Batman Knightfall: Nowy początek. Tom 5 to ostatnia już odsłona znakomitej i niezwykle ważnej dla miłośników komiksów serii. Tym razem na pierwszy plan wychodzą nowi bohaterowie, choć twórcy nie zapominają o losach motorów napędowych cyklu – postaciach Bruce'a Wayne'a i Bane'a.
Batman Knightfall: Nowy początek. Tom 5 wkracza na polski rynek jako zwieńczenie jednej z najważniejszych sag w całej historii komiksów superbohaterskich. Biorąc pod uwagę, że w recenzowanej pozycji znajdziemy materiały, które w naszym kraju nigdy wcześniej nie były publikowane, lektura stanie się doskonałą okazją, aby w spojrzeniu na rozumianą holistycznie serię
Knightfall wyrobić sobie nową perspektywę. To także ostatnia szansa na to, aby przekonać się, z jak monumentalnym pod względem rozmachu narracyjnego cyklem mamy do czynienia. Konkluzja ta jest o tyle przewrotna, że głównymi bohaterami większości historii przedstawionych w niniejszym tomie są Dick Grayson i Tim Drake – dwóch Robinów, których rola w następstwie starcia praktycznie nieobecnego w początkowych zeszytach Bruce'a Wayne'a aka Batmana z Jean-Paulem Valleyem ulegnie fundamentalnej zmianie. Pierwszy z nich koniec końców przejmuje od dawnego mentora tytuł i kostium Mrocznego Rycerza, co okazuje się przewrotnym, aczkolwiek nader skutecznym zabiegiem w próbie dopisania zapadającego w pamięć
post scriptum do całej opowieści. Scenarzyści pokazują nam bowiem alternatywny wariant przekazania spuścizny Batmana, podstępnie pytając, czy jakakolwiek inna postać faktycznie będzie ją w stanie udźwignąć w pełni.
Nie zrozumcie mnie źle: to nie tak, że autorzy zeszytów zawartych w recenzowanym tomie silą się na podzielenie się z czytelnikami egzystencjalno-filozoficznym traktatem o braniu się za bary z dziedzictwem Mrocznego Rycerza. Jest zgoła inaczej; w rozłożonej na 12 odsłon opowieści o tytule
Prodigal aż roi się od tego, co w społeczności fanów komiksów określa się mianem "ramotek". Wayne w dalszym ciągu mierzy się z psychologicznymi konsekwencjami ostatnich starć, więc przekazanie maski i peleryny Batmana Graysonowi wydaje się posunięciem całkowicie naturalnym. To właśnie w tym momencie zaczyna się tytułowy "nowy początek" tudzież nowe otwarcie w staniu na straży Gotham. Fabularna dynamika działań innej już wersji Zamaskowanego Krzyżowca rozkręca się powoli, choć intrygującym spoiwem dla tej krucjaty jest jej powiązanie z nieustannie powracającym widmem przeszłości Graysona w postaci zbrodniczych knowań Two-Face'a. Jestem niemal przekonany, że odbiorcom mogą również przypaść do gustu zmienne, choć ufundowane na przyjaźni relacje protagonisty i Drake'a czy żartobliwe wstawki w rodzaju przemyśleń komisarza Gordona o wymykającej się wszelkiemu poznaniu naturze Batmana. Do tego wszystkiego dochodzą starcia z całą armią drugoligowych antagonistów w typie Komornika czy Szczurołapa. Doskonale pokazują one, czy Grayson dorósł już do powierzonej mu roli oraz jak mocno wizja jego heroizmu odbiega od tej, którą urzeczywistniał Azrael.
Nowy początek liczy sobie aż 552 strony – tom o tak gargantuicznej objętości siłą rzeczy musiał więc przynieść odpowiedzi na kluczowe pytania o to, w jaki sposób ukazane w
Knightfall wydarzenia odbiły się na postaci Wayne'a. Ten ostatecznie wraca do gry w opowieści zatytułowanej
Trojka, która pod względem oprawy wizualnej jest jedną z najlepiej prezentujących się historii w całej serii. Pojawiają się tu nowy kostium i nowy batmobil, a naprzeciw Mrocznego Rycerza stają rosyjscy gangsterzy: Vega, KGBestia i Mroczny Jeździec. Fabularna struktura tej batalii jest tak szalona, że zapoznawanie się z nią przywodzi na myśl istną jazdę bez trzymanki. Szybko dojdziemy do wniosku, że w scenariuszowej dezynwolturze tkwi jednak starannie przemyślana metoda twórców, którzy chcą wrzucić naznaczonego traumą ostatnich zajść i o niebo bogatszego w doświadczenia Wayne'a w wir przestępczej zawieruchy w Gotham. To posunięcie sprawdza się idealnie i pozwala domknąć opowieść o Batmanie, będącą swoistą i zarazem odrobinę zaskakującą parafrazą historii spod szyldu "tam i z powrotem". Na deser twórcy zostawiają jeszcze zeszyty poświęcone postaciom Alfreda i Bane'a. Szczególnie drugi z nich, magnetyzujący mroczną, niemalże klaustrofobiczną aurą, udowadnia, gdzie leży źródło artystycznego i komercyjnego sukcesu
Knightfall. Odsiadujący już wyrok złoczyńca przeszedł przecież nieoczekiwaną przemianę – taką, która w kontekście jego starcia z Mrocznym Rycerzem doskonale zarysowuje, z jak wielowymiarową postacią mamy do czynienia.
Seria
Knightfall w końcu ukazała się w Polsce w całości. Już sam ten fakt jest niezwykle ważną, by nie powiedzieć przełomową informacją dla wszystkich miłośników komiksów superbohaterskich w naszym kraju. Bynajmniej nie mam tu na myśli wyłącznie tych z nich, którzy pierwsze kroki w świecie współczesnych herosów stawiali pod dyktando wydawniczych posunięć TM-Semic. Cały cykl nawet po tak długim czasie od swojego debiutu na amerykańskim rynku wciąż jest w stanie pokazywać siłę komiksowego medium i stanowi doskonały dowód na to, że możliwość prześledzenia perypetii bodajże najważniejszego z trykociarzy w ramach monumentalnej, aż do bólu skomplikowanej i wielowątkowej fabuły jest dobrą przeciwwagą dla tych historii, w których idzie wyłącznie o to, kto kogo mocniej uderzy. Batman z początku lat 90. XX wieku wciąż trafia – w nasze serca i umysły. I nadal stoi jako jedyny w swoim rodzaju symbol heroizmu. Tego wniosku nie zmieniło nawet przetrącenie mu kręgosłupa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h