana do najmłodszego pokolenia, zważywszy na fakt, iż sama forma wypowiedzi mogłaby być po prostu nie zrozumiała. Adam Elliott, reżyser i scenarzysta produkcji, stworzył zupełnie inny obraz. Jak sam twierdzi, oparł go na własnych doświadczeniach. Jest to opowieść o realnym, a chwilami wręcz brutalnym świecie, w którym główną rolę odgrywa dwójka bohaterów. Obraz opowiadający o ich problemach, dolegliwościach, dziwactwach, nałogach, braku akceptacji i osamotnieniu. A to przecież problemy dzisiejszego świata, z którymi nie radzi sobie wiele osób.

[image-browser playlist="610080" suggest=""]

Sama realizacja wykonana jest z niezwykłą precyzją. Każdy, nawet najbardziej zniekształcony przedmiot, element czy drobiazg stworzony jest z ogromną dokładnością, a każda z postaci idealnie oddaje swój charakter. Zresztą od napisania scenariusza do nakręcenia opowieści minęło prawie pięć lat, stąd taki kunszt i dbałość a najmniejszy szczegół.

Fabuła bajki jest nietuzinkowa, wciągająca i nieprzewidywalna, mało tego, chwyta widza za serce. Dialogi są wymyślne i dość nietypowe, dzięki czemu animacja jest bardziej oryginalna i ma swój własny charakter.

[image-browser playlist="610081" suggest=""]

Śmiało można powiedzieć, że jest to świetna alternatywa dla wszystkich poszukujących kina świeżego, ambitnego i oryginalnego. Tak więc przygotujcie tabliczkę czekolady i bierzcie się za oglądanie. Naprawdę warto.

[image-browser playlist="610082" suggest=""]

Ocena: 9/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj