Dzisiaj, dwa lata później, na półki trafił sequel, Batman: Arkham City. Tym razem oczekiwania były naprawdę wysokie, podsycane przez marketingową machinę pracującą na pełnych obrotach. Zapowiedziano otwarty świat, lepszą kampanię, więcej zagadek, więcej bajerów, nową grę plus. W ten sposób twórcy sami postawili sobie poprzeczkę – i taki już los kontynuacji, że konkurują nie tylko z hitami sezonu, ale i swoimi bezpośrednimi poprzednikami.

[image-browser playlist="607057" suggest=""]©2011 Warner Bros. Interactive Entertainment

Arkham City rozpoczyna się od przysłowiowego trzęsienia ziemi. Hugo Strange to jeden z nielicznych adwersarzy Batmana, który zna jego tożsamość. Udało mu się namówić burmistrza, aby odgrodził część Gotham i zamienił ją w wielkie tytułowe więzienie (niekoniecznie najlepszy plan działania, co?). Setki złoczyńców, w tym ikoniczni przeciwnicy Mrocznego Rycerza, tacy jak Dwie Twarze, Joker czy Pingwin, zamknięci na niewielkim skrawku miasta i wisząca nad wszystkimi groźba tajemniczego Protokołu Dziesiątego, który Strange ma zamiar wprowadzić w życie… Batman ma pełne ręce roboty.

W przeciwieństwie do Arkham Asylum, AC to gra open world – od samego początku mamy dostęp do większej części mapy i dużej ilości gadżetów, i chociaż GPS będzie nam zawsze wskazywał drogę do następnego ważnego dla fabuły miejsca, nie musimy stosować się do jego wskazówek. Zwłaszcza, że miasto oferuje mnóstwo innych atrakcji – poboczne misje, zagadki i łamigłówki Riddlera, wirtualne treningi i cały szereg ‘easter eggów’.

Tym bardziej smuci fakt, że ten otwarty świat jest sam sobie największym wrogiem. Konstruując go, Rocksteady odwaliło kawał dobrej roboty – graficznie jest naprawdę nieźle, zarówno pod względem szczegółów, jak i wydajności, specyficzny klimat Gotham został zachowany, a poruszanie się po mieście przy wykorzystaniu liny z hakiem (i wysięgnikiem) i peleryny sprawia sporo frajdy. Jednocześnie, wspomniana wcześniej mnogość opcji może przytłoczyć. Kiedy po raz pierwszy włączymy „wizję detektywa” (specjalny tryb pozwalający izolować elementy, z którymi możemy wejść w interakcję), Gotham rozświetli się jak choinka. Nie wiadomo, za co się chwycić. Sprawę pogarsza fakt, że sama plansza nie jest zbyt duża (mniejsza niż mapy w podobnych grach, jak GTA czy Assassin’s Creed), a jednocześnie wiele z zadań jest nie do wykonania, jeśli nie posunęło się dostatecznie daleko linii fabularnej – OK, dużo gier stosuje takie ograniczenie, problem polega na tym, że trudno odgadnąć, czy do rozwiązania danej łamigłówki potrzebujemy jakiegoś gadżetu, którego jeszcze nie mamy, czy też nie. Najbezpieczniej jest pozostawić większość zagadek na sam koniec rozgrywki – lub nawet wrócić do nich po zakończeniu głównego wątku fabularnego (jest taka możliwość).

[image-browser playlist="607058" suggest=""]©2011 Warner Bros. Interactive Entertainment

Za scenariusz Arkham City odpowiedzialna jest ta sama osoba, która pracowała przy AA – Paul Dini, scenarzysta animowanego i komiksowego Batmana. I to widać – w dialogach, które w przeważającej większości są bardzo dobre (ich jakość podwyższa wyśmienity dobór głosów i świetna gra aktorska). Główny wątek ma się gorzej – cierpi z uwagi na strukturę otwartego świata, poszczególne sceny są porządnie rozpisane, ale już ich łączenie w całość pozostawia wiele do życzenia. Bardzo dobrze wypada fabuła misji pobocznych, które naprawdę zwiększają różnorodność AC – dzięki tym opcjonalnym (ale polecanym!) zadaniom, gracze będą mogli poznać różne aspekty postaci Batmana, od rozwiązującego zagadki detektywa, po quasi-mistycznego pomazańca.

Dużo już powiedziałem o pobocznych elementach gry, ale jak wygląda sama rozrywka? Cóż, nie różni się zbytnio od tego, co zaprezentowano nam w AA – i to wcale nie jest minus. Płynna mechanika walki sprawia, że każde starcie rozgrywa się błyskawicznie i jest niewiarygodnie widowiskowe, czuje się siłę i szybkość ciosów Batmana. Gadżety, z których można korzystać w zwarciu i poza nim, znajdują liczne, pomysłowe zastosowania. Chociaż rodzajów przeciwników jest tylko kilka, to są dość różnorodne i wymuszają na graczu odpowiednią modyfikację taktyki. Powracają znane z pierwszej części sekwencje „drapieżcy”, podczas których gracz musi sprytnie eliminować kolejnych wrogów, starając się trzymać w cieniu, poza widokiem.

Jednym słowem – w AC gracz czuje, że jest Batmanem. Bez względu na to czy porusza się po mieście, walczy, czy rozwiązuje zagadki albo korzysta z jednej ze swoich technologicznych zabawek, jest zatopiony po uszy w klimacie komiksowego pierwowzoru.

[image-browser playlist="607059" suggest=""]©2011 Warner Bros. Interactive Entertainment

Chociaż kampanię da się skończyć w około dziesięć godzin, to poboczne misje, zagadki i zręcznościowe łamigłówki (tych jest ponad 400) wydłużają czas gry niemal o drugie tyle. Jeśli dodamy do tego epizody, w których gracz wciela się w Kobietę Kot (inaczej się nią steruje, inaczej porusza po mieście) oraz dziesiątki „pokojów wyzwań” (challenge rooms), krótkich sekwencji, które przechodzi się „na punkty”, a także wspomnianą we wstępie nową grę plus (możliwość przejścia gry ponownie, ze zwiększonym poziomem trudności, innymi konfiguracjami wrogów i wszystkimi zdobytymi gadżetami), dostajemy grę po brzegi wypchaną zawartością.

Przychodzi czas oceny i porównań i jestem w kropce. Mimo wszystkich moich zastrzeżeń, Arkham City to bardzo dobra gra, jedna z najlepszych w tym roku, świetnie się przy niej bawiłem. Jednocześnie mam nieodparte wrażenie, że można było zrobić więcej – AC zbytnio przypomina swego poprzednika sprzed 2-óch lat, a w niektórych sferach (fabuła), postępuje nawet o krok w tył. Przejście od bardziej zamkniętych poziomów do otwartego świata ma swoje zalety i wady. Nie jest rolą recenzenta oceniać grę, która nie powstała ani taką, którą życzyłby sobie, żeby stworzono, więc może powiem tak: Arkham City jest osiągnięciem mniejszym od AA; jako produkt rozrywkowy to kawał solidnej roboty, wart każdej złotówki, którą liczą sobie zań sprzedawcy. Żadna z gier opartych na licencji w ostatnich latach nie zapewniała takiej immersji i identyfikacji z postacią, żadna nie była tak wierna materiałowi źródłowemu i w żadnej nie miało się do czynienia z tak wysokim poziomem gry aktorskiej. No, oprócz AA.

Ocena: 9/10


O autorze: Marcin Wełnicki, felietonista, który często publikuje na Hatak.pl. Także wzięty pisarz, którego kolejna powieść "Testament Damoklesa" niedługo w polskich księgarniach. Hatak.pl jest patronem medialnym tej książki.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj